Burzy się stary porządek i zaczyna tworzyć się nowy, który obejmuje wszystkie dziedziny życia, również religię – mówi br. Ksawery Knotz OFMCap, doktor teologii pastoralnej, której przedmiotem jest relacja pomiędzy człowiekiem wierzącym a światem współczesnym i Kościołem.
Rozmawia br. Maciej Zinkiewicz OFMCap
Słowo „kryzys” pojawia się obecnie wszędzie: w mediach i w prywatnych rozmowach. Mówi się o kryzysie Kościoła, o kryzysie wiary. Co wtedy czuje i myśli teolog pastoralny?
Człowiek kreuje swoją rzeczywistość. Wpływa na gospodarkę, kulturę, a także religijność i moralność, stąd też wszystko co jakiś czas ulega przemianie.
Obecnie tego typu metamorfozy także zachodzą, a ich tempo wzrosło. Już nie przebiegają one co kilkaset lat, tylko co kilkadziesiąt, a może nawet szybciej. Świat się rozpędził i przestajemy nadążać za narzuconym przez niego tempem.
Z pewnością przechodzimy obecnie czas rewolucji cyfrowej czy internetowej. Na to nakłada się pandemia…
Tak, a równocześnie zachodzą procesy geopolityczne. Powstaje nowy układ sił między państwami na świecie. Nowe znaczenie zyskują kraje wywodzące się spoza cywilizacji Zachodu.
Zachodzą także olbrzymie zmiany w zachodniej gospodarce. Słowo „kapitalizm” nie wydaje się już aktualne.
Owszem, ale przejdźmy od skali globalnej do lokalnej, szczególnie tej związanej z doświadczeniem wiary. Do niejednego proboszcza przychodzi dziś konkretny człowiek z aktem apostazji w ręce i mówi, że nie godzi się na to, co dzieje się w Kościele…
Zmiany w Kościele trzeba widzieć na szerokim tle…
Ale czy problemem nie jest właśnie brak zmian w Kościele?
Myślę, że problemem jest to, że nie pojmujemy, co dzieje się w świecie, bo nasze rozumienie świata się wyczerpało. Tak samo skończyło się nasze myślenie o Kościele takim, jaki był.
Zatrzymajmy się na tym stwierdzeniu. Postawmy sobie pytanie o właściwe rozumienie istoty Kościoła.
Właśnie przestaliśmy to rozumieć. Przez wieki wykształcił się pewien model Kościoła, w którym nauczyliśmy się poruszać i dobrze znaliśmy pojęcia opisujące jego rzeczywistość, np. słowo „zbawienie”. Kiedyś było ono powszechnie rozumiane, tzn. ludzie martwili się, czy się zbawią. Dzisiaj już nim nie operujemy w relacjach z ludźmi ani w próbach tłumaczenia im istoty Pana Boga. Przemiany dzisiejszego świata powodują, że gubi się nam język religijny oraz odniesienie do religijnych obrzędów.
Dzisiaj w Kościele obecne są różne pomysły na formację człowieka. Powstają ruchy, w których czyta się Pismo Święte i na tej biblijnej bazie rozwija się przekaz wiary. Inni ludzie praktykują wykształcony przed laty model pięciu pierwszych sobót miesiąca.
Przede wszystkim zaś człowiek starej daty nosił medalik i czuł, że jest blisko Pana Boga, co było dla niego ważne. Gdybyśmy dzisiaj zaproponowali młodzieży medalik, nie wiązałaby z nim żadnego przeżycia religijnego. Brakuje bowiem kodu, by odczytywać takie symbole.
Możemy powiedzieć, że pewien sposób przeżywania wiary się kończy, a w przypadku ludzi młodych już się skończył, kształtują się zaś nowe nurty, które mają odmienne założenia, prezentują inne sposoby myślenia, inną wrażliwość. Jest ich bardzo wiele i to one wprowadzają w chrześcijaństwo.
Zanim o nich porozmawiamy, zatrzymajmy się na modelu Kościoła, który obecnie się wyczerpuje. Były pierwsze soboty miesiąca, medaliki, ale też wielki autorytet księdza. Jak proboszcz coś powiedział, to tak musiało być. Dziś ten autorytet mocno się chwieje, a nieraz upada, ale też wiele osób utożsamia Kościół z duchowieństwem: Kościół to dla nich nadal ksiądz, tylko taki, który już spadł z piedestału…
Kościół zbudowany na autorytecie kapłana, biskupów i papieża – czyli Kościół potrydencki, który bronił kapłaństwa zaatakowanego przez protestantów – przestał oddziaływać na ludzi, bo w dzisiejszych czasach nagle się okazało, że katolik świecki chce Kościoła, który będzie jego domem, chce usłyszeć o wierze przeżywanej przez osobę świecką.
Kościół zbudowany na kapłanie i przez niego podtrzymywany – co jeszcze widać na wsiach – nie ma za dużo do zaproponowania. W parafiach wiejskich zatem niewiele się dzieje. A gdyby nie było w nich kapłana, to nie działoby się już zupełnie nic. Często przyczyną marazmu w parafii jest postawa księdza, który, przyzwyczajony do funkcjonowania w starej formule, nie chce oddać odpowiedzialności, ponieważ uważa, że nie ma uformowanych do tego ludzi. Stąd też świeccy nie podejmują żadnej inicjatywy, nie mają bowiem świadomości wspólnoty, która może coś tworzyć i brać odpowiedzialność za Kościół.
Istnieją jednak także ruchy w Kościele, gdzie świeccy są bardziej upodmiotowieni i się angażują, choć tworzą one wciąż zbyt mały nurt. Z pewnością dawny Kościół masowy żadnych sukcesów już nie ma.
Zapytajmy za księdzem Franciszkiem Blachnickim: czy ludzie, którzy dziś tracą więź z Kościołem, to sympatycy czy chrześcijanie?
Blachnicki już w latach pięćdziesiątych prorokował, że współczesny mu Kościół nie ma przed sobą szans. Obserwując formację katolików, przewidywał, że masy kościelne – takim językiem operował – od Kościoła odejdą. Wtedy zaczął szukać metody formacyjnej umożliwiającej świeckim realne współtworzenie z kapłanami wspólnoty Kościoła.
Zadał sobie pytanie o to, czy dla młodych ludzi pewne praktyki religijne nie stają się formą pozbawioną treści. Czerpiąc z harcerstwa, zaproponował dynamiczne metody przeżywania wiary: spotkania w grupach, wyprawy... Blachnicki zaczął tworzyć nowy, alternatywny do zastanego model Kościoła.
Przez oazę przeszło nawet kilka milionów młodzieży. Kiedy do lat dziewięćdziesiątych wydawało się, że model ten jest przyszłościowy, to wtedy z winy Kościoła większość wspólnot oazowych straciła dynamikę i w rezultacie się rozpadła. Głównym winowajcą było wejście katechezy do szkoły. Odtworzono model formacji masowej z przeszłości, która nie miała szansy powodzenia. Jak widzimy, owoców ewangelizacyjnych z katechezy w szkole nie ma. Nie tworzy się nowy, młody Kościół.
Blachnicki o pięćdziesiąt lat wyprzedził myślenie. Po pierwsze widział, że zastany model Kościoła nie ma szans się ostać, ponieważ ukształtowana w nim wiara jest płytka i w przyszłości przegra ze światem, który stawał się coraz atrakcyjniejszy. Kiedy skończył się komunizm i szarzyzna życia z nim związana, wiele osób rzeczywiście odeszło od Kościoła.
Blachnicki tworzył nowy model bardzo świadomie, ale miał problem z następcami, bo nie wszyscy kapłani rozumieli, o co mu chodzi. Wielu mówiło: jesteśmy krajem katolickim i wiara pięknie kwitnie, ludzie się modlą, biskupi są po rękach całowani… Tymczasem jeśli ludzie po rękach całują dostojników kościelnych, to znaczy, że zapatrzeni są w kapłaństwo, a ich wiara nie jest głęboka.
Największy problem polega na tym, że kiedy powstaje nowy model formacyjny, należy uznać, że stary nie działa. I to trzeba wyraźnie powiedzieć. Dla Blachnickiego było jasne, że Kościół trzeba budować w zupełnie innej atmosferze i tworzyć wspólnoty. Nie wolno poprzestać na dostrzeżeniu negatywnej tendencji, niezbędne jest przejście do zrozumienia jej źródła.
Dzisiaj ludzie przestają rozumieć język religijny, Kościół nie jest już dla nich atrakcyjny, dodatkowo zniechęcają ich skandale seksualne. Brakuje formacji chrześcijańskiej, która pozwoliłaby człowiekowi wypłynąć na głębsze wody wiary. Nie ma zatem co się dziwić, że traci on poczucie sensu chodzenia na niedzielną mszę, której nie pojmuje.
Musimy więc szukać nowych pomysłów na formację w Kościele. Na które z nich warto zwrócić uwagę? Gdzie szukać inspiracji?
Na początek trzeba sobie uświadomić, że w Kościele zostanie tylko ta część wiernych, która będzie formowana. Należy zatem uformować z niej wspólnotę i znaleźć dla niej odpowiednie środowisko, by mogła się duchowo rozwijać. Wówczas powstanie nowa forma Kościoła, która będzie potrafiła oddziaływać ewangelizacyjnie.
Tymczasem ciągle przegapiamy tę szansę. Brakuje bowiem w polskim Kościele dyskusji o formacji świeckich...
To ją tu i teraz zacznijmy. Co jest konieczne do stworzenia rzeczywiście dobrej formacji chrześcijańskiej na nasze czasy?
Formacja przede wszystkim zakłada długofalowy proces. Jeśli będziemy stawiać na eventy, na „wielkie” wydarzenia, to może jeszcze kogoś zgromadzimy, ale działania te będą jałowe.
Nie jest łatwo powiedzieć, jak konkretnie ma wyglądać model formacyjny. Potrzeba dyskusji, wielu prób, szerokiego zaangażowania i weryfikacji rezultatów. Na pewno należy docenić i zachować dziedzictwo formacyjnych ruchów katolickich, pobudzić ich przedstawicieli do wymiany myśli, doświadczeń, wzajemnego dzielenia i ubogacania się.
Nieodzowny będzie w takim modelu formacyjnym element biblijny, liturgiczny, ewangelizacyjny, apostolski. Trzeba pomóc człowiekowi znaleźć jego drogę do Boga i nauczyć go żyć wiarą w dzisiejszym świecie, który kształtuje zupełnie inną mentalność i wrażliwość niż przed laty.
Na koniec chciałbym dotknąć tematu, któremu poświęcasz najwięcej czasu i wysiłku – ludzkiej seksualności. Czy dla ludzi nie jest dziś przeszkodą w identyfikacji z Kościołem konserwatyzm jego nauki w tym względzie?
Seksualność jest bardzo delikatną sferą życia. Niejednokrotnie ludzie sobie z nią nie radzą i nie wiedzą, jak ją rozwijać. Niektórzy uważają, że absolutnie nie da rady tak żyć, jak mówi Kościół. Aby możliwe było przyjęcie jego nauki w kwestii seksualności, potrzebna jest formacja. Człowiek musi się dowiedzieć, jakie wartości Kościół głosi i z jakich powodów to czyni. Musi to nauczanie zrozumieć. Dokonuje się to na pewnym etapie, gdyż droga formacji nie zaczyna się od moralności, ale od spotkania z Chrystusem, od poznania duchowości i Ewangelii, a następnie także piękna miłości mężczyzny i kobiety. Dopiero kiedy odsłoni się tę perspektywę miłości, nowej miłości, którą daje Chrystus, można mówić o drodze związanej z podjęciem pewnych wyzwań i przemiany własnego życia, także w sferze seksualnej.
Formacja to proces, więc można w jego czasie jeszcze czegoś nie podjąć, nie rozumieć czy sobie nie radzić. Nie musimy jednak odchodzić z Kościoła, dlatego że sobie nie radzimy.
Tutaj znowu wszystko rozbija się o wizję Kościoła. Jeśli prawdy są tylko apodyktycznie nauczane z ambony, nie rozwiążą one problemów wielu osób. Kiedy natomiast zaczyna się rozmawiać, wspólnie się szuka, zastanawia, stwarza się możliwość relacji, spotkania z innymi przeżywającymi podobne trudności, to okazuje się, że w takim Kościele można odnaleźć się także ze swoimi problemami.
Dziś stary model Kościoła upada i nie trzeba w tym widzieć dramatu. Bolesne jest to, że proces ten odsłania prawdę o płyciznach i brzydocie niektórych aspektów życia Kościoła. Przyszedł czas, by pewien świat się skończył. Tworzy się nowy. Nie wiemy, co z tego wyniknie. Czujemy się zagubieni, bo nie rozumiemy wszystkiego, co się wokół nas dzieje. Mamy stare nawyki myślowe i zachowania, ale one są nieadekwatne do życia w nowej rzeczywistości.
Musimy zatem odkryć i starać się budować nowy model Kościoła. Ufam, że wyłonią się nowi święci, którzy nadadzą nowego ducha Kościołowi i go poprowadzą. Będzie to z pewnością inny rodzaj wspólnoty, ale na pewno piękny i silny ewangelizacyjnie. Chrystus nadal będzie działał w swoim Kościele.
"Głos Ojca Pio" [134/2/2022]
Brat Ksawery Knotz – kapłan, kapucyn, doktor teologii pastoralnej, duszpasterz małżeństw i rodzin. Autor książek, redaktor naczelny wortalu internetowego www.szansaspotkania.net.