Obraz miłości, jaki malował przed swoimi uczniami Jezus z Nazaretu, inspirował przez dwa tysiąclecia niezliczone grono świętych i błogosławionych. Jest on żywy – poparty nieśmiertelnym przykładem samego Mistrza. Duchowe teksty o. Piotra Rostworowskiego, wybitnego polskiego benedyktyna, a później także kameduły, z niezwykłą jasnością ukazują nowość i aktualność chrześcijańskiego rozumienia miłości.
Coś złego dzieje się z obrazem miłości w naszych sercach. Coś niepokojącego. Coraz częściej bowiem przyznajemy się do tego, że traktujemy ją jako abstrakcję uzależnioną od indywidualnego postrzegania tak bardzo, że staje się wręcz niemożliwe powiedzenie o niej czegokolwiek pewnego. Taki stan powinien rodzić w nas konstruktywny niepokój, gdyż mimo trudności z jej określaniem wciąż możemy się zgodzić, że stanowi dla każdego z nas wartość podstawową i najwyższą jednocześnie, wciąż wyczekiwaną. Jej realizacją chcemy się cieszyć każdego dnia.
Dla chrześcijan obraz miłości nierozerwalnie związany jest z Osobą i nauczaniem Chrystusa, jednak wielokrotnie w trudniejszych relacjach (zwłaszcza w kontekście doznanych zranień) ograniczamy się jedynie do negatywnego wypełniania obowiązków z niej wynikających, wmawiając sobie, że skoro my nikomu nie zrobiliśmy krzywdy, nie życzyliśmy źle, to w zupełności wystarczy. Świadomi czy nie, zaczynamy kierować się zasadą „trudnego człowieka kochać nie trzeba”. Tymczasem taki bierny i oziębły dystans ma niewiele wspólnego z chrześcijańską miłością. Więcej, w opinii o. Piotra Rostworowskiego jest nawet zdradą Ewangelii! Krytykując taką postawę, zapisał w jednym ze swoich tekstów szorstkie słowa: „Myśląc i postępując w ten sposób, przestajemy być chrześcijanami, świadkami obecności Boga na ziemi i ponosimy osobistą odpowiedzialność za szerzenie się niewiary. Znajduje ona w naszej egoistycznej i nieuczynnej postawie argument przeciwko religii Chrystusa i jej zdolności przemienienia człowieka”.
Taka diagnoza musi być niewygodna dla ucznia Chrystusa. Jednak nie warto się na niej zatrzymywać. Trzeba iść dalej.
Norma podstawowa
Podstawową prawdą na temat chrześcijańskiej miłości, bez dostrzeżenia której nie ma możliwości uchwycenia istoty rzeczy, jest jej charakter nadprzyrodzony. Nie tylko jest nam ona udzielana jako dar Boży, którego własnymi siłami nie potrafilibyśmy osiągnąć, ale także jest naszym udziałem i uczestnictwem w niestworzonej i nieskończonej miłości Boga! Prawda ta jednoznacznie odpowiada na postawioną wyżej diagnozę, bowiem, jak wyjaśnia o. Piotr Rostworowski: „Ci, którzy otrzymali w darze płomień Bożej miłości, już nie mogą kierować się w życiu samymi tylko prawami ludzkiej sympatii i dobroci, ale mają kochać i żyć według praw i zasobów tej miłości nieskończonej, którą w sobie noszą, choć tego może nie czują”.
Cecha nadprzyrodzoności miłości chrześcijańskiej wiąże się z jej wolnością i niezależnością od dobra i zła. Jak wyjaśnia wybitny Mnich: „Ona nie szuka dobra w rzeczach, ona stwarza w nich dobro. Bóg miłuje stworzenia w pierwszym rzędzie nie dlatego, że one są dobre, ale miłuje je dlatego, że miłuje, dlatego że On jest dobry. One zaś dobre są dlatego, że Bóg je miłuje”. Taka Boża optyka miłości, zaszczepiona w naszych sercach, pozwala na przemianę nie tylko nas samych, ale i otaczającego świata – zwłaszcza świata ludzkich relacji, tak dla nas istotnych. Boże pochodzenie miłości („Bóg jest miłością” – 1J 4,8.16) w oczywisty sposób kieruje nas ku naśladowaniu Boga w Jego akcie miłowania. Bóg sam chce w nas kochać, chce kochać przez nas. Miłość chrześcijańska to zatem zgoda na aktywne ludzkie uczestnictwo w miłości samego Boga. Podczas rekolekcji dla studentów prowadzonych w krakowskim kościele dominikanów w 1972 roku o. Piotr zaznaczył bardzo jasno: „Na miłość można odpowiedzieć tylko miłością. Żadna inna odpowiedź nie jest odpowiedzią”.
Wejście w głęboką relację z Bogiem wpływa na wyjątkowość przeżywanej miłości. Odwołując się do słów św. Jana (1 J 4,7), o. Piotr Rostworowski wyjaśniał: „Tu jest ta oryginalność miłości chrześcijańskiej, z którą nie można żadnej innej porównać. Ten, «który miłuje, narodził się z Boga i zna Boga». Dlaczego? Dlatego, że on się zanurzył w życie samego Boga, bo «Bóg jest miłością», i przez to, że się zanurzył, że tym żyje, zna. Miłość, która w nim jest, staje się w nim poznaniem i światłem, i rozumieniem. Miłość staje się mądrością, oświeca drogę człowieka”.
Jesteś dłużnikiem
Ojciec Piotr Rostworowski w swoim przepowiadaniu bardzo mocno stąpał po ziemi. Nie udawał, że nie widzi trudności na drogach ludzkiego życia, ale nazywając je chętnie okazjami, konfrontował z Ewangelią, ukazując jej wyjątkową aktualność. W miłości chrześcijańskiej niezmiennie dostrzegał zwycięstwo nad złem. Choć zło nas otacza i zawsze w nas tkwi, to jednak natura chrześcijańskiej miłości nie pozwala jej się wycofać, zrazić ani zrezygnować. W tym kluczu Mnich zdecydowanie przestrzega: „Jeżeli więc miłość nasza będzie zależna od dobra i zła, jeżeli zło w bliźnim będzie dla nas motywem, aby nie kochać, albo by kochać mniej, to przegraliśmy nasze życie, bo ponieśliśmy klęskę na najważniejszym polu, na polu miłości”. Prawdziwa miłość nie da się odstraszyć przez zło – ono ją mobilizuje! Widzi ona, kiedy trzeba dać więcej. I daje. Wobec takiej postawy trudno przejść obojętnie.
Wobec takiej postawy trudno przejść obojętnie. Trudno też nie zauważyć wpływu na innych. Ojciec Piotr Rostworowski ujął to bardzo jasno: „W otoczeniu takiego męża miłości ludzie stają się lepsi. Stają się lepsi, bo ich umiłował, a nie przeciwnie, umiłował ich dlatego, że byli dobrzy. Przez miłość swą do nich odkrył i wyzwolił w nich to, co najlepsze, co może było przysypane grubą warstwą zła i przed nimi samymi nawet zakryte”. Być może w sposób spontaniczny kojarzymy podobne opisy ze świętością... Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem bez miłości trudno w ogóle mówić o świętości. Jednak tu po raz kolejny o. Piotr Rostworowski ukazuje swoje bardzo realistyczne nastawienie, uświadamiając, że na taki ogień miłości nie można biernie czekać, bo sam z siebie się nie zapali. Według niego konieczny jest wysiłek, ponieważ „miłość nie wynika automatycznie z naszego naturalnego usposobienia, ale wymaga przełamania się i wyjścia z siebie naprzeciw Bogu i bliźniemu”.
Podwójne przykazanie miłości, które jest oczywistym, wskazanym przez samego Jezusa fundamentem chrześcijańskiego rozumienia miłości, wyłania się z nauczania o. Piotra Rostworowskiego nieustannie, co jednak nie rodzi u niego podejścia jurydycznego, opartego o literę surowego prawa. Wpatrzony natomiast w Jezusowe przykłady jego realizacji widzi przed sobą i innymi uczniami Zbawiciela klarowne zadanie, do którego miłość przynagla. Podczas wspomnianych wyżej rekolekcji powiedział do uczestników znamienne słowa: „Święty Jan mówi w pierwszym swoim liście: «On za nas oddał życie i my winniśmy za braci naszych oddać życie». Oddaliśmy? Jeszcze nie. To znaczy, że jeszcze jesteśmy dłużni. Dług niespłacony. I dobrze jest dla nas, jeżeli tak myślimy, jeżeli takie mamy podejście do braci naszych. Życie mamy za nich oddać, jeszcze nie oddaliśmy, jeszcze dłużni jesteśmy”.
Niedzisiejsze obyczaje
Wszystko, co powyżej zostało napisane, zakłada zastosowanie bardzo praktycznego i jednocześnie niezbędnego narzędzia: przebaczenia. Nieodzownego z punktu widzenia chrześcijańskiej miłości. W myśl nauki Pana Jezusa otrzymanie od Boga przebaczenia uzależnione jest od naszego przebaczenia bliźniemu. Tu o. Piotr Rostworowski przytacza nierzadko dziś zauważaną postawę: „Często słyszymy od chrześcijan zapewnienie: «ja się wcale nie gniewam, ale my z sobą nie rozmawiamy». Uważają ci chrześcijanie, że są w porządku. Są jednak trochę zdetonowani, gdy im się powie: «czy chciałbyś, aby Bóg tak samo z tobą postąpił i powiedział ci: ‘Ja ci przebaczam, ale nie chcę z tobą mieć nic do czynienia’?»”. Dalej wyjaśnia, że Boże perspektywy są inne niż ludzkie. Inna jest Boska miara dobra i zła, bowiem do raz przebaczonego grzechu Bóg już nie wraca, zaś „uczynki dobre, uśmiercone i jakby przysypane przez grubą warstwę następujących po nich ciężkich grzechów, odżywają, skoro tylko człowiek do Boga się nawróci”. Właśnie takie, na wskroś niedzisiejsze, są Boże obyczaje, które chrześcijanie, jako dzieci Ojca i bracia Jezusa powinni przyjąć za normę. Przebaczenie nie jest tutaj wyrazem słabości i uległości, ale naśladowaniem Boga, którego miłość inspiruje i pociąga.
Praktyka szczerego przebaczenia i pojednania to oczywista droga do jedności. Jej poszukiwanie w relacjach z bliźnim jest z kolei bardzo ważną cechą miłości nadprzyrodzonej. Stąd świadom wielkiego jej znaczenia, o. Piotr Rostworowski pouczał swoich słuchaczy słowami niepozostawiającymi zbędnych złudzeń: „Bóg przyjmuje ciebie, ale w jedności z innymi. Bez jedności z innymi Bóg ciebie nie przyjmuje, więc jeżeli chcesz iść do Boga, to musisz najpierw naprawić jedność, o ile ona została w jakiś sposób nadwyrężona”. Powyższe słowa, stanowiące komentarz do nauczania Pana Jezusa na temat pojednania przed złożeniem ofiary w świątyni (Łk 5,23n), są jednym z wielu dowodów wielkiego pragnienia tego wybitnego mnicha, by nie rozwadniać Ewangelii, nie fałszować jej zmiękczeniami, ale przekazywać wraz z wymaganiami, które służą wzrostowi w życiu duchowym.
Zejdź na spotkanie
Czasem słyszymy, że ktoś nazywa miłością to, co tak naprawdę jest jedynie życzliwością, a kochanie redukuje się częstokroć do życzenia dobra. Jednak to stanowczo za mało, choć prawdą jest, że kto kocha, ten życzy innemu dobrze. Jak zauważa o. Piotr Rostworowski, by zrozumieć w tym kontekście fenomen miłości, trzeba przypatrzeć się Bożemu działaniu: „Mógł On ograniczyć się do okazania nam swej życzliwości, mógł nas z wysokości niebios obsypać przeobfitymi łaskami. Wszystko to byłoby dla nas darem niczym niezasłużonym i przechodzącym nasze oczekiwania. A jednak nie tak objawiła się nam miłość Boga. On chciał zejść do nas. On tak zapragnął zbliżyć się do człowieka, że aż stał się człowiekiem. Zapragnął dojść do nas, pochwycić nas i złączyć się w jedno z nami, dzielić z nami i naszą nędzną naturę, i nasz marny los, a dać nam w zamian Siebie i swoje Niebo”.
Bóg sam zrobił pierwszy krok i takie swoiste zadanie postawił także przed chrześcijanami. Jednak, jak zauważa o. Piotr Rostworowski, ważna jest także perspektywa wychodzenia ku drugiemu. Bóg bowiem nie przyszedł do człowieka z góry, z wysokości swego Majestatu, lecz chciał, by to człowiek zszedł ze swojego piedestału do Niego, do betlejemskiej stajenki. Stąd, zainspirowany Bożym przykładem Mnich wyjaśnia: „Najbardziej Boską jest ta miłość, która przed człowiekiem klęka, by mu stopy umyć. Bo wiemy, że nawet w dobroci i w dobrych uczynkach może być jeszcze pycha, gdy do bliźniego podchodzimy łaskawie i protekcjonalnie jak do niższego od siebie i gdy nam się wydaje, że wiele dla niego robimy”.
Obrać dobry kierunek
„Tam, gdzie nie ma miłości, włóż miłość, a znajdziesz miłość” – tymi słowami o. Piotr Rostworowski zachęcał swoich słuchaczy do aktywnego zasiewania miłości. Był jej wielkim orędownikiem i propagatorem. W dobie ateistycznego komunizmu wskazywał na miłość i jedność motywowane głębią relacji, a nie idei. Jednym z najczęściej używanych przez niego obrazów były promienie słońca. Warto przytoczyć te słowa na koniec i zapamiętać, bo w nich zawarł on, jak w soczewce, cenną naukę: „Człowiek staje się bliższy również bliźnim, im bardziej jest człowiekiem kontemplacyjnym, im bardziej jest w Bogu. Jak promienie słoneczne – im bliżej są słońca, tym bliżej siebie. Podobnie i ludzie. Im bardziej korzeniem są w Bogu, tym bliżsi stają się głębi dusz innych ludzi i bardziej z nimi zjednoczeni”...
Tekst br. Wojciech Czywczyński OFMCap
Cytaty pochodzą z następujących publikacji o. Piotra Rostworowskiego: „Wiara, nadzieja i miłość”, „W głąb misterium”, „Wypatrując Jezusa”, „Miejsce łaski”. Użyte fotografie zostały opublikowane w książce „W głąb misterium” i pochodzą z archiwum rodzinnego Wojciecha Rostworowskiego, Archiwum Benedyktynów w Tyńcu, Archiwum Kamedułów.
„Głos Ojca Pio” [4/136/2022]
Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. „Był zawsze bliski mojemu sercu” – napisał po jego śmierci św. Jan Paweł II.
Wojciech Czywczyński – kapucyn, wicedyrektor Wydawnictwa Serafin, zastępca redaktora naczelnego „Głosu Ojca Pio”.