Ojciec Pio znany jest na całym świecie z różnorodności darów mistycznych otrzymanych od Boga, zwłaszcza ze stygmatów, z ogromu cierpienia znoszonego z pokorą, z posługi niezmordowanego spowiednika czy daru nieustannej modlitwy, aż po ofiarę z samego siebie w jedności z ofiarą Chrystusa, celebrowaną podczas mszy świętej. Jednak czy to wszystko, co dziś możemy powiedzieć o jego niepowtarzalnym powołaniu? Czy w swym kapłańskim sercu nie nosił on jeszcze innego pragnienia, dzięki któremu mógłby służyć w Kościele i dla Kościoła?
Po ukończeniu nowicjatu i złożeniu ślubów czasowych, w stycznia 1904 roku br. Pio – już jako kleryk – wyjechał do klasztoru kapucynów w Sant’Elia a Pianisi w celu rozpoczęcia studiów przygotowujących do przyjęcia święceń kapłańskich, których pierwszym etapem był kurs retoryki. Tam właśnie spotkał wizytującego prowincję ministra generalnego zakonu kapucynów, o. Barnarda z Andermatt. Wówczas po raz pierwszy poprosił o pozwolenie na wyjazd na misje. Niestety, jego prośba została odrzucona zapewne dlatego, że nie był jeszcze kapłanem i nie złożył profesji wieczystej, a może i z tego powodu, że w tym czasie kapucyni z prowincji Foggii nie posiadali własnych misji zagranicznych. Po latach Ojciec Pio skomentował tamto wydarzenie: „Pan Bóg zachował dla mnie o wiele trudniejsze zadanie”. Uczynił go bowiem misjonarzem całego świata.
Wicepostulator procesu beatyfikacyjnego Ojca Pio i redaktor naczelny „Voce di Padre Pio”, o. Gerardo Di Flumeri, stwierdził: „Bóg jednak nie chciał, aby Ojciec Pio był misjonarzem w kraju niewiernych, ale go pozostawił na górze Gargano, aby był misjonarzem całej ziemi. By do niego przychodzili ludzie ze wszystkich stron świata: «wielki tłum […] z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków» (Ap 7,9)”. O tym powołaniu Ojciec Pio napisał w jednym ze swoich listów adresowanych do Niny Campanile: „Tutaj ukryłeś mnie przed oczami wszystkich, ale już od tamtej pory powierzyłeś Twojemu synowi przeogromną misję, misję, która tylko Tobie i mnie jest znana. Mój Boże! Ojcze mój! Jakże na tę misję odpowiedziałem?! […] Słyszę wewnątrz głos, który nieustannie mówi mi: uświęcaj siebie i uświęcaj innych”.
O wiele trudniejsze zadanie
Niezwykle ciekawą lekturę, która rzuca całkiem nowe światło na tajemnicę powołania Ojca Pio, stanowią jego dwa krótkie listy adresowane do bpa Giuseppe Angela Poliego. Był on toskańskim kapucynem, który niedługo po otrzymaniu święceń kapłańskich w 1901 roku został wysłany na misje do Allahabadu w Indiach. W lipcu i październiku 1920 roku, już jako biskup, zatrzymał się w San Giovanni Rotondo, gdzie miał okazję spotkać się i rozmawiać ze Stygmatykiem, który zrobił na nim ogromne wrażenie. W liście do doktora Giorgia Festy wspominał tamto wydarzenie: „Veni, vidi et vinctus (!) sum [Przybyłem, zobaczyłem i zostałem obezwładniony]. Macie całkowitą rację. Digitus Dei est hic [To jest palec Boży]. Przed Ojcem Pio człowiek czuje się pokonany przez obecność nadprzyrodzoności. Jednocześnie jego prostota, jego stała powściągliwość i opanowanie wzbudza zaufanie”. Biskup pokonany wyjątkową osobowością Ojca Pio, a przede wszystkim działaniem „nadprzyrodzoności” wyrażonej w znaku stygmatów, przez kolejne lata utrzymywał z nim serdeczną znajomość. Nabrała ona cech braterskiej życzliwości, a nawet familiarności, czego przykładem było przesłanie Ojcu Pio w dowód wdzięczności dziesięciu lirów na zakup czekolady.
Zapewne braterska postawa biskupa z Indii pomogła Stygmatykowi otworzyć przed nim swoje serce. W liście z 17 lutego 1921 roku Ojciec Pio otwarcie napisał mu o swoim od dawna skrywanym pragnieniu zostania misjonarzem. Na przeszkodzie w jego realizacji stanął tym razem kierownik duchowy, który nie wyraził swojej zgody. Pomimo to kapucyn ze stygmatami, o którym zrobiło się już głośno w całych Włoszech i poza ich granicami, wciąż żywił głęboką nadzieję, że zostanie misjonarzem, o ile oczywiście taka będzie wola Boża. Pisał: „Wiecie, Ojcze, że ja także gorliwie prosiłem mojego kierownika duchowego, by móc zostać jednym z Waszych misjonarzy, lecz niestety nie uznał mnie za godnego. Aż do tej pory nic nie zdołało mi wyjednać tej szczególnej łaski. Czy mam ponowić te prośby? Powierzajcie także Wy tę sprawę Jezusowi i powiedzcie Mu, że jeśli mnie chce wśród swych misjonarzy, niech skłoni do tego wolę innych. A tymczasem, skoro nie uzyskałem zgody na zostanie misjonarzem, będę się starał nim być w sposób duchowy. Będę Wam zatem towarzyszyć modlitwami i westchnieniami, mając nadzieję, że raczycie mnie przyjąć jako jednego z Waszych ostatnich misjonarzy”. Ojciec Pio nigdy nie otrzymał pozwolenia na wyjazd na misje do Indii, ale jak sam wyznał, został „misjonarzem duchowym”. Tę posługę wypełniał poprzez zanoszenie modlitw za misje i misjonarzy. W swych listach zapewniał bpa Poliego: „Nie wątpcie, Najdroższa Ekscelencjo, w moje biedne i słabe, a jednak gorliwe modlitwy, które wznoszę za Was i za Waszą misję, aby wydała obfite owoce”.
W kolejnym liście, który napisał rok później, 1 lutego 1922 roku, Ojciec Pio raz jeszcze wyraził swoje szczere pragnienie bycia misjonarzem w Indiach. Wyznał: „Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym też mógł tam się znaleźć, by ofiarować moją skromną pracę dla przymnożenia wiary. Jednak taki los nie mi jest pisany, lecz duszom szlachetniejszym i bardziej miłym Jezusowi. Moją misję zrealizuję przez pokorną, żarliwą i nieprzerwaną modlitwę. Tak, Ojcze, ciałem znajduję się tutaj, lecz duchem jestem blisko Was, ściśle z Wami zjednoczony”. Pomimo że zakonne posłuszeństwo nie pozwalało mu na realizację misyjnego powołania, on wciąż tęsknił za wyjazdem do Indii w celu krzewienia wiary. Jednak szybko doszedł do przekonania, że nie pozostało mu nic innego, jak zadowolić się pełnieniem posługi misjonarza duchowego poprzez modlitwę i duchową bliskość ze współbraćmi pracującymi na misjach.
Włoski kapucyn z prowincji Foggii i misjonarz w Czadzie, o. Antonio Gambale przechował w swej pamięci słowa, które Ojciec Pio wypowiedział do niego na kilka miesięcy przed swoją śmiercią w 1968 roku. Zwierzył się mu: „Odkąd zostałem kapłanem, odczuwałem pragnienie bycia misjonarzem”. Ojciec Antonio ujawnił ponadto, że „Ojciec Pio był naprawdę zakochany w idei wyjazdu w dalekie strony, aby głosić Ewangelię i nigdy nie przestał o tym myśleć. Kilkakrotnie mówił mi, że chciałby naśladować św. Franciszka, który wyjechał na Wschód. Jednak Pan dał mu inną misję: dzięki jego nieustannej modlitwie ci, którzy na nie wyjechali, mogli przynosić wiele owoców”. Ojciec Pio, choć nigdy nie wyjechał na misje zagraniczne, w sercu pozostał misjonarzem aż do śmierci.
On czyni wiele dobra
W grudniu 1939 roku do Erytrei przybył nowo wybrany prowincjał prowincji kapucynów z Foggii, o. Agostino z San Marco in Lamis. Był zainteresowany utworzeniem w odwiedzanym przez siebie kraju samodzielnej placówki misyjnej, tym bardziej że od roku w Cheren i Dolinie Zachodniej pracowało siedmiu jego współbraci. Pomysł w pełni został zrealizowany dopiero w marcu 1947 roku, gdy minister generalny, o. Clemente z Milwaukee, podpisał dekret o utworzeniu misji sui iuris, potwierdzając tym samym wcześniejsze przekazanie jej w ręce kapucynów z prowincji Foggii.
Kiedy dwa lata później wyruszała kolejna ekipa kapucyńskich misjonarzy – czterech kapłanów i trzech braci zakonnych – ich liczba w Erytrei wzrosła do dwudziestu dwóch. Przed wyjazdem na misje udali się do Rzymu, aby wziąć udział w prywatnej audiencji Piusa XII. Gdy papież dowiedział się, że pochodzą w prowincji Foggii, zaraz ich zagadnął: „Jak się czuje Ojciec Pio?”. Sekretarz misji, o. Ferdinando odpowiedział: „Dobrze, Ojcze Święty”. Wówczas papież zapytał: „Przyjeżdża do niego wiele ludzi, prawda?”. „Tak, Ojcze Święty. Gdyż czyni on wiele dobra!” – relacjonował sekretarz misji. Po usłyszeniu tych słów na temat Ojca Pio Pius XII wyraził szczere przekonanie: „To święty człowiek” i udzielił Stygmatykowi specjalnego błogosławieństwa, o które poprosił go o. Ferdinando.
Trzeba pamiętać, że Ojciec Pio dobrze znał kulisy tworzącej się misji w Erytrei. Od początku był informowany przez o. Agostina o zmaganiach w jej erygowaniu i sam zachęcał go do pełnego zrealizowania planu jej powstania. Przy tym modlił się i ofiarowywał swoje cierpienia w intencji nowych powołań misyjnych w prowincji, tak potrzebnych do utworzenia własnych misji. Ogromnym smutkiem napełniła go śmierć o. Giancrisostoma DʼApolita, będącego od dwóch i pół roku misjonarzem w Erytrei. Mimo tak krótkiego czasu ten młody współbrat dał się poznać jako człowiek mocno zaangażowany w działalność misyjną, którą wykonywał z entuzjazmem i wielką miłością do ludzi. Zmarł 1 października 1940 roku w Barentú z powodu malarii. Miesiąc później jego współbracia dokonali uroczystego otwarcia w San Giovanni Rotondo Centrum Misyjnego nazwanego jego imieniem, aby w ten sposób uczcić pamięć młodego kapłana, który ofiarą własnego życia uświęcił rodzącą się misję. Ojciec Agostino, wspominając tamte wydarzenia, zanotował w swoim „Dzienniku”: „Mówiliśmy o stracie o. Giancrisostoma, misjonarza z naszej prowincji. Nie jestem w stanie wyrazić, jak wielkie cierpienie przeżywa z tego powodu Ojciec Pio i jak gorąco modli się za misje i za prowincję. Umocnił we mnie nadzieję w Bożą pomoc”.
W cieniu Ojca Pio
W kwietniu 1965 roku kapucyni z prowincji Foggii otrzymali pozwolenie na założenie kolejnej misji, tym razem w Czadzie. Pierwszymi, którzy mieli tam się udać na zaproszenie biskupa diecezji Moundou, Samuela Gaumaina, byli czterej współbracia: o. Terenzio Farina, o. Claudio Ruggiero, o. Narciso Marro, o. Attilio Ladogana.
Jeden z nich, o. Narcisio, zanim doszło do powstania misji, wielokrotnie prosił Ojca Pio o zgodę na wyjazd, ale jego odpowiedź zawsze była negatywna. Stygmatyk przekonywał go: „A dokąd chcesz jechać… zostań ze mną…”. Ojciec Narcisio pracował w San Giovanni Rotondo jako zakrystianin i koordynator penitentów, pomagając w sprawnym funkcjonowania kolejki do konfesjonału Ojca Pio. Po długich naleganiach Stygmatyk, który był także jego ojcem duchowym, wreszcie ustąpił. Swoją zgodę tłumaczył w następujący sposób: „Mój synu, co chcesz, żebym Ci powiedział… mówiłem Ci, żebyś został ze mną, ponieważ żal mi się rozstawać… rozumiem Cię, ponieważ także i ja, kiedy byłem młody, prosiłem o wyjazd na misje, lecz moja prośba nie została przyjęta”. W swej argumentacji Ojciec Pio kolejny raz odwołał się do swego niespełnionego pragnienia zostania misjonarzem, potwierdzając tym samym szczerość własnych intencji.
W sierpniu 1965 roku przed wyjazdem do Czadu cała czwórka misjonarzy przybyła do Ojca Pio z prośbą o kapłańskie błogosławieństwo, którą on spełnił, zapewniając równocześnie o swojej bliskości i modlitwie. Powiedział: „Zawsze będę blisko Was z moją pokorną, żarliwą i wytrwałą modlitwą”. Owocem tamtego spotkania są istniejące do dziś szkoły noszące imię Ojca Pio oraz niewielkie, ale znaczące inicjatywy socjalno-charytatywne inspirowane jego duchowością. Natomiast o. Narcisio, który w Afryce spędził dwadzieścia pięć lat, nie zawiódł swojego ojca duchowego. Z błogosławieństwem Ojca Pio zakładał ośrodki misyjne, wioski dla katechetów i ośrodki kultury, organizował ambulatoria, kopał studnie, budował gospodarstwa rolne i spichlerze oraz osobiście wzniósł kościół. Pośmiertnie jego ofiarną działalność misyjną streszczono w kilku jakże wymownych słowach: „Umierał w cieniu Ojca Pio z sercem w Afryce”.
Jesteś lepszy ode mnie
W drugiej grupie misjonarzy wysłanych przez zakonną prowincję Foggii do Czadu znalazł się o. Antonio Gambale. Podobnie jak wcześniejsi misjonarze i on udał się do Ojca Pio. Pierwszy raz uczynił to w marcu 1966 roku, aby opowiedzieć o swoim powołaniu. Gdy przebywał z nim sam na sam w celi, zwierzył się: „Ojcze Pio, od dziecka miałem powołanie misyjne, potem pielęgnowałem je w szkole średniej i na kursie teologii, a także nawiązałem kontakt z jednym z ojców, który jest w Erytrei. Ja również zamierzam wyjechać do Afryki”. Po tych słowach Ojciec Pio mocno się rozrzewnił, jego łzy obficie zrosiły stolik, przy którym siedział. Kiedy opanował emocje, powiedział: „Mój synu, jesteś lepszy ode mnie!”. Ojciec Antonio, zmieszany tymi słowami i zachowaniem Stygmatyka, zaczął dopytywać o ich powód. Wówczas Ojciec Pio wyznał z ogromną szczerością: „Kiedy byłem młody jak ty, błagałem, płakałem, modliłem się, ale mój przełożony nie uznał mnie za godnego takiego zadania. Nie martw się, pojedziesz na misje”.
Drugi raz o. Antonio Gambale udał się do San Giovanni Rotondo w marcu 1967 roku, aby uroczyście otrzymać krzyż misyjny i pożegnać się z Ojcem Pio przed wyjazdem do Czadu, prosząc go o modlitwę za siebie. Kapucyn ze stygmatami objął go i powiedział: „Mój synu, za kogo mam się modlić, jeśli nie za Ciebie. Chłopcze, kto wie, czy jeszcze się zobaczymy?”.
Po wyjeździe do Afryki o. Antonio doznawał szczególnej opieki Ojca Pio, zwłaszcza gdy ciężko zachorował. Odczuł wówczas jego obecność i doświadczył mocy jego modlitwy. W dowód wdzięczności za duchowe wsparcie i towarzyszenie napisał o swoim ojcu duchowym aż trzy książki.
Pragnienie krzewienia wiary i niesienia Chrystusa niewierzącym było u Ojca Pio bardzo silne przez całe jego kapłańskie życie. Choć nigdy nie udał się na misję ad genetes, został misjonarzem dla ogromnej rzeszy ludzi, która poszukiwała u niego umocnienia w wierze i duchowej pomocy na drodze nawrócenia. Darzył ogromnym szacunkiem tych, których Bóg obdarzył powołaniem misyjnym. Uważał je za powód prawdziwego szczęścia, choć było ono przeznaczone dla „dusz szlachetniejszych i bardziej miłych Jezusowi”. W liście adresowanym do jednej ze swych córek duchowych napisał: „Niech ten Ojciec, po trzykroć święty, oddali od swego Kościoła wszelki istniejący rozłam i nie dopuści, by zrodziły się kolejne, aby nastała jedna owczarnia i jeden Pasterz. Niech stukrotnie pomnoży liczbę dusz wybranych, niech pośle wielu świętych i światłych szafarzy, a posługujących niech uświęci i za ich pośrednictwem niech wszystkim chrześcijańskim duszom przywróci gorliwość. Niech zwiększy liczbę katolickich misjonarzy, bo znowu musimy żalić się boskiemu Nauczycielowi: «Żniwa są wielkie, ale robotników mało» (por. Mt 9,37)”. Ojciec Pio nie ustawał w modlitwach za misje i misjonarzy, usilnie prosząc dobrego Boga o nowe powołania misyjne. Zgodnie z jego zamysłem, kto wchodzi na drogę świętości lub pomaga innym w ich uświęcaniu, ten już został misjonarzem.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
GOP [142/4/2023]
Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie i Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie. Wiceredaktor „Głosu Ojca Pio”. Autor książek: „Przyśnił mi się Ojciec Pio. Trochę inna biografia” i „Świadkowie tajemnicy. Osobliwe towarzystwo Ojca Pio”.