Mojej żonie zebrało się na wspominki. Poszły w ruch zdjęcia i moje trzy damy zasiadły przed albumami. To chyba jakaś głębsza sprawa (genetyczna?), że kobiety co pewien czas wracają do przeszłości i przeglądają zasoby domowego archiwum. Ileż przy tym śmiechu i westchnień. A to opaska ze szpitala, na której wypisano imię i nazwisko dziecka, a to smoczek zamówiony przeze mnie w barwach mojego ulubionego klubu piłkarskiego. Dobrze, że moja żona ma terabajty pamięci podręcznej, bo pamięta prawie wszystko, a ja tylko to, co zapisane, jeśli nie zapomnę zapisać.
Nie powiem, coś i we mnie się porusza, gdy wspomnimy to czy owo. Weźmy dla przykładu historię związaną ze starszą córką. Nadszedł w jej życiu taki czas, że zaczęła się porównywać do rówieśniczek i jeśli któraś coś ze sobą zrobiła, to i ona chciała być na topie. Na początku szkoły podstawowej naszło ją na kolczyki. Niby nic wielkiego, ale zawsze to jakaś zmiana, która wymaga przedyskutowania. Moja żonka nie jest zwolenniczką dziurawienia sobie ciała i próbowała córce to delikatnie wyperswadować, ale moda rządzi się swoimi prawami, a kobiety są dla niej gotowe do największych poświęceń.
W końcu żona uległa namowom i zabrała córkę na przekłuwanie uszu. Ja unikam takich sytuacji, ponieważ zbyt emocjonalnie reaguję na płacz mojego dziecka i w takich momentach jestem gotów unicestwić nawet pielęgniarkę podającą szczepionkę ratującą życie maleństwa. Julia, bo tak na chrzcie nazwaliśmy naszą pierworodną, miała wtedy jakieś osiem lat i doskonale zdawała sobie sprawę, że kosmetyczka zbliżająca się do niej z narzędziem o wyglądzie szydła nie będzie uczyła jej szydełkowania, ale zamierza wbić jej to w ucho. Jednak nie wycofała się i przez łzy powtarzała: „Chcę być piękna, chcę być piękna”.
Cóż mam powiedzieć? Na pewno nie mogę odmówić córce odwagi… A sam posłużę się tym wydarzeniem jako przykładem, ponieważ doskonale ilustruje ono pragnienie świętości. Patrząc na życie tych, których wynieśliśmy na ołtarze, na pewno nie można powiedzieć, że była to sielanka. Wystarczy spojrzeć na Ojca Pio. Jasne, że dziś mamy kościoły, którym on patronuje, że w wielu domach wiszą obrazy z jego podobizną, że nosimy przy sobie jego relikwie i do wyboru mamy setki książek i publikacji jemu poświęconych. Ale czy jego życie było usłane różami? Zapewne nie. Należy jednak podkreślić fakt, że za wszelką cenę chciał być blisko Chrystusa.
Święci znoszą wykluczenie, ból fizyczny i duchowy oraz wszelkie trudy, bo ponad wszystko pragną być wierni Temu, którego umiłowali. Łatwo ekscytować się nadprzyrodzonymi darami św. Pio albo stygmatami, ale czy ma to realne przełożenie na nasze życie? Czytamy z wypiekami na twarzy, jak wielkich rzeczy dokonywał Bóg przez tego pokornego zakonnika, a jednak fakt ów nie wpływa na nasze decyzje, system wartości, relacje z Bogiem i ludźmi. Czasem brakuje nam wiary, a niekiedy determinacji, by podobnie jak święci „postawić” na Jezusa Chrystusa; by przestać o Nim czytać, a zacząć z Nim żyć. Zakładam, że właśnie to sprawiłoby Ojcu Pio najwięcej radości.
Czy potrafimy w każdej sytuacji naszego życia – podobnie jak moja córka pragnąca być piękną – z determinacją powtarzać: „Chcę być święty, chcę być święty”? Święci nie należą przecież do kategorii nadludzi. Oni po prostu włożyli nadludzki wysiłek, by być z Bogiem. Szacunek dla nich – tak. Podziw dla nich – jak najbardziej. Naśladownictwo ich wiary, nadziei i miłości do Boga – mile widziane…
Adam Maniura
„Głos Ojca Pio” [100/4/2016]
ADAM MANIURA – mąż, ojciec, katecheta i miłośnik fotografii, prowadzi fotoblog bytominside.pl