Plan był inny. Jednak przed kilkunastoma dniami świat stanął na głowie. Oto Ukraina, niepodległe państwo, nasz sąsiad, została zaatakowana przez Rosję. Kilka dni wcześniej otrzymałem informację z redakcji, że kolejny numer „Głosu Ojca Pio” będzie poświęcony porozumieniu bez przemocy. Zdumiało mnie niesamowite wyczucie czasu. Chciałem rozpocząć od zabawnej historii ze studenckiej przeszłości, ale nie jest mi do śmiechu.
Chyba od czasu pierwszej wojny w Zatoce Perskiej zbrojne konflikty międzynarodowe stały się medialne i transmitowane na żywo. Możemy śledzić bombardowania z perspektywy lecącej rakiety i relacje mieszkańców bombardowanych i ostrzeliwanych miast. Nigdy nie miałem przeszkolenia wojskowego i nie mam (jak większość społeczeństwa) dostępu do broni, co w razie konfliktu stawia mnie w pozycji potencjalnej ofiary. Mimo ogromu zła spowodowanego przez Rosjan muszę powstrzymywać się od uczucia nienawiści i chęci odwetu, chociaż trudno mi żywić do nich pozytywne uczucia, gdy widzę matkę z dwójką małych dzieci obładowaną spakowanymi w pośpiechu torbami: ona zasięga informacji u wolontariuszy na katowickim dworcu, a jej dzieci czekają, siedząc na ziemi i tuląc się do nosidełka z kotkiem. Łzy same napływają do oczu i człowiekiem targają sprzeczne uczucia: od furii do współczucia. W głowie pojawia się pytanie: jak w takiej sytuacji powinien zachować się katolik?
Niestety teologia i język Kościoła przez lata stały się ofiarami lewicowej poprawności politycznej i zapomniano o pojęciu obrony koniecznej (nawet kosztem życia napastnika) czy wojny sprawiedliwej (obronnej). Okazujemy bierność, bo uważamy, że racja jest po naszej stronie i historia to oceni. Jednak gdyby tak myślano przed wiekami, Polacy zostawiliby mieszkańców Wiednia na rzeź i staliby się niewiarygodnymi sojusznikami. Wpajano nam przez lata poczucie wstydu za hasło „Bóg, Honor. Ojczyzna”, a władzę oddawaliśmy ludziom, którzy uważają polskość za nienormalność. W mediach prym wiodą osoby za szczyt dobrego smaku uważające wsadzanie biało-czerwonej flagi w psie odchody. Gdy w szkole wspomnę o historii, o złu komunizmu, otrzymuję anonimowe oskarżenia o najgorsze rzeczy, byle tylko mnie uciszyć. Czy dziś młodzież stanęłaby w obronie Polski, wiary i krzyża w przestrzeni publicznej? Chciałbym powiedzieć, że tak, ale rozum i doświadczenie podpowiada mi coś zupełnie innego.
Nie wiem, jaka będzie sytuacja na Ukrainie, w Polsce, Europie i na świecie za dwa miesiące, gdy ukaże się to wydanie naszego pisma. Chciałbym, by stosunki międzypaństwowe się unormowały i znowu zapanował pokój, tak by moja żona i córki nie musiały uciekać przed wojną, do czego zmuszeni są dzisiaj Ukraińcy. Nie wiem nawet, czy w tak niestabilnych czasach dojdzie do wydania tego numeru czasopisma. Staram się jednak patrzeć optymistycznie w przyszłość i uspokajać bliskich, bo wierzę, że choć panoszy się zło, to zatriumfuje Bóg. Ostatecznie On zwycięży, bo takie jest przecież przesłanie płynące do nas z kart Pisma Świętego.
Żałuję, że tak mało w Kościele wiary w moc działania Bożego. Wyobraźmy sobie, jak wyglądałby dzisiaj świat, gdyby któryś z kolei papież posłuchał obietnicy Matki Bożej złożonej dzieciom w Fatimie, że zapanuje pokój, jeśli Rosja zostanie ofiarowana jej Niepokalanemu Sercu. Jednak historia pokazała, że takiej woli w Watykanie nie byłonie było, co nie znaczy, że nie zrobi tego papież Franciszek.
Nie ma człowieka, któremu życzyłbym piekła, bo jest to kara ostateczna i nieodwracalna. Nawet obecnemu rezydentowi Kremla nie życzę potępienia. Myślę, że najlepszą „zemstą” byłoby spełnienie prośby Matki naszego Pana, by to Ona u swego Syna wyprosiła odpowiednią interwencję. Oczywiście jestem przekonany o takiej konieczności, ale nie należy zapominać o ludzkim wymiarze niesienia miłosierdzia przez pomaganie potrzebującym i obrony tych, którzy bronić się już nie mogą lub nie mają czym.
Tekst i fotografia Adam Maniura
„Głos Ojca Pio” [135/3/2022]
Adam Maniura – mąż, ojciec, katecheta i miłośnik fotografii, prowadzi fotoblog bytominside.pl