„Zostaw męża i zostań tu na zawsze!” – usłyszała od Ojca Pio podczas spowiedzi. Skonsternowana, skamieniała tak, że nie mogła się ruszyć z konfesjonału. Zapytała: „Ale jak mam mu to powiedzieć?”.
„Dziś, 13 lipca 1975 roku, będąc w pełni władz duchowych i cielesnych, ogromnie dziękuję drogim Braciom Kapucynom z San Giovanni Rotondo za pochówek, jaki sprawili mojemu mężowi, i proszę, by moje ciało spoczęło w pokoju obok mojego ukochanego Guglielmo w grobowcu, który kupiłam dla siebie tutaj, w San Giovanni Rotondo. Emilia Sanguinetti Spillmann pragnie, by pogrzeb odbył się w kościele w San Giovanni Rotondo”.
Taka była ostatnia wola Emilii Spillmann Sanguinetti (dla przyjaciół Mi’), która odeszła z tego świata 2 lipca 1977 roku cichutko, z całą skromnością, z jaką żyła. Zamożna i pełna dobra, została obdarzona silną wolą i wytrwałością. Jej wielką zaletą była umiejętność życia w cieniu, przez co nazywano ją aniołem dobra, skromności i posłuszeństwa, którym była wpierw dla męża – doktora, jak powszechnie nazywano Guglielmo Sanguinettiego, a następnie dla całego Dzieła Ojca Pio.
Szafa z dużym lustrem
Drobna i delikatna, o raczej bladej karnacji i zawsze miłym dla ucha głosie, Emilia Spillmann Sanguinetti pierwszy raz do San Giovanni Rotondo przybyła wiosną 1934 roku, jednak jej życie splotło się z życiem Ojca Pio wiele lat wcześniej, kiedy niedługo po ślubie, w domu teściów, przeczytała artykuł o tym zakonniku. Jej wrodzona ciekawość i otwartość szybko doprowadziły ją do stwierdzenia: „Wierzę w to”. Jednak wtedy na owej konstatacji się skończyło. Było tak aż do czasu, kiedy bliska krewna papieża Piusa XII, markiza Gerini Pacelli, wracając z wizyty w San Giovanni Rotondo, przywiozła Emilii pozdrowienia od Ojca Pio, a ona powierzyła pewnemu zarządcy, klientowi męża, prośby do Ojca Pio, wśród których znalazło się błaganie o bardziej światłą wiarę dla niej, a przede wszystkim dla jej męża, który był wtedy antyklerykałem.
„Współwinowajczynią” zbliżenia pomiędzy Mugello (region we Włoszech, niedaleko Florencji, skąd pochodziła rodzina Sanguinetti) i San Giovanni Rotondo była jednak pewna kobieta, która w 1937 roku przeprowadziła się na stałe na półwysep Gargano: Elena Bandini, córka duchowa Ojca Pio. Mieszkając jeszcze w Mugello, korzystała ona z opieki lekarskiej doktora Sanguinettiego, który podczas wizyty w jej domu, aby podejść do łóżka chorej, zmuszony był przechodzić obok sporych rozmiarów szafy, w której lustro przesłonięte zostało wielką fotografią Ojca Pio.
Płacz męża
Skrępowanie czy – lepiej – poirytowanie, jakie „doktor” odczuwał z tego powodu, często pojawiało się w rozmowach z ukochaną Mi’, która w tym czasie czuła się przeniknięta nieznanym wcześniej przyciąganiem do religii. „Nie robiłam nic innego – wspomina Emilia – tylko czytałam książki, choćby Ewangelie, żywoty Jezusa i tym podobne. Było we mnie jakieś nowe światło i tylko o tym rozmawiałam z mężem. On słuchał mnie z pewnym zainteresowaniem, co budziło we mnie zdziwienie. Jednak wciąż był wobec tego oporny”.
Tymczasem, gdy nadszedł czas Bożego Narodzenia, Emilia poczuła silne pragnienie, by się wyspowiadać. Udała się w tym celu z mężem w kierunku Borgo San Lorenzo, gdzie mieszkał monsinior Arturo Bonardi. „Kiedy odprawiałam dziękczynienie, usłyszałam blisko mnie szlochanie: zorientowałam się, że to płacze mój mąż. Zapytałam go szybko, czy źle się czuje. „Nie – odpowiedział – miałem przerażające przeczucie, jakby pomiędzy mną a tobą otwarła się otchłań i już więcej nie mogłem cię odnaleźć”. Potem również on zapragnął się wyspowiadać, po wielu latach. Przyjął też Komunię Świętą. Było to dla nas bardzo piękne Boże Narodzenie”.
Urodzinowy prezent
Pierwszy wyjazd do Ojca Pio był urodzinowym prezentem, jaki doktor sprawił swojej ukochanej Mi’. Wiele lat później, wspominając to wydarzenie, Emilia mówiła: „Ponieważ od lat z okazji mojej rocznicy sprawiał mi jakiś prezent, tamtego roku poprosiłam go, by zabrał mnie do San Giovanni Rotondo. A on, wciąż sceptyczny w stosunku do Ojca Pio, odpowiedział mi: – Zgoda, będę ci towarzyszył, ale pojadę wyłącznie jako kierowca, ponieważ nie chciałbym, abyś znalazła się tam sama, gdy okaże się, że jest on człowiekiem egzaltowanym czy epileptykiem, i byłabyś tym rozczarowana”.
W ten sposób, razem z małżeństwem Bandinich, pod koniec maja wsiedli do samochodu i pojechali do San Giovanni Rotondo na spotkanie z Ojcem Pio. Kiedy dotarli do klasztoru, był już wieczór. „Doktor”, lekceważąc zasady zakonnego porządku, zapukał do bramy. Emilia w tym czasie czekała w aucie. W furcie klasztornej pojawił się brat zakonny i, mocno oburzony, powiedział: „To bardzo niegrzecznie przychodzić o tej porze i dobijać się do klasztoru. Nie wiecie, że jest już zamknięte?”. Guglielmo, wróciwszy do samochodu, powiedział: „Aha, dobrze się zaczyna. Nazwano mnie źle wychowanym”. Oboje pierwszy raz zobaczyli Ojca Pio następnego ranka w kościele podczas mszy świętej. Emilia zapytała męża: „I co o nim sądzisz?”, a on delikatnie odpowiedział: „W tym jest palec Boży”. Właśnie wtedy doktor został tak mocno poruszony i dotknięty spotkaniem z Ojcem Pio, że spędził przy nim kilka dni, przezwyciężając między innymi wiele trudności, o których opowiadała później jego żona.
Razem przy boku Ojca Pio
Podczas jednej z pierwszych spowiedzi u Ojca Pio Mi’ nie mogła się powstrzymać i powiedziała: „Ojcze, jak pięknie jest żyć tutaj blisko Ciebie”. A on jej odpowiedział: „Zostań tu na zawsze”. „Nie mogę ze względu na pracę mego męża”. Wtedy on stanowczym i kategorycznym tonem odparł: „Zostaw go zatem i zostań tu na zawsze!”. Skonsternowana, skamieniała tak, że nie mogła się ruszyć z konfesjonału. Zapytała: „Ale jak mam mu to powiedzieć?”. A Ojciec Pio: „Ależ nie. Ja nikogo nie rozdzielam, jedźcie i wracajcie razem”.
I rzeczywiście, wrócili razem po kilku miesiącach. Podczas jednego z wieczornych spotkań Ojciec Pio powiedział do doktora: „Musimy zbudować trzy tabernakula, trzy namioty: jeden dla Jezusa, jeden dla ciebie i jeden dla mnie! Jakże byłoby to piękne! Zostań tu na zawsze! Musisz pozostać tu na zawsze!”.
Emilia wspomina, jak Ojciec Pio mówił w tamtych chwilach do jej męża: „Doktorze, potrzebuję ciebie. Muszę wybudować szpital i ty będziesz moim lekarzem”. Mój mąż, który pochodził z daleka, gdzie miał swoje miejsce pracy, odpowiedział: „Ojcze, doprawdy nie. To niemożliwe. Gdybym nawet zostawił wszystko i tutaj przyjechał, nie mógłbym pracować w San Giovanni Rotondo, ponieważ musiałbym odebrać pacjentów innym lekarzom”. Ojciec Pio natychmiast odpowiedział: „A jednak ja ci mówię, że przyjedziesz tutaj i pomożesz mi w tej budowie”.
Emilia miała w zwyczaju często wspominać ich podróż w jedną stronę do San Giovanni Rotondo. Na ciężarówce nie zmieściły się wszystkie antyczne meble i część z nich musieli zostawić. Po drodze spotkała ich też przykra niespodzianka, gdy pod koniec postoju na zatankowanie paliwa okazało się, że z ciężarówki skradziono wełniane materace. Jednak i w tej sytuacji pozostali zjednoczeni i przekonani o swoim wyborze. Zresztą Guglielmo i Emilia zawsze byli razem od czasu, gdy poznali się w szkolnej ławie w rzymskim liceum, do którego oboje uczęszczali. I pozostało tak aż do poranka 6 września 1954 roku, kiedy niespodziewanie Pan powołał „doktora” do siebie.
Jak Mi’ przeżywała tą stratę? Po kilku tygodniach, „powalona na ziemię”, jak pisała, ale bynajmniej nie zdruzgotana cierpieniem, ponownie pojawiła się w biurze, by pracować dla Dzieła Ojca Pio, koncentrując całe swoje istnienie na kontynuowaniu pracy męża, którego podsumowaniem życia mogą być słowa zapisane w Kronice klasztoru w San Giovanni Rotondo pod datą 7 września 1954 roku, a więc na drugi dzień po jego śmierci. Czytamy tam, że inżynier Cremonini, brat zmarłego okulisty, zwróciwszy się do Ojca Pio, powiedział: „Czy możemy być pewni jego wiecznego zbawienia?”. I usłyszał odpowiedź: „Jeśli on nie poszedł do raju, to kto tam miałby pójść?”.
Kobieta nowoczesna
Emilia posiadała dar starodawnej szlachetności w czynieniu niedostrzegalnych gestów, z powodu czego była zawsze bardzo podziwiana, czy to za swoją postawę, czy za uprzejmość i piękno, nigdy nienarzucające się ani wyzywające. A jednocześnie była kobietą nowoczesną, jeśli za nowoczesność uznamy umiejętność realizowania zamierzeń, budowania zgody i współpracy pozbawionej rywalizacji. Mówiąc o nowoczesności Emilii, nie mamy na myśli kobiety bezczelnej i pozbawionej skrupułów, ponieważ ona dla wszystkich była zawsze tylko panią Sanguinetti. Jakkolwiek nie pokazywała się na pierwszym miejscu w wystąpieniach publicznych, nigdy nie zostawiła doktora samego w nieuniknionych i niezliczonych trudnościach życia.
Emilia była nowoczesna także w stylu ubierania się – choć nie lubiła wyszukanej i wyrafinowanej mody, nigdy nie brakowało jej elegancji. Była kobietą prostą, która miała swoją klasę. Emanował z niej nieprzemijający urok, podsycany wiarą wzrastającą każdego dnia, której nie zarysował nawet brak macierzyństwa. Mi’ zawsze wiedziała, jak iść naprzód. A kiedy życie zdecydowało o tym, że nie będzie miała dzieci, a później zabrało jej również męża, szła do przodu, angażując się w realizację ideałów Guglielma. A przecież mogła, jak niestety czyni to wiele kobiet, przyodziać się w wygodne z pozoru wdowieństwo i przyjąć pozę załamanej, zamiast podwinąć rękawy do pracy.
Marianna Iafelice
tłumaczenie Tomasz Duszyc OFMCap
„Głos Ojca Pio” [74/2/2012]