Jakiś czas temu pewien uczeń technikum zadał mi pytanie: „Czy całe to niejedzenie mięsa w piątki jeszcze obowiązuje?”. Szkoda, drogi Czytelniku, że nie mogłeś zobaczyć jego zbolałej miny, gdy powiedziałem, że oczywiście nadal obowiązuje.
Cóż, takie mamy czasy, gdy wszelki trud, wyrzeczenie, ograniczenia, zakazy i nakazy traktowane są jako pogwałcenie niczym nieskrępowanej wolności, w myśl dewizy jednego ze współczesnych idoli, który głosi: „Róbta, co chceta”. Niestety, współczesny Kościół przyczynia się do takiego myślenia. Nie pamiętam już, aby jakiś ksiądz wygłosił kazanie, w którym przypomniał o konieczności podejmowania dzieł pokutnych. Zamiast tego próbuje się ukazywać katolicyzm beztroski, roześmiany i rozchwiany emocjonalnie, bojąc się, że mówienie o pokucie i umartwieniu przepłoszy z Kościoła i tak nielicznych wiernych. Co więcej, uważa się je za wspomnienie dawnych „mrocznych” dziejów.
Pamiętam z mojej zakonnej przeszłości rozmowy ze starszymi braćmi na temat, jak to drzewiej w zakonie bywało. Nasze umartwienia wypadały blado w porównaniu z tymi, które oni podejmowali, były ledwie namiastką ducha pokuty. Nawet zakony poszły z duchem czasów i ograniczyły praktyki ekspiacyjne na rzecz… No właśnie, czego?
Czy żyjemy już tak doskonale, a świat wyrzekł się grzechu, że nie mamy za co pokutować? Czy w praktykowaniu wiary osiągnęliśmy tak wysoki poziom, że nie musimy się trudzić, by trwać na modlitwie czy unikać grzechu?
Hasło jednego z moich ulubionych biegów górskich brzmi: „Nic, co łatwe, nie cieszy tak bardzo!”. Jest taka stara prawda o ludziach, którą można streścić w słowach, że nie doceniamy tego, co przychodzi nam łatwo, bez wyrzeczeń i wysiłku. Nie będę odkrywczy, jeśli stwierdzę, że nie da się przejść przez życie bezboleśnie. Jezus potwierdził tę prawdę swoimi słowami i życiem, gdy stał się człowiekiem ze wszystkimi tego konsekwencjami z wyjątkiem grzechu.
Pokuta, choć trudna, ma jednak swoje dobre strony. Nawet niewierzący podejmują liczne umartwienia, a to dla wyników sportowych, większych zysków czy bardziej prozaicznych celów, jak wciśnięcie się w wymarzoną kieckę. Gdy na czymś nam zależy, gotowi jesteśmy do wielkich wyrzeczeń. Dobra wieczne również wymagają podjęcia wysiłku. Dla mnie, jako katolika, pokuta to nie umartwienie, ale także przeproszenie za grzechy moje i innych. Wystarczy otworzyć pierwszą lepszą witrynę internetową z wiadomościami, by uświadomić sobie, że mamy za co przepraszać Boga. Wojny, zabójstwa nienarodzonych, dobijanie chorych, wykorzystywanie nieletnich, cudzołóstwa, rozbite rodziny, alkoholizm, narkomania, apostazja czy bezczeszczenie Eucharystii. To tylko kilka z długiej listy grzechów, za które Bogu zwyczajnie należą się przeprosiny i wynagrodzenie. Często ci, którzy dopuszczają się tych i innych wykroczeń, nie poczuwają się do winy i wręcz obnoszą się ze swoimi grzechami. Dlatego to na nas spoczywa obowiązek przeproszenia Chrystusa. Czy ludzkość zasługuje na „klapsa” z nieba? Oczywiście, że tak, bo zło panoszy się wokół nas. Kto wie, może modlitwy i akty pokutne, jakich podejmują się ludzie wierzący, tak osoby konsekrowane, jak i wielka rzesza świeckich, sprawiają, że cierpliwość Boża daje nam jeszcze szansę na zmianę? Teraz tego nie wiemy, ale kiedyś dane nam będzie to poznać i zobaczymy, ile dobra wyprosili ci, którzy pokutowali za siebie i innych.
Zatem pokuta to z jednej strony umartwienie, rezygnacja z czegoś dla większego dobra, ale także uniżenie się przed Bogiem, przeproszenie i przyznanie się do winy za popełnione grzechy. Warto trwać przy tradycyjnych praktykach pokutnych, ponieważ ich odrzucenie nie oznacza osiągnięcia doskonałości, a raczej jest wyrazem naszej arogancji względem Boga i zredukowaniem Go do roli jednego z wielu kumpli.
Czy potrafimy wskazać świętych, którzy unikali pokuty? Ja nie potrafię. Pewnie, że prowadzili życie o wiele bardziej radykalne od naszego, ale właśnie to wzmogło w nich świadomość konieczności podejmowania dzieł pokutnych, nie tylko za siebie, ale także za innych, również za tych, którzy nie poczuwali się do winy, bo przepraszać też trzeba umieć.
Adam Maniura
„Głos Ojca Pio” [GOP 147/3/2024]
ADAM MANIURA – mąż, ojciec, katecheta i miłośnik fotografii, prowadzi fotoblog bytominside.pl