Rachunek sumienia to modlitwa budząca pragnienie życia Bożego. Jego cel jest bardzo prosty: spotkanie z Bogiem, dialog z Nim, wzajemne przebywanie, pragnienie bycia razem. To zachęta, by człowiek poznał smak prawdziwego życia i uczył się marzyć o przyszłości.
Sumienie, jak głosi jedna z definicji, to „sanktuarium spotkania z Bogiem”. Tym samym rachunek sumienia jawi się jako przemiana podczas spotkania. O jakiej przemianie tu mowa? Przecież wielokrotnie robiliśmy rachunek sumienia i nic się nie zmieniło. Mało tego, jeżeli spotkanie z Bogiem jest czymś wspaniałym, dlaczego rzesze ludzi chcą być kimkolwiek, tylko nie katolikiem? Czyżby nasz sposób myślenia i działania stał się tak nieatrakcyjny, że nikt nie chce za nim podążać? Nawet my sami to robimy, chociażby unikając rachunku sumienia. Co się stało, że rozmawiając o wierze, potrafimy mówić tylko o wartościach moralnych, nie rozumiejąc, że świat nie odróżnia moralizmu od moralizowania? Znawcy tematu zastanawiają się, skąd bierze się skojarzenie nowości życia w Jezusie Chrystusie z uciążliwością ascezy chrześcijańskiej? Dlaczego rachunek sumienia prowadzi do wielkiego zmęczenia, do rozczarowania, a w konsekwencji do jego porzucenia?
Moim zamiarem nie jest wskazywanie na przyczyny tego stanu rzeczy. Zapraszam natomiast do medytacji, która może obudzić wielkie pragnienie spotkania nie tylko Boga, ale i innej osoby. Kiedy się ją spotka, żyje się jeszcze większym pragnieniem spotkania osoby Boga i odwrotnie. Życie przeniknięte pragnieniem takich spotkań przemienia dawne wydarzenia w prawdę i dobro. Coś, co wcześniej przeszkadzało, może stać się warunkiem doświadczenia Bożej miłości.
W ten sposób poznajemy dwa warunki dobrego rachunku sumienia: pragnienie spotkania i medytacja. Są one niemożliwe do spełnienia bez modlitwy do Ducha Świętego o dar miłości Ojca. Ona bowiem uzdalnia do poznania: jakie życie rozwijamy, jakiego spotkania oczekuje Pan, kto nam pomaga dostrzec działanie Boga, jak mówić o żywej wierze, a nie o doktrynie, a przede wszystkim jak zobaczyć, że nasze życie jest zapisane w słowie życia.
Poszukiwanie siebie w Bożym słowie
Po modlitwie do Ducha Świętego oraz przeczytaniu czwartego rozdziału Ewangelii św. Jana spróbujmy przeprowadzić medytację i ujrzeć współczesną samarytankę. A może po prostu siebie w jej osobie… W Ewangelii widzimy kobietę zapracowaną, pochłoniętą przez codzienność. Słowo nie wskazuje na szczególne momenty jej życia. Mamy zatem przed oczami kobietę idącą po wodę, która z jakichś powodów wykonuje swoje obowiązki w godzinie, kiedy nie spodziewa się spotkać kogokolwiek. Prawdopodobnie unika przygodnych ludzi. Może to kwestia przypadku, a może na jej zachowanie wpływają kompleksy i wstyd… A może już wcześniej spotkała się z niejedną drwiną na swój temat. W zasadzie można by spróbować porównać jej życie do egzystencji wielu kobiet: praca, dom, brak czasu, aby zająć się sobą; przed oczami wciąż zaległe czynności; w głowie pełno myśli, co się stanie, kiedy nie zdążę, a inni zobaczą, że sobie nie radzę.
Jest jednak w tej kobiecie coś, czemu warto się przyjrzeć: jej reakcja na prośbę Jezusa o podanie Mu wody. Samarytanka zachowuje wtedy zimną krew. Nie jest zalękniona ani nie unika konfrontacji z prośbą. Odpowiada z suchą i zimną bezczelnością, że spragniony nie wie, co mówi, skoro prosi o wodę tę, z którą jako Żyd nie powinien rozmawiać.
Autorzy wielu medytacji na temat Samarytanki zauważają, że tego typu zachowanie kobiety może być spowodowane przez liczne bolesne doświadczenia z przeszłości, a zwłaszcza przez zawiedzione nadzieje na lepsze życie. Stąd jej szorstkość i nieufność podczas rozmowy z Jezusem. Z jakiegoś powodu ona wie, że ładne i gładkie słowa mogą zawieść wszelkie nadzieje. Kiedy Jezus zaczyna jej opowiadać o wodzie żywej, która już nigdy nie spowoduje w niej pragnienia, odpowiada bardzo praktycznie: „nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka” i dodaje: „daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”. Jest ironiczna i nie daje się wyprowadzić z równowagi nawet wtedy, gdy Jezus wspomina o jej pięciu mężach.
Można zaryzykować stwierdzenie, że Samarytance szczęście nie kojarzy się z bezinteresowną miłością czy ckliwymi marzeniami o rycerzu na białym koniu. W głębi jej serca bowiem zalega wielokrotnie zawiedziona nadzieja i liczne niespełnione miłości. Prowadzi to do niedowartościowania własnej kobiecości oraz chęci rezygnacji z poszukiwania prawdziwego uczucia, a także do oddania się jego namiastkom. Trafnie trudną sytuację Samarytanki określił o. Wojciech Ziółek: „Jej problem to problem wiecznego niespełnienia”.
Nietrudno biblijną historię Samarytanki odnieść do współczesności. Przecież każdy człowiek w życiu nieraz doświadczył miłosnego zawodu. I chociaż może do tego się nie przyznawać, w głębi serca dobrze wie, że jest kobietą po przejściach albo mężczyzną z przeszłością. Stąd też niejeden z nas do pięknych słów podchodzi z wielką ostrożnością. Nade wszystko głoszona w kościołach teoria o darmowej miłości zamiast wyzwalać do życia pełnego i wolnego, powoduje smutek, nostalgię i pogłębia nasze niedowiarstwo. Z jakiegoś powodu przestaje nas wzruszać. Potrafimy tylko biegać z dzbanami od studni do studni: z uczelni do akademika, z pracy do pracy, z domu do przedszkola… Niewiele to zmienia w naszym życiu, które staje się czystą kalkulacją tego, co się opłaca, a co nie. Nawet niedzielna Eucharystii czy sakrament pojednania są przeżywane z zegarkiem w ręku. Napędem do takiego biegu jest głód pochlebstw: „tobie to wszystko wychodzi, ty to żyjesz bezproblemowo”. Biegniemy od wydarzenia do wydarzenia, traktując ten bieg jak puder maskujący nasze wnętrze. Im bardziej aktywni jesteśmy na zewnątrz, tym większa ruinę nosimy we własnym wnętrzu. Celem życia staje się udowodnienie, że jesteśmy coś warci, tymczasem głęboko w duszy kryje się krzywda i upokorzenie.
Rachunek sumienia niespełnionej samarytanki
Jeżeli odnalazłaś/odnalazłeś swoje życie w życiu Samarytanki, to pora, by dać się przeprowadzić przez rachunek sumienia. Twoje życie przestaje być tajemnicą:
- Czy wierzysz, że Jezus jest słabszy od Ciebie? Spójrz na Niego, gdy siedzi obok studni. Jest słaby. Prosi o pomoc Samarytankę. Prosi Ciebie o pomoc, o Twoją wodę. Opowiedz mu swoje życie. Czy to, co opowiadasz innym o swoich sukcesach, możesz opowiedzieć Jezusowi i będzie to prawda? Zauważ, co przyciąga innych do Ciebie i zastanów się, czy to samo zatrzymuje przy tobie Jezusa.
- Czy wierzysz w Chrystusa, który nie rozwiązuje Twoich problemów? On nie rozwiązał problemów Samarytanki. On jest z nią pomimo tego, że według niej nie powinno tak być. Pokaż Chrystusowi te momenty życia.
- Czy wierzysz w Jezusa, który jest cierpliwy i pełen szacunku do Ciebie? Chrystus cierpliwie czekał, aż Samarytanka zobaczy w nim Zbawcę. Nie przyspieszał, ale pozwolił jej do tego dojrzeć. Spróbuj opowiedzieć Jezusowi o sprawach niedokończonych. Pokaż Mu swoją niecierpliwość i chęć załatwienia wszystkiego od razu. Opowiedz Mu, co czujesz, kiedy coś się przeciąga i kiedy wiesz lepiej, jak należy zrobić, a także kiedy ktoś Cię ponagla.
- Czy wierzysz w Jezusa, który zna Cię doskonale? Znał dobrze Samarytankę. Znał każdy jej grzech i każdą cnotę. Zna Ciebie i traktuje z miłością. Czy to widzisz?
- Czy wierzysz Jezusowi, cokolwiek Ci powie? Samarytanka wyznała, że On jej wszystko powiedział. I nie był to zachwyt nad wszystkowiedzącym Jezusem, ale raczej podziw, że mimo posiadanych o niej informacji, chciał się z nią spotkać. Powiedz Chrystusowi, czy pragniesz takiego spotkania.
Spotkanie z Bogiem podczas rachunku sumienia
Miłość rodzi się i rozwija zawsze podczas spotkania. Nie sposób zrobić rachunku sumienia, nie spotykając się z Bogiem i nie zachwycając się Jego obecnością. Poznanie pozbawione zachwytu przeradza się w kalkulację, która zabija życie duchowe. Podążając za myślą Stanisława Grygla, trzeba jasno powiedzieć, że „spotkania nie da się skonstruować”. Trzeba umieć na nie czekać. Dlatego tak ważne jest, aby dzięki rachunkowi sumienia rosnąć i dojrzewać do zachwytu życiem płynącym od Ducha Świętego. Modlitwa ta nie może prowadzić do zmęczenia, rozczarowania i w konsekwencji do pudrowania życia. Dobrze przeprowadzona, np. według powyższej przedstawionej metody, ma szanse prowadzić do zapomnienia się w Bogu, zakosztowania w Bożym miłosierdziu i przemiany życia. Samarytanka przecież zapomniała, po co przyszła do studni, stłukła dzban, którego kurczowo trzymała się w życiu, a potem, pomimo swej grzeszności, przepełniona wiarą odważnie pobiegła do tych, których wcześniej unikała, głosząc, że Jezus jest Zbawicielem.
Tekst br. Adam Gęstwa OFMCap
„Głos Ojca Pio” [138/6/2022]
Brat Adam Gęstwa – kapucyn, dyrektor Szkoły dla Spowiedników.