Tak głoszą Franciszkanki od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej, a swoim życiem pokazują, że Boża miłość pełna jest wolności, szacunku, nadziei, zrozumienia i akceptacji. Zapewniają przy tym o niezgłębionej wyrozumiałości Boga, który pozwala nawet na jej odrzucenie, ale ze stałym zapewnieniem, że czeka i jest gotowy do przebaczenia kolejny i kolejny raz.
Z siostrami Anielą i Sancją, franciszkankami od pokuty i dzieł miłosierdzia, rozmawia br. Maciej Zinkiewicz, kapucyn.
Jestem zaskoczony, widząc w zakonie, który ma pokutę w nazwie, tak młode, radosne i uśmiechnięte osoby. Jak długo są Siostry w zakonie?
Siostra Sancja: Niedługo… Dziesięć lat.
Siostra Aniela: A ja osiem. W lipcu będę miała śluby wieczyste.
Imiona wybieracie sobie same, czy są Wam narzucone jako jeden z wyrazów życia pokutnego?
A: Składamy propozycje, zazwyczaj trzy, z których rada prowincjalna ostatecznie wybiera jedną.
S: Kiedyś było inaczej...
A: Tak, siostry dowiadywały się, jakie będą nosić imię, w czasie obłóczyn. Brzmiały one bardzo różnie.
Skoro słowo pokuta widnieje w nazwie Waszego zakonu, znaczy to, że jest dla Was rzeczywiście istotna...
S: Nasze zgromadzenie powstało w pierwszej połowie XIX wieku w Holandii. Były to czasy po rewolucji francuskiej. Założyła je prosta, niewykształcona wieśniaczka, której pomagał niewiele lepiej wykształcony proboszcz. Dla naszej założycielki było jasne, że chce żyć duchowością franciszkańską. Była jej ona bardzo bliska, ponieważ przez długie lata żyła jako tercjarka. Przy tworzeniu konstytucji zgromadzenia założyciele oparli się na siedemnastowiecznej regule dla pokutnic św. Franciszka. Takich zgromadzeń żeńskich, które wyrosły ze wspólnoty świeckich franciszkanów i opierały się na ich regule, było więcej.
A: Tercjarskie zgromadzenia franciszkańskie zazwyczaj nosiły wówczas przydomek „od pokuty”.
S: W nazwie naszego zgromadzenia słowo pokuta przetrwało do obecnych czasów.
A: Choć nazwa kilka razy ewoluowała.
S: Bywało nawet tak, że inna była nazwa kościelna, a inna państwowa, ponieważ rząd holenderski nie chciał zaaprobować naszego istnienia i siostry musiały oficjalnie tworzyć jedynie świeckie stowarzyszenie. Jeśli zaś chodzi o nazwę kościelną, początkowo nazywałyśmy się Siostry od Pokuty Świętego Franciszka, dopiero kilka lat później podczas załatwiania pewnych spraw w Stolicy Apostolskiej przemianowano nas na Franciszkanki od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej.
Czy siostry z Waszego zakonu do dziś praktykują surowszą pokutę niż inni?
S: Nasza nazwa bardzo dobrze odzwierciedla nasz charyzmat. I pokuta, i miłość są tym, co chcemy realizować.
A: Kiedy powstawało nasze zgromadzenie, a wokół założycielki gromadziły się pierwsze towarzyszki, one nie narzucały sobie żadnych szczególnych praktyk pokutnych. Matka Magdalena (imię świeckie Katarzyna) przyjmowała przeciwności obecne w codzienności jako okazję do czynienia pokuty. Siostry żyły w trudnych warunkach, czasem nie miały co jeść ani czym się ogrzać. Uważały, że to właśnie jest ich pokuta.
Często myślimy, że praktyki pokutne muszą być bardzo trudne i przykre, tymczasem prawdziwa pokuta wynika z miłości i do niej prowadzi. To nieustanny powrót do miłości. Nie musi wiązać się on jednak z samobiczowaniem czy ciężkim upokorzeniem, zwłaszcza jeśli nie ma ku temu powodu. Dobrze pojęta pokuta powinna pomagać we wzrastaniu i nawróceniu.
Co robicie, aby wracać do miłości i nią żyć? Co radzicie innym?
S: Termin „pokuta” jest dziś, niestety, obciążony negatywnymi skojarzeniami, a przez to zubożony i zawężony. Uważa się, że jest to umartwienie albo asceza, a zapomina o ewangelicznym znaczeniu, jakie ze sobą niesie, czyli o nawróceniu.
To właśnie jest wpisane w nasze życie: nieustannie nawracanie się. Dokonuje się ono w prozaicznej codzienności. Nawracam się dzięki bardzo prostym sytuacjom, na przykład kiedy ziemniaki na obiad są niedosolone, zamiast narzekać, dziękuję Bogu, że mam, co jeść.
Siostro Sancjo, czy Twoje wymowne spojrzenie, którym obdarzona została przed momentem siostra Aniela, coś znaczy?
A: Ja posługuję w zakrystii...
S: …ale miałaś dzisiaj dyżur w kuchni. (śmiech)
A: Owszem, jednak to nie ja akurat gotowałam ziemniaki... (śmiech)
Wróćmy do pokuty. Dzisiaj jest ona niepopularna: jedni sprowadzają ją wyłącznie do „Zdrowaś Maryjo”, które trzeba zmówić po spowiedzi, zaś inni twierdzą, że to nie ta epoka, nie te czasy…
A: Kiedy przedstawiam się jako franciszkanka od pokuty, niekiedy słyszę: „O Boże! Co Wy tam robicie?”. Czasem mam pokusę, żeby trochę powymyślać. I nawet niekiedy to robię. (śmiech)
Ale co? Że śpicie w trumnach? Że codziennie się biczujecie?
A: Dobre pomysły. (śmiech)
S: Ten o trumnie kiedyś wykorzystam. (śmiech)
No dobrze, tak jest teraz. Niegdyś jednak siostry się biczowały, prawda?
A: Tak, nawet jeszcze gdzieś w archiwum bicze się zachowały. Starsze siostry opowiadają, że były one zrobione z rzemyków…
S: Dawniej była to praktyka ogólnie spotykana we wszystkich zakonach ze względu na ówczesną mentalność. Dzisiaj kładziemy akcent raczej na wymiar duchowy pokuty: „Bardziej chcę miłosierdzia niż ofiary”. Pokuta i nawrócenie muszą być nierozerwalnie związane z miłością. Mają prowadzić do coraz pełniejszego umiłowania Boga i drugiego człowieka. Jeżeli temu nie służą, nie spełniają swojej roli.
Czy jako zgromadzenie skupiacie się na osobistym nawróceniu, a może pragniecie też pokutować za innych, na przykład za świat, który odwraca się od Boga...
S: Przede wszystkim mamy na względzie osobiste nawrócenie, choć aspekt pokuty i wynagradzania za innych – głównie za grzechy kapłanów i osób konsekrowanych – również jest obecny w naszym życiu. Kwartalne dni w roku poświęcamy modlitwie wynagradzającej: odbywamy całodobową adorację Najświętszego Sakramentu, zachowujemy również wtedy milczenie i post.
A: Kiedy pojawiły się w mediach doniesienia o różnych skandalach z udziałem duchownych, wprowadziłyśmy dodatkowy dzień praktyk pokutnych. Modlimy się także za rodziny. W ich intencji w Wielkim Poście odprawiamy co tydzień drogę krzyżową. Jednak podstawowe znaczenie ma dla nas własne nawrócenie.
S: Żeby zmieniać świat, trzeba zacząć od siebie. I to jest praca na całe życie.
A: Każdego wieczoru robię rachunek sumienia. Czasem mogłabym się sobą załamać, ale wracam i przypominam sobie, że jest dla mnie szansa. I kolejnego dnia znów wracam. Święty Franciszek powtarzał: „Zacznijmy od nowa, bo do tej pory nic dobrego nie uczyniliśmy”.
Czy życie w żeńskim klasztorze można nazwać pokutą?
S: Mieszkanie w dużej wspólnocie złożonej z samych kobiet na pewno jest wyzwaniem…
A: Ale ja zawsze mówię, że to dowód na istnienie Pana Boga: bo wszystko się trzyma i funkcjonuje. (śmiech)
S: Każde środowisko, które składa się z osób w różnym wieku, z inną historią, z bardzo różnymi temperamentami i doświadczeniem życiowym, przeżywa swoje trudności.
A: Na początku życie we wspólnocie fascynuje i porywa, dopiero później odkrywa się, że jest to szkoła prawdziwej miłości. Dzięki innym dostrzegam, czy naprawdę potrafię bezinteresownie kochać. Bo przecież może się zdarzyć, że obdarzam miłością tylko tych, co do których łatwo mi to przychodzi.
S: Trzeba się uczyć siebie nawzajem... I na przykład nie złorzeczyć, kiedy komuś budzik dzwoni o czwartej rano w dniu, gdy pobudka jest o piątej trzydzieści. (śmiech) Pokuta to powrót do miłości…
„Głos Ojca Pio” [GOP 147/3/2024]