Byliśmy młodzi, beztroscy, razem podróżowaliśmy i zwiedzaliśmy Amerykę. Dwa lata później okazało się, że Piotr choruje na nowotwór. Nasze życie wywróciło się do góry nogami.
Męża poznałam w Stanach Zjednoczonych w 2002 roku. Byliśmy młodzi, beztroscy, razem podróżowaliśmy i zwiedzaliśmy Amerykę. Dwa lata później okazało się, że Piotr choruje na nowotwór. Nasze życie wywróciło się do góry nogami. Zaczęły się operacje, naświetlania...
Podczas jednej z niedzielnych Mszy Świętych Piotr zasłabł, więc wyszliśmy na zewnątrz. Wówczas podeszła do nas pewna starsza pani. To od niej po raz pierwszy usłyszałam o Ojcu Pio. Powiedziała nam, abyśmy modlili się do niego gorąco. Tak też zrobiliśmy.
Od tej pory codziennie wspólnie odmawialiśmy Nowennę do Najświętszego Serca Pana Jezusa zalecaną przez Ojca Pio. Mąż czuł się coraz lepiej, operacja się udała, naświetlania odniosły skutek.
Niestety rok później pojawił się drugi, zupełnie inny nowotwór. Byliśmy załamani. Tym razem nie obeszło się bez chemioterapii. Podczas długiego, uciążliwego leczenia zawierzyliśmy wszystko Bogu i prosiliśmy Ojca Pio o wstawiennictwo. Do naszej modlitwy przyłączyła się mama Piotra i moja siostra, którym udało się do nas przylecieć. Prosiliśmy również naszych bliskich w Polsce o modlitwę.
Pamiętam pewną sytuację, która przydarzyła się nam podczas Mszy Świętej. Piotr bardzo cierpiał z powodu naświetlań okolic szyi. Stracił głos, nie miał śliny. Wszędzie nosił ze sobą butelkę z wodą. Również do kościoła, aby po Komunii móc wziąć łyk wody. Tego dnia zapomnieliśmy ją zabrać. Ku naszemu zdziwieniu Komunia – jak nigdy dotąd – była rozdawana pod dwoma postaciami. Dziękowaliśmy Bogu.
Nasze gorące modlitwy zostały wysłuchane. Gdy leczenie się zakończyło, pełni nadziei wróciliśmy do Polski. 23 września 2006 roku wzięliśmy ślub. Tak więc kochany Ojciec Pio jest patronem naszego małżeństwa.
Dziś Piotr jest nadal pod kontrolą lekarzy, ale dzięki Bogu wszystko jest w porządku. Wygraliśmy walkę.
W minionym roku odbyliśmy pielgrzymkę do Włoch. Szczególnym miejscem było dla nas San Giovanni Rotondo, gdzie przy grobie Ojca Pio do naszych oczu napływały łzy wzruszenia. Tak bardzo dziękowaliśmy mu za uzdrowienie męża, za to, że był i jest zawsze z nami. Nadal nie ustajemy w modlitwach.
Dzisiaj szczególnie modlimy się o potomstwo, ponieważ chemioterapia pozostawiła skutki uboczne. Wierzymy jednak głęboko, że uda nam się mieć kiedyś biologiczne dziecko. Teraz przyszedł czas na rodzicielstwo adopcyjne, na co z niecierpliwością czekamy. Mamy nadzieję, że nasze maleństwo wkrótce się odnajdzie.
Chwała Panu za wszystko, co dla nas uczynił przez wstawiennictwo św. Ojca Pio.
Sylwia Kłysz
„Głos Ojca Pio” [69/3/2011]