Bóg obdarzył Ojca Pio nadzwyczajnym darem osmogenezy. Emanował od niego przyjemny zapach o różnej intensywności i woni, który był odczuwany nie tylko przez pojedyncze osoby, ale nawet tłumy ludzi w tym samym czasie. Nie odznaczał się on jednak trwałością, gdyż jak nagle się pojawiał, tak też i znikał, tylko niekiedy z nieznanych przyczyn utrzymywał się znacznie dłużej, nawet latami.
„Zapach świętości” Ojca Pio emanował z krwawiących stygmatów i przenikał jego odzież i dotykane przez niego przedmioty, unosił się także w miejscach, w których przebywał lub przez które przechodził. Specyficzną woń odczuwały również osoby, które o nim tylko pomyślały, o nim mówiły lub modliły się za jego wstawiennictwem. Jego pojawienie się przypominało nagłą falę, niczym uderzenie strumienia ciepła. „Zapach świętości” Ojca Pio zaczął być odczuwalny z chwilą jego stygmatyzacji.
Proszony przez swoje córki duchowe o wyjaśnienie tego fenomenu, odpowiadał, że „to dar od Pana, który nie jest dla osobistego uświęcenia, ale aby przyciągać do Niego inne dusze”. Pytany o to samo przez innego ze swoich duchowych synów, odpowiedział: „Czego chcieć więcej, to jest moja obecność”. Z czasem zaczęto go utożsamiać z tym darem tak bardzo, że przyjął on nawet nazwę „zapachu Ojca Pio” i stał się jego duchowym znakiem rozpoznawczym.
Skąd ten zapach?
Wielu zastanawiało się nad źródłem pochodzenia „zapachu świętości”, który emanował od Ojca Pio. Wzbudzał on tyle kontrowersji i pytań, że sprawą zainteresował się także Watykan. Wizytator apostolski Raffaello Carlo Rossi, biskup Volterry i przyszły kardynał, w czerwcu 1921 roku podczas prowadzonej wizytacji kanonicznej u Ojca Pio osobiście doświadczył cudownego zapachu Stygmatyka. W swej relacji skierowanej do Świętego Oficjum zanotował: „Występowanie niezwykle miłego i bardzo mocnego zapachu, porównywalnego do woni fiołków, jak celnie zauważył biskup Melfi, poświadczają wszyscy. Najdost.[ojniejsi] Ojcowie pozwolą, że poświadczę to również i ja. Czułem go, gdy oglądałem «stygmaty»” […]. Zapach odczuwa się chwilami, falami. Jak mówią – w celi i na zewnątrz, gdy przechodzi obok, i na jego miejscu w chórze. A nawet z dużej odległości. […] Ponadto płócienne bandaże nasiąknięte krwią z ran Ojca Pio, jego piuska, rękawiczki, włosy ścięte przed dwoma laty – zachowują zapach”. W kolejnej relacji dostojnik stwierdził ze zdziwieniem, że „jedyną osobą, która go nie czuje, jest Ojciec Pio”.
Biskup Rossi zastanawiał się nad naturą i źródłem pochodzenia tego cudownego zapachu. Po dokładnym zbadaniu życia i świętości Ojca Pio zaczął po kolei wykluczać: sugestie i autosugestie, działanie diabelskie, rodzaj sprytnej sztuczki lub oszustwo ze strony Stygmatyka czy też niewinne wykorzystywanie perfum. Tych ostatnich Ojciec Pio nigdy nie używał, do higieny osobistej wykorzystywał jedynie zwykłe mydło, o czym sam wielokrotnie zapewniał, a wobec wizytatora uczynił to pod przysięgą. Na tak kłopotliwy problem wizytator miał jedyne możliwe rozwiązanie: „Stoimy w obliczu działania Boskiego – na ten temat jednak nie śmiem się wypowiadać”.
Interesujące jest również spostrzeżenie włoskiego lekarza, Giorgia Festy, który w latach dwudziestych badał stygmaty Ojca Pio i odkrył, że jego rany „wydzielają krople delikatnie pachnącej, lśniącej krwi”. Gdy po pierwszej ze swych wizyt u Ojca Pio zabrał ze sobą do Rzymu przesiąknięty krwią opatrunek do badania laboratoryjnego, towarzyszące mu w samochodzie osoby – w tym dystyngowany dostojnik wojskowy – wyraźnie odczuwały silną, przyjemną woń. „Zapewniały mnie – relacjonował później lekarz, że – miała identyczny odcień, co zapach emanujący od Ojca Pio. A przecież nikt nie wiedział, że wiozę ze sobą ów kawałek płótna, a w pędzącym samochodzie dostęp świeżego powietrza był zapewniony. W Rzymie długo jeszcze ów kawałek płótna, zamknięty w szafce, tak bardzo wypełniał swą wonnością cały mój gabinet, że ktokolwiek do mnie przychodził, pytał, chcąc nie chcąc, o źródło tak miłego zapachu”.
Inny lekarz, ordynator państwowego szpitala w Barletcie, Luigi Romanelli, był przekonany, że źródłem zapachu Ojca Pio są stygmaty. O swych spostrzeżeniach napisał: „Jestem przekonany, iż zapach emanuje nie tyle z osoby Ojca Pio, ile z krwi sączącej się z jego ran. […] Zresztą, krew wyciekająca z dopiero co naciętych żył w żywym organizmie nie wydziela doprawdy żadnych przyjemnych zapachów. Jakże wobec tego może pobudzać błonę śluzową narządu węchu jakimkolwiek miłym odczuciem zapachowym krew, którą nasiąknięte są opatrunki z ran Ojca Pio, choćby i dlatego, że niekiedy zmienia się je po dość długim czasie. Powinny raczej wzbudzać obrzydzenie, bo jakże tu mówić o wonnych zapachach! Powyższe zjawisko – proste a zarazem jakże wymowne – jest więc sprzeczne z wszelkimi prawami natury i nauki, i nie mieści się w zwyczajnej logice. Nam zaś nie pozostaje nic innego, jak potwierdzenie jego prawdziwości”.
Choć osmogeneza uznawana jest za autentyczny fenomen duchowy, to po dziś dzień pozostaje nierozwiązaną tajemnicą, której nie da się wyjaśnić w żaden naturalny sposób. Z teologicznego punktu widzenia miły zapach, jaki wydziela ciało, jest przede wszystkim oznaką jego przebóstwienia, potwierdzeniem świętości i działania Bożego.
Charakter cudownego zapachu
Od czasu stygmatyzacji Ojciec Pio był rozpoznawany nie tylko po krwawiących ranach, jakie ona pozostawiła, ale i po cudownym zapachu, jaki emanował ze stygmatów. Były gwardian klasztoru kapucynów w San Giovanni Rotondo, o. Rosario, przyznał, że zapach Ojca Pio, trudny do zidentyfikowania, był odczuwalny w różnych częściach klasztoru: „Czułem ten zapach każdego dnia, kiedy przychodziła godzina nieszporów […]. Wychodząc z mojej celi, czułem przyjemny, a zrazem silny zapach, nie wiem czego, rozchodzący się z celi Ojca Pio, z którym sąsiadowałem. Kiedyś zapach ten emanował z krzesła, na którym Ojciec Pio siedział w czasie spowiedzi mężczyzn. Innym razem wydziela się z jego rąk”.
Zapach Ojca Pio był odczuwalny także poza klasztorem, w którym stale przebywał. Przełożona Kolegium Santa Maria di Bagheria, s. Caterina, w nocy 18 listopada 1848 roku, po rozmowie ze współsiostrami na temat nawróceń dokonanych przez Ojca Pio, odczuła jego zapach, gdy po powrocie do swego pokoju położyła się spać. Wspominała: „Jak tylko zgasiłam światło i ułożyłam się do snu, ogarnął mnie dziwny wonny zapach. Była to woń kadzidła, lecz miała w sobie coś nowego, czego nie da się opisać”. Sama tylko rozmowa na temat Ojca Pio spowodowała, że s. Caterina odczuła jego obecność pod postacią aromatu kadzidła.
Bliski współbrat Stygmatyka, o. Alberto D’Apolito, wielokrotnie doświadczał zapachu Ojca Pio w różnych okolicznościach własnego życia. Wyznał: „Zapachem Ojciec Pio dawał mi odczuć swą obecność przy mnie, nawet gdy dzieliła nas spora odległość”. Kiedy we wrześniu 1955 roku o. Alberto udawał się z pięćdziesięcioosobową grupą na pielgrzymkę do sanktuarium Matki Bożej Płaczącej w Syrakuzach, przed odjazdem zaproponował Ojcu Pio, aby z nim pojechał. W odpowiedzi usłyszał tylko słowa zapewnienia o duchowej obecności: „Jedźcie spokojnie, będę z wami”. W pielgrzymkę wyruszono bez Stygmatyka. Obfitowała ona w niemiłe niespodzianki. Najpierw po zjedzeniu rozgrzanych słońcem melonów grupa nabawiła się boleści brzucha, a następnie nocą w okolicach Palermo została zatrzymana w szczerym polu, gdy kierowca autobusu musiał gwałtowanie zahamować z powodu zwalonych na drogę głazów i drzew. Wówczas wszyscy zaczęli przyzywać pomocy Ojca Pio i natychmiast autobus wypełnił się miłym zapachem. Poznali, że mogą liczyć na jego wstawiennictwo i opiekę, dlatego inną drogą ruszyli do sanktuarium. Po powrocie udali się do San Giovanni Rotondo, by podziękować Ojcu Pio. Nie zdążyli mu jeszcze opowiedzieć o swych przygodach, gdy na powitanie Stygmatyk oznajmił im: „Ładnieście wyglądali po tych melonach! A i tego wieczoru na drodze do Palermo najedliście się strachu!”. Wszyscy mogli się przekonać, że zapach Ojca Pio był nie tylko świadectwem jego duchowej obecności, ale również zapewniał o jego opiece. Był najlepszą gwarancją wysłuchanej modlitwy. Ojciec Pio dotrzymał słowa, był z nimi obecny, ale nie tak, jak się tego spodziewali.
Podobnie było w przypadku zrozpaczonej wdowy Antonietty Pacchelli, która w 1961 roku przeżywała rodzinny dramat, gdy jej niewinnie oskarżony syn stanął przed sądem. Złamana bólem zwróciła się o pomoc do Ojca Pio: „Stale w ciszy niekończących się nocy przyzywałam Ojca Pio, aby się wstawił i ulitował nad naszym cierpieniem. Wzywałam go głosem rozdzierającym z głębi mojej duszy, błagałam o jego pomoc. Pewnej nocy odczułam, że pokój ogarnia upajający zapach. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, bo nie było w nim żadnych perfum ani nawet kwiatów w całym domu. Wstałam, żeby sprawdzić, czy ktoś nie przyniósł do domu jakichś perfum. Nic! I zapach rozchodził się w sposób przyjemny, poruszając mojego ducha. Nadzieja otrzymania łaski za wstawiennictwem Ojca Pio zrodziła się we mnie, a potwierdziła ją moja siostra, która w swoim domu odczuła podobny zapach w czasie, gdy uznawano niewinność mojego syna”. Modlitwy Antonietty zostały wysłuchane, a zapach Ojca Pio okazał się zaskakującą odpowiedzią na jej pełne bólu wołanie o pomoc.
„Zapach świętości” Ojca Pio miał najczęściej woń kwiatów. Jego pojawienie było potwierdzeniem, że Stygmatyk nie zostawi nikogo w potrzebie bez stosownej pomocy. Mogło się o tym przekonać pewne włoskie małżeństwo. Na początku 1953 roku młody mężczyzna z Caniattis na Sycylii dowiedział się od lekarzy, że z powodu poważnych problemów z nerkami u jego żony, jej ciąża jest zagrożona. Lekarze przekonywali go, że jedynym rozwiązaniem jest operacja. Wówczas zrozpaczony mężczyzna zwrócił się o pomoc do Stygmatyka. Wyznał: „W maju napisałem list do Ojca Pio z prośbą o pomoc. Kilka dni później wydarzyło się coś dziwnego. Będąc w różnych pokojach, oboje z żoną wyczuliśmy tajemniczy zapach róż. W tej samej chwili listonosz zapukał do drzwi i wręczył nam list od Ojca Pio. W liście przeczytaliśmy, że Ojciec Pio będzie się modlił za żonę i za nasze jeszcze nienarodzone dziecko. Dzień później żona przeszła badania lekarskie. Lekarze ze zdziwieniem stwierdzili, że jest zupełnie zdrowa”. Ta historia dowodzi, że zapach Ojca Pio budził uzasadnioną nadzieję, nawet wtedy, gdy była to nadzieja na cud.
Lekarz Ernesto Paita, który wielokrotnie miał okazję doświadczyć „zapachu świętości” Ojca Pio opisał go jako zapach „najróżniejszych kwiatów, często nieznanych, aromaty ziół i roślin spotykanych na wsi i w górach, żywicy i wszelkiego rodzaju esencji, zawsze bardzo czystych i delikatnych, raz słabych, raz mocnych czasem tak intensywnych, że trudno było oddychać”. Były to wonie różnego rodzaju, których również znaczenie było różne. Czasami zapach był niemiły, przypominający kamforę, siarkę lub kwas karbolowy, który zapowiadał cierpienie fizyczne lub moralne. Najczęściej doświadczali go grzesznicy zbliżający się do konfesjonału Ojca Pio albo trwający w grzechu. W ten sposób Stygmatyk wzywał ich do nawrócenia i pokuty. Innym razem zapach był znakiem, że poprzez jego pośrednictwo Bóg zsyła łaskę, pociesza, ostrzega przed niebezpieczeństwem, pokusą lub grzechem. Zawsze jednak potwierdzał duchową obecność Ojca Pio.
Woń fiołków
Najczęściej rozpoznawanym zapachem Ojca Pio była woń fiołków. Stygmatyk wykorzystywał ją do różnych celów. Jednym z nich było upominanie wiernych. Pewien prawnik zaprzyjaźniony ze stygmatyzowanym zakonnikiem wyznał, że podczas mszy świętej odprawianej przez Ojca Pio poczuł ich zapach: „Byłem trochę rozproszony, gdy nagle przepełnił mnie zapach fiołków. Zapach ten był tak silny, że podziałał jak wstrząs. Obudzony jak ze snu stwierdziłem, że byłem jedyną osobą stojącą wśród klęczącego tłumu. Natychmiast klęknąłem, zapominając o zapachu unoszącym się wokół mnie. Zgodnie z moim zwyczajem, po mszy poszedłem przywitać się z Ojcem Pio. Ojciec powitał mnie tymi słowami: «Byłeś dzisiaj trochę rozproszony». Zakłopotany odpowiedziałem: «Tak, Ojcze. Byłem trochę nieobecny, ale na szczęście twój zapach sprowadził mnie z powrotem». – «Nie zapach, lecz klaps ci się należy», odpowiedział Ojciec Pio”. Dla Stygmatyka msza święta była bowiem Najświętszą Ofiarą, którą należało przeżywać w skupieniu i z szacunkiem. W czasie, gdy Jezus składa siebie na ołtarzu, nic nie może zaprzątać ludzkiego serca i umysłu, odrywając je od Jego ofiary. Zapach fiołków podczas mszy świętej miał więc kierować całą uwagę na tę wielką tajemnicę wiary, a roztargnionych jej uczestników przywoływać do porządku.
Przyczynę tego zapachu, jak i jego woń poznał osobiście włoski dziennikarz, Renzo Allegri. Zajęty fotografowaniem zakonnika ze stygmatami, już na pierwszej mszy świętej z Ojcem Pio poczuł zapach fiołków i róż. Nie dowierzając temu, czego doświadcza, zaczął rozpytywać osoby stojące dookoła, czy nie odczuwają czegoś podobnego. Uczestniczący we mszy świętej ludzie potrząsali przecząco głowami, tylko jedna z kobiet spoglądając na niego, oznajmiła: „Owszem, wyraźnie czuję ten zapach. To zapach Ojca Pio. Często woń tę czuje się w momencie Przeistoczenia. Ojciec Pio ściąga wtedy rękawiczki, a jego święte stygmaty roztaczają rajskie wonności”. W centralnym momencie mszy świętej, gdy na ołtarzu dokonywała się ofiara Jezusa, stygmaty na dłoniach Ojca Pio emanowały silnym zapachem. Zapewne w ten niezwykły sposób Bóg potwierdzał głoszoną przez Kościół prawdę, że kapłan celebrujący mszę świętą czyni to in persona Christi. Rany Jezusa odciśnięte na ciele Ojca Pio nie tylko krwawiły, ale również rozsiewały woń ofiary.
O sile i mocy zapachu Ojca Pio płynących z ofiary mszy świętej przekonał się także br. Modestino. Podczas swoich wakacji przebywał w klasztorze w San Giovanni Rotondo. Na wyraźną prośbę Ojca Pio miał mu służyć do mszy świętej przy ołtarzu św. Franciszka. Po latach wspominał, czego wówczas boleśnie doświadczył: „Kiedy doszliśmy do Podniesienia, poczułem nieodpartą chęć ponownego poczucia zapachu, który owładnął mnie, kiedy całowałem tego dnia rękę Ojca Pio. Pragnienie to w tym samym momencie zostało spełnione, zapach pojawił się i robił się z każdą chwilą intensywniejszy, tak że w końcu poczułem się słabo. Musiałem oprzeć się o klęcznik, żeby nie upaść! Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że za chwilę zemdleję, w myślach poprosiłem Ojca Pio, aby uchronił mnie od upadku na oczach ludzi. W tym samym momencie zapach znikł. Wieczorem, kiedy towarzyszyłem Ojcu Pio w drodze do domu, zapytałem go o wyjaśnienie tego zjawiska. Odpowiedział: «Moje dziecko, nie jestem w stanie tego wyjaśnić. Bóg pozwala czuć ten zapach wtedy, kiedy chce»”. Zapach Ojca Pio był darem udzielonym mu przez Boga, który posługiwał się nim według własnej woli. Doświadczenie br. Modestino pomaga lepiej zrozumieć, że nie należy prosić świętych o interwencje z niewłaściwych, czyli niezgodnych z wolą Bożą pobudek, gdyż grozi to bolesnymi konsekwencjami.
Z zapachem fiołków związana jest także historia jednego z najpopularniejszych głosów włoskiego radia, Giovanniego Gigliozziego. Dziennikarz z niedowierzaniem podchodził do fenomenu osmogenezy Stygmatyka. Było tak aż do czasu, kiedy po raz pierwszy osobiście doświadczył zapachu Ojca Pio. Wyznał: „Niespodziewanie zacząłem czuć intensywny zapach fiołków, gdzie absolutnie nie było to możliwe. Moja myśl biegła wtedy do Ojca Pio. Ale natychmiast buntowałem się wewnętrznie, przekonując samego siebie o tym, że padam ofiarą autosugestii. Pewnego dnia, kiedy wraz z żoną spędzałem urlop w Francavilla a Mare, w Abruzzach, zjawisko się powtórzyło. Poszedłem na stację, by nadać ekspres, i właśnie w miejscu, gdzie zazwyczaj trudno jest mówić o wonnych zapachach, poczułem wyraźny zapach fiołków. Kiedy zastanawiałem się nad tym faktem, moja żona spytała: «Skąd tutaj taki zapach?». «A więc ty też go czujesz?!» – wykrzyknąłem zdziwiony i opowiedziałem jej o Ojcu Pio, […] i o prześladującym mnie od pewnego czasu zapachu. «Na twoim miejscu – powiedziała mi – wybrałabym się bezzwłocznie do San Giovanni Rotondo». Następnego dnia ruszyliśmy w podróż. Jak tylko stanąłem przed Ojcem Pio, usłyszałem: «Ach, oto i nasz bohater! Czegóż to nie robiłem, by skłonić go do przyjazdu». Tego samego dnia miałem sposobność porozmawiać z nim i od tej rozmowy moje życie uległo radykalnej zmianie”. Zapach Ojca Pio, zgodnie z tym, co mówił swoim córkom duchowym, nie był dla niego, ale dla innych. Najczęściej jego celem było zdobywanie grzeszników dla Boga.
Fenomen zapachu był jednym ze sposobów obecności i duchowej bliskości Ojca Pio, także na odległość. Do dziś odczuwa go wiele oddanych mu osób. Współcześnie najczęściej ma to miejsce przy relikwiach Świętego. Tym nadprzyrodzonym znakiem posługuje się Bóg, który niejako potwierdza przebóstwienie, do jakiego doszło w życiu Świętego. Jego ciało żyje życiem, które wymyka się prawom fizjologicznym i naturalnym, stając się prawdziwym cudem. „Zapach świętości” Ojca Pio czyni go kimś wyjątkowym i po dziś dzień dla wielu pozostaje niezaprzeczalnym cudem.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
„Głos Ojca Pio” [136/4/2022]
Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Znawca życia i duchowości Ojca Pio. Autor książki „Przyśnił mi się Ojciec Pio. Trochę inna biografia”.