W dolnej części nowego sanktuarium w San Giovanni Rotondo można znaleźć mozaikę słoweńskiego jezuity, Marka Ivana Rupnika, przedstawiającą Ojca Pio błogosławiącego… włoskich komunistów. Jak to możliwe? Czyżby ten, który zdecydowanie sprzeciwiał się ideologii marksistowskiej i był nieprzejednany wobec ateistycznego materializmu, stojącego w opozycji do prawa Bożego, uległ komunistycznej agitacji lub wszedł we współpracę z Włoską Partią Komunistyczną? Co go łączyło z dawnymi włoskimi aktywistami partyjnymi?
Odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy na mozaice Marka Rupnika, dlatego musimy ich poszukać w biografii Ojca Pio oraz życiorysach czołowych przedstawicieli włoskiego komunizmu ubiegłego wieku.
Herod-baba Karola Marksa
Jednym z najgłośniejszych wydarzeń, o którym wiele pisały włoskie dzienniki wiosną 1950 roku, było nawrócenie aktywnej komunistki, Italii Nahir Betti. Uczyła ona matematyki i fizyki w słynnym liceum im. Luigiego Galvaniego w Bolonii, będąc przy tym zaciekłą zwolenniczką idei komunistycznych, które z gorliwością szerzyła w całym regionie Emilia-Romania, pozyskując do partii rzesze młodych ludzi. Przez lata objeżdżała na czerwonym motocyklu włoskie miasteczka i wioski, propagując ateistyczny komunizm, laickie nauczanie i odbierając sieroty wojenne przygarnięte przez katolickich duchownych i klasztory. We Włoszech nazywano ją „herod-babą Karola Marksa”.
Kiedy u Italii zdiagnozowano nowotwór, jej młodsza siostra Emerita, która jako jedyna z całego rodzeństwa była osobą wierzącą, po długich naleganiach przekonała ją, aby udała się do San Giovanni Rotondo. Decyzję przyspieszył sen, w którym ujrzała Ojca Pio zapraszającego ją do siebie. 14 grudnia 1949 roku podczas Eucharystii odprawianej przez Stygmatyka doświadczyła „dziwnego zagubienia”. Zwierzyła się wtedy swej siostrze Emericie, że „czuła się niejako popychana ku ołtarzowi, gdzie Ojciec Pio odprawiał mszę świętą”, a po jej zakończeniu nie była w stanie opuścić kościoła, klęcząc przez godzinę z twarzą ukrytą w dłoniach. Dopiero nalegania jakiegoś brata zakonnego skłoniły ją do wyjścia. Następnego dnia poszła do spowiedzi u Ojca Pio. Nie czekając na swoją kolejkę, głęboko wzruszona uklęknęła u kratek konfesjonału i wyrzekła się swoich marksistowskich poglądów oraz wyspowiadała z grzechów popełnionych w przeszłości.
Po spotkaniu ze Stygmatykiem zrezygnowała z działalności politycznej i oddała się pokucie oraz modlitwie. Do swych przyjaciół, dawnych towarzyszy i uczniów z liceum napisała: „Odzyskałam pokój. Módlcie się za mnie”. Idąc za jej przykładem, wielu włoskich komunistów opuściło szeregi partii, wśród nich Giovanni Gigliozzi, redaktor komunistycznego dziennika „Avanti”, który tak jak ona stał się synem duchowym Ojca Pio i autorem książek traktujących o życiu i przesłaniu Stygmatyka z San Giovanni Rotondo.
Przekonać Ojca Pio, by został komunistą
Równie gorliwym agitatorem Włoskiej Partii Komunistycznej co Italia Betti, był Giovanni Bardazzi, taksówkarz z Prato, znany we Włoszech antyklerykał i zażarty komunista o wyjątkowo wybuchowym temperamencie i upartym charakterze. Większość swego czasu spędzał w „domu ludowym”, a do kościoła chodził raz do roku, by „zadowolić żonę” Ottavinę, która nie ustawała w modlitwach o jego nawrócenie. W 1947 roku wyjechał nawet do Moskwy, by towarzyszyć przywódcy włoskich komunistów, Palmiro Togliattiemu.
Pewnej nocy, za sprawą bilokacji, odwiedził go Ojciec Pio i powiedział: „Dość już! Czekam na ciebie w San Giovanni Rotondo”. To nieoczekiwane i niezrozumiałe dla niego spotkanie obudziło w taksówkarzu z Prato pragnienie poznania Stygmatyka, o którym słyszał już od swojej żony. Postanowił więc udać się do San Giovanni Rotondo. Mówił sobie: „Pojadę do tego zakonnika i wyjaśnię mu, jak się sprawy mają. Nie zna się przecież na sprawach partyjnych. Cóż może wiedzieć taki zakonnik. Kiedy mu je wyjaśnię, zdziwi się, przyzna mi rację i zostanie komunistą”. Po przyjeździe okazało się, że nie zdążył przedstawić Ojcu Pio swych argumentów, a nawet wyznać swych grzechów podczas spowiedzi. Kapucyn wyrzucił go z konfesjonału. Bardazzi jeszcze dwukrotnie próbował spowiadać się u Stygmatyka, ale bezskutecznie. Rozgrzeszenie otrzymał dopiero z chwilą radykalnej zmiany myślenia i życia. Na dowód głębokiej przemiany, jaka się w nim dokonała, przywiózł ze sobą siedemdziesiąt legitymacji członkowskich byłych towarzyszy partii komunistycznej, by przekazać je Ojcu Pio do spalenia. Przez kolejne lata, najpierw własną taksówką, a potem autobusem, przywoził do San Giovanni Rotondo rzesze ludzi, a wśród nich byłych partyjnych towarzyszy, licząc, że spowiedź u Stygmatyka pomoże im, tak jak jemu, wejść na drogę nawrócenia.
Warto raz jeszcze powrócić do jego bolesnej i jednocześnie humorystycznej historii wielokrotnie „odraczanego” rozgrzeszenia, którego odmawiał mu Ojciec Pio. Było to na początku kwietnia 1950 roku. Wtedy po raz pierwszy Bardazzi udał się do San Giovanni Rotondo, by wyspowiadać się u Ojca Pio. Gdy tylko uklęknął przy kratkach jego konfesjonału, Stygmatyk przejrzał jego duszę i nieszczere intencje, po czym powiedział do niego stanowczo: „Wynoś się!”, zasłaniając okienko konfesjonału. Oburzony niedoszły penitent próbował oponować: „Nie, ja muszę się wyspowiadać!”. Wtedy po raz drugi usłyszał: „Precz!”. A gdy i to nie pomogło, Ojciec Pio zakomunikował: „Albo ty stąd wyjdziesz, albo ja”. Komunista ani drgnął, wtedy kapucyn wyszedł z konfesjonału, zostawiając w nim upartego grzesznika.
Po tej spowiedzi upokorzony antyklerykał Bardazzi przeżył bolesny kryzys, który spowodował u niego jeszcze większe zagubienie. Mimo to postanowił kolejny raz udać się do San Giovanni Rotondo. I tym razem Ojciec Pio wyrzucił go z konfesjonału, tłumacząc mu: „Wiem, że jesteś na trudnej drodze, ale jak mam ci udzielić rozgrzeszenia, skoro w niedzielę nie chodzisz na mszę świętą. Zacznij chodzić na mszę, a ja cię rozgrzeszę”. Po pewnym czasie niezmordowany grzesznik powrócił do Ojca Pio pewien, że po ośmiu niedzielach z rzędu chodzenia ma mszę świętą wreszcie otrzyma rozgrzeszenie. Kiedy uklęknął przed konfesjonałem Stygmatyka, wypalił: „Teraz musisz mi dać rozgrzeszenie”. Wówczas Ojciec Pio zapytał: „A na którą godzinę chodziłeś?”. „Na 6.30 rano. Ojcze Pio, widzisz więc, że się poświęciłem” – wyznał z dumą włoski komunista. Kapucyn nie dając za wygraną, pytał dalej: „To w twojej parafii nie ma późniejszej mszy?”. Bardazzi odpowiedział: „Są, ale co by powiedzieli ludzie, gdyby zobaczyli, że komunista Giovanni z Prato chodzi na mszę?!”. Na to Ojciec Pio odparł: „Więc i tym razem odejdź stąd”.
Wreszcie po wielu próbach Giovanni – taksówkarz z Prato – otrzymał rozgrzeszenie i został zaufanym synem duchowym Ojca Pio. Jako jeden z nielicznych miał wstęp do pokoju Stygmatyka. Stanął na czele grupy modlitewnej „Pecorella”. Z wielkim zapałem zaangażował się także w zbiórkę pieniędzy na budowę Domu Ulgi w Cierpieniu oraz w różne dzieła charytatywne. Za radą Ojca Pio wybudował kościół pw. Matki Bożej Łaskawej w Calenzano pod Florencją, a przy nim – z własnej inicjatywy – centrum duchowości poświęcone Stygmatykowi z San Giovanni Rotondo.
Podarte legitymacje partyjne
Innym komunistą, o którego nawróceniu wiele się mówiło, był Costante Rosatelli, geodeta z Velletri. Uważany był za najbardziej bojowo nastawionego marksistę w podrzymskim rejonie Castelli Romani. Zasłynął jako organizator wieców, płomienny mówca i „specjalista” od blokad ulicznych. Mało kto potrafił tak jak on posługiwać się argumentami materialistycznej dialektyki, która w jego ustach posiadała siłę i moc przekonywania. Uważany był za awangardę komunistów i skutecznego agitatora.
Pewnego dnia 1948 roku, gdy wracał do domu, ujrzał w oknie przyglądającego mu się ze smutkiem zakonnika, którego tydzień później ujrzał we śnie. Nieznany mu mężczyzna w habicie zapraszał go do siebie, mówiąc: „Przyjedź do mnie. Wystarczy na krótko, jakieś piętnaście dni”. Kilka tygodni później znów mu się przyśnił i ponowił zaproszenie: „Przyjedź, aby się u mnie wyspowiadać”. W niedługim czasie jego siostra Gina opowiedziała mu o Ojcu Pio i jego cudach, a ich wspólna znajoma po powrocie z San Giovanni Rotondo pokazała mu jego zdjęcie. Serce zagorzałego komunisty zadrżało. Na fotografii rozpoznał twarz zakonnika, który od roku przychodził do niego w snach. Te wydarzenia stały się bodźcem do wyruszenia w drogę do San Giovanni Rotondo, co nastąpiło z początkiem lipca 1949 roku. Rosatelli po przybyciu na miejsce udał się do spowiedzi u Ojca Pio, która zaczęła się od szorstkiego pytania: „Jak długo się nie spowiadałeś?”. Odpowiedź brzmiała: „Od pięciu lat”. Stygmatyk natychmiast mu zarzucił: „Nie kłam, było ich dwanaście”. A następnie stanowczo zapytał: „A zatem: czy podrzesz legitymację komunisty, czy ja mam ją podrzeć?”. Ta spowiedź odmieniła życie zatwardziałego komunisty.
Rosatelli wystąpił z partii komunistycznej, odrzucił materialistyczną dialektykę i idee Marksa, a przejął ideały duchowości św. Franciszka z Asyżu. Swoją decyzję przypłacił izolacją i odrzuceniem przez mieszkańców swego miasteczka, stając się równocześnie przedmiotem ich niewybrednych kpin i żartów, które z pokorą znosił. Spowiedź u Ojca Pio pomogła mu odkryć drogę do Boga. Dawny komunista na nowo stał się praktykującym katolikiem.
Powrót do zdrowia powrotem do Boga
Równie znanym komunistycznym aktywistą, tym razem z południa Włoch, był Savino Grieco z Cerignoli. Zaraz po wojnie stanął na czele lokalnego proletariatu, by wraz z Giuseppe Di Vittorio walczyć o prawa klasy robotniczej. Wiernie realizował idee Marksa i angażował się w rozgrywki polityczne przywódcy włoskich komunistów, Palmira Togliattiego. Żywił ogromną niechęć do wszelkich form religijności i znany był ze swej nienawiści do Kościoła katolickiego.
W 1950 roku ciężko zachorował. Diagnoza lekarska okazała się druzgocząca: guz mózgu i drugi za prawym uchem. Nie dawano mu żadnych szans na przeżycie. Umieszczono go w szpitalu w Bari. Lęk przed śmiercią skierował go w stronę Boga. Grieco tak wspominał tamte chwile: „Bardzo bałem się choroby i śmierci. To właśnie ten strach sprawił, że w duszy zrodziło się pragnienie powrotu do Boga, czego dotąd nie zrobiłem, odkąd byłem dzieckiem”. Lekarze mimo to postanowili go zoperować, dlatego przewieziono go do szpitala specjalistycznego w Mediolanie. Lekarz oznajmił mu, że „operacja będzie niezwykle skomplikowana, a jej wynik niepewny”. Podczas pobytu w szpitalu przyśnił mu się Ojciec Pio. Savino Grieco tak zapamiętał to niewiarygodne spotkanie: „Pewnej nocy ujrzałem we śnie Ojca Pio. Podszedł, żeby dotknąć mej głowy i usłyszałem, jak mi powiedział: zobaczysz, że z czasem wyzdrowiejesz. Rankiem poczułem się lepiej. Lekarze byli zaskoczeni moją nagłą poprawą, ale uznali, że i tak operacja będzie konieczna”. Savina Grieco przeraziła decyzja chirurgów. Tuż przed wejściem na salę operacyjną uciekł ze szpitala i schronił się w domu swych krewnych w Mediolanie. Jednak po kilku dniach silne bóle powróciły, a on znów trafił do szpitala. Lekarze nie chcieli z nim nawet rozmawiać, ale w końcu zdecydowali się go zoperować. Wcześniej postanowili go jeszcze raz poddać badaniom. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że po guzach nie ma ani śladu.
Dla włoskiego komunisty, który nie wierzył w Boga i otwarcie walczył z Kościołem, był to cud. Wyznał: „Byłem równie zaskoczony, może nie tak bardzo tym, co mi powiedzieli lekarze, ale tym, że podczas przeprowadzania badań czułem intensywny zapach fiołków i wiedziałem, że ten zapach zapowiadał obecność Ojca Pio”. Po powrocie do domu, wraz z żoną udał się do San Giovanni Rotondo, żeby podziękować Stygmatykowi. Po przybyciu na miejsce bóle gwałtownie powróciły, tak że do spowiedzi musiało go zanieść dwóch mężczyzn. Gdy Savino Grieco ujrzał w konfesjonale twarz Ojca Pio, zdesperowany powiedział do niego: „Mam pięcioro dzieci i jestem bardzo chory. Ratuj mnie Ojcze, ratuj moje życie”. W odpowiedzi usłyszał: „Nie jestem Bogiem ani nawet Jezusem Chrystusem, jestem takim samym kapłanem, jak wielu innych – nikim więcej, a może nawet mniej. Ja nie czynię cudów”. Na te słowa obolały komunista z Cerignoli rozpłakał się i zaczął błagać o ratunek. Ojciec Pio milczał. Wówczas Savino ujrzał, jak kapucyn podniósł oczy do nieba i poruszając wargami, modlił się w ciszy. Znów poczuł intensywny zapach fiołków, po czym usłyszał: „Jedź do domu i módl się. Ja będę modlił się za ciebie. Wyzdrowiejesz”. Po powrocie do domu – tak, jak powiedział Ojciec Pio – zniknęły wszelkie objawy choroby. Komunistyczny aktywista z Cerignoli odzyskał zdrowie i, jak wcześniej postanowił, powrócił również do Boga, którego porzucił w dzieciństwie.
Niebezpieczne rozgrywki o wszczęcie beatyfikacji
Wielkim zaskoczeniem dla Kościoła katolickiego była postawa włoskich komunistów, jaką zajęli po śmierci Ojca Pio. Gdy Święte Oficjum odnosiło się z rezerwą, a nawet podejrzliwością do Stygmatyka, a biskupi czekali na ostateczne decyzje w tej sprawie, śledząc autentyczny rozwój kultu Kapucyna ze stygmatami, do akcji wkroczyli włoscy komuniści. Zarzucając hierarchii kościelnej opieszałość, ignorowanie pobożności wiernych oraz lekceważenie szerzącego się już kultu Ojca Pio, zaczęli domagać się natychmiastowego rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. W niczym nieuzasadniony sposób wystąpili w roli obrońców Kościoła i orędowników uciśnionego ludu, wywołując chaos informacyjny i medialny, który doprowadził do publicznej dyskusji nad życiem i świętością Stygmatyka. Wbrew intencjom komunistów, którzy „grając” nastojami społecznymi, chcieli doprowadzić do osłabienia autorytetu Kościoła, ich działania przyczyniły się do przyspieszenia decyzji w sprawie beatyfikacji człowieka, który jawnie przeciwstawiał się ich ideologii i odebrał im wielu towarzyszy, sprowadzając ich na drogę wiary.
Historie przywołanych nawróceń prowadzą do ważnego wniosku: Ojciec Pio swoim postępowaniem potwierdził, iż od Jezusa nauczył się potępiać grzech, ale nie grzesznika. W sposób odpowiedzialny potrafił okazywać miłosierdzie włoskim komunistom, lecz był bezlitosny dla ich ideologii, o której wypowiadał się w ostrych i jakże trafnych słowach: „Komuniści grożą ruiną społeczeństwa i ojczyzny. […] Ich zasady są nieznośne i niedopuszczalne, zarówno w odniesieniu do porządku doczesnego, ponieważ są przeciwne prawu własności, stąd ogrom zła; jak również w odniesieniu do porządku moralnego, ponieważ są sprzeczne z wszelkimi zasadami zdrowej molarności, a także sprzeciwiają się prawnie ustanowionej władzy”. W relacji z włoskimi komunistami Ojciec Pio kierował się przykładem Jezusa, który nie przyszedł powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników. Bo tam, gdzie w sercach ludzi zagubionych wzmógł się grzech ateizmu, on poprzez sny, bilokacje, uzdrowienia i sakramenty święte niósł duchową i fizyczną pomoc, której celem było przyjęcie przez nich łaski żywej wiary.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
brat Błażej Strzechmiński – kapucyn. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu „Antonianum” w Rzymie. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Autor wielu artykułów poświęconych osobie i duchowości Ojca Pio oraz książki „Przyśnił mi się Ojciec Pio. Trochę inna biografia”.