Jako początkujący katecheta, pełen misyjnego zapału, spontanicznie powiedziałem do jednej z moich uczennic: „Dominiko, pamiętaj, masz być święta!”. Jej reakcja była zdumiewająca. Przez chwilę patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a potem, mocno rozbawiona, wybuchła gromkim śmiechem. To niby banalne doświadczenie dało mi jednak dużo do myślenia. Zacząłem się zastanawiać, co tak naprawdę myślimy o świętości. Czy wezwanie to jawi się nam jako możliwe do zrealizowania, dobre samo w sobie, a przez to atrakcyjne? Czy też dominują negatywne przekonania?
Znana współczesna badaczka konceptu ludzkiego dobrostanu, profesor Sonja Lyubomirsky z Kalifornii, opublikowała interesującą książkę na temat mitów o szczęściu. Poklasyfikowała je ze względu na funkcje, jakie pełnią. Pierwsze z nich występują jako pozytywne marzenia warunkowe. Oto przykład: będę szczęśliwy, jeśli się ożenię, wygram w totolotka, zdobędę lepszą pracę itd. Druga grupa fałszywych wyobrażeń bazuje na przekonaniu o niemożliwości doświadczania szczęścia, jeśli nie posiadamy czegoś w pełni. Ta warunkowość zamyka się w stwierdzeniu: nie mogę być szczęśliwy, jeśli mój związek się rozpadnie, utracę pieniądze zainwestowane na giełdzie itd. Słusznie zatem pojawia się pytanie: Od czego zależy szczęście? I chociaż obecnie znajdujemy wiele porad w literaturze popularnej, niestety niewiele z nich popartych jest wiarygodnymi badaniami.
Fałszywe przekonania
Chaos pojęciowy dotyczy nie tylko rozumienia kwestii szczęścia, ale również świętości, która obrosła mitami i wypaczonymi wyobrażeniami. Także tutaj można mówić o dwóch grupach fałszywych przekonań. Pierwsza z nich bazuje na pozytywnym związku przyczynowo-skutkowym: zostanę świętym, jeśli będę żył bez grzechu, często chodził do kościoła, odmawiał codziennie różaniec, wyrzekał się przyjemności, postępował uczciwie, oddam wszystkie pieniądze ubogim, podejmę mnisze życie itd. Druga – na negatywnej zależności: nie chcę być świętym, ponieważ nie chcę utracić radości życia, jest to droga tylko dla nielicznych, jestem słabym człowiekiem, to nudne i nieatrakcyjne itd. Oczywiście podobnych przekonań blokujących wiarę w możliwości i atrakcyjność wezwania do świętości może być znacznie więcej.
W konsekwencji takiego myślenia przestajemy wierzyć, że możemy być święci, albo zwyczajnie odechciewa się nam podążać w tym kierunku. Dlatego w życiu duchowym należy regularnie diagnozować i reformować wewnętrzny świat przekonań dotyczących Boga, drugiego człowieka i siebie samego. Myślenie o świętości powinno się wiązać nie tylko z poprawną teologią (wizją Boga), ale również ze zdrową antropologią (wizją człowieka).
Małe i wielkie szczęście
Fundamentem antropologii chrześcijańskiej jest przekonanie, że wszystko, co zostało stworzone przez Boga, jest piękne i dobre. Koroną tego dzieła jest człowiek, który został ukształtowany na obraz i podobieństwo Stwórcy (Rdz 1–2). Obdarzony duszą, rozumem, wolną wolą, pięknem ciała i zdolnością do tworzenia relacji może korzystać z naturalnych zasobów. Chociaż naruszył harmonijną relację ze Stwórcą, stworzeniem i samym sobą, Bóg w swojej nieskończonej miłości nie przestał go kochać i poszukiwać. Posyła swojego Syna Jezusa, który uzdrawia nie tylko zerwaną więź ze źródłem dobra – Bogiem, ale również przynosi pokój światu i każdemu człowiekowi. Jest lekarstwem na fragmentaryzację i krótkowzroczność w dążeniu do szczęścia. W Chrystusie można więc niejako na nowo odkryć drogę do satysfakcjonującej relacji ze stworzeniem, ale również z dawcą każdego dobra – Bogiem. Dlatego można mówić o szczęściu pisanym małą literą, jakim jest przeżywanie radości w odniesieniu do wymiaru doczesnego (dzieła Boga), oraz o Szczęściu pisanym wielką literą, które polega na odkryciu więzi ze źródłem dobra – Stwórcą, Odkupicielem i Uświęcicielem. Jedno nie stoi w opozycji do drugiego, ale wzajemnie się uzupełniają. Więcej – przez jedno poznaje się drugie i tak naprawdę dopiero ich połączenie daje prawdziwą drogę do trwałego szczęścia. Niepotrzebny jest zatem konflikt między życiem doczesnym a wiecznym, między ciałem a duszą, między widzialnym a niewidzialnym.
Życie chrześcijańskie nie polega na negacji świata i ucieczce od niego. Tym bardziej nie wiąże się z negacją materii, ciała i przyjemności. To wszystko przecież jest dziełem i darem samego Boga. Chodzi o to, jak można prawdziwie cieszyć się tym światem i nie zamykać się wyłącznie w jego obrębie. Wszystko, co Bóg stworzył, jest przeniknięte Jego boską obecnością. Jest wyraźnym komunikatem błogosławieństwa i troski o człowieka. Od maleńkiej mrówki żyjącej w głębi amazońskiej puszczy do nieznanych galaktyk w kosmosie. Platoński dualizm polegający na rozdzieleniu duszy od ciała nie jest już potrzebny do wyjaśniania natury człowieka. Ciało nie musi być traktowane jako więzienie dla duszy, ponieważ jest świątynią Ducha Świętego. Domem, w którym zamieszkuje ktoś wyjątkowy. „Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem” (Gal 4,4). Wcielenie staje się największą afirmacją dobra i piękna ludzkiego ciała. Nieograniczony Bóg zamyka się w przestrzeni, czasie, materii – w ludzkim ciele. Wchodzi w to, co widzialne, aby pokazać coś więcej, co przekracza ziemski wymiar.
Więcej powodów do radości
Papież Franciszek w adhortacji o radości przypomina wszystkim wyznawcom Chrystusa, że świętość integralnie łączy się z powołaniem do szczęścia: „Są chrześcijanie, którzy wydają się przyjmować klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy”. Jakże trafnie stwierdzenie to oddaje naszą polską rzeczywistość eklezjalną...
Człowiek wierzący oprócz naturalnych powodów do szczęścia (obdarowania dobrem materialnym) odkrywa też inne pokłady – duchowe: miłość, troskliwość, przebaczenie itp. Bóg jest, działa i nie zrezygnuje z walki o ludzkie dobro – dobrostan (nie tylko doczesny, ale również wieczny). Czy poznanie tych prawd nadaje sens naszej codzienności? Z pewnością jest to ważniejsze niż wypicie dobrej kawy czy kupienie nowego samochodu. Niemniej człowiek wierzący może jeździć pięknym samochodem, delektować się smaczną kawą, a przez to uwielbiać Boga, odkrywając Jego miłość. W tym pozytywnym kontekście dziwi fakt spotykania smutnych ludzi wierzących. Święty Jan Bosko miał zwyczaj mówić: „Smutny święty to żaden święty”, a św. Teresa z Ávila często powtarzała: „Niech Bóg mnie zachowa od ponurych świętych!”. Doświadczenie radości jest więc ważnym znakiem świętości.
Nowa definicja świętości
Święty to człowiek, który umie cieszyć się życiem, lubi tańczyć, ceni muzykę, jest otwarty na dobro i piękno całego świata. Widzi w tym wszystkim nie tylko stwórcze działanie Boga, ale również odkrywa Jego stałą obecność. Wszystko wtedy staje się miejscem spotkania i manifestacji Bożej dobroci. Wiara wchodzi w ludzką rzeczywistość, a codzienność prowadzi do sacrum. Szczęście nie kłóci się ze świętością, po prostu inaczej i pełniej do niej prowadzi. Najkrótszą definicją świętości jest miłość, a jej doświadczenie prowadzi do prawdziwego szczęścia. Aby być świętym, nie trzeba miesiącami pościć czy odmawiać sobie przyjemności, ale po prostu kochać i cieszyć się tym darem. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Miłość jest duszą świętości, do której wszyscy są powołani” (KKK 826), a Matka Teresa z Kalkuty przypomina: „Nie liczy się, co robimy ani ile robimy, lecz to, ile miłości wkładamy w działanie” i dodaje: „Nie potrafimy robić wielkich rzeczy. Możemy robić rzeczy małe, za to z wielką miłością”.
Każde liturgiczne wspomnienie świętych podczas Eucharystii zaprasza wszystkich wierzących nie tylko do zachwytu nad ich życiem i doświadczeniem Boga, ale przede wszystkim do rewizji własnych przekonań dotyczących powołania do doskonałości. Zaprasza nas do przyjrzenia się sobie i wzmocnienia wiary w to, że my również możemy być świętymi w środowisku, w którym żyjemy, bez kanonizacji. Bóg nie chce niczego człowiekowi zabierać – żadnych darów – ani wolności, ani radości, ani czasu wolnego, ponieważ jest dawcą tego wszystkiego. Pragnie jedynie, aby te dary w pełni cieszyły nasze serce, tak jak cieszy się dobry rodzic dający prezent dziecku. Chce, żeby te niezliczone dary prowadziły również do zauważenia Jego miłości, a nie zatrzymywały na sobie. Bóg ofiarowuje człowiekowi wszystko bezgranicznie i nieodwołalnie, nawet samego siebie.
Największe szczęście polega więc na odkryciu tej prawdy. Jednak nie tylko poznanie intelektualne, ale również doświadczenie tej miłości napełnia poczuciem prawdziwego i trwałego szczęścia. Jestem kochany taki, jaki jestem, a Bóg nie przestanie mnie kochać i udzielać mi swego błogosławieństwa.
Piotr Kwiatek
"Głos Ojca Pio" [96/6/2015]
PIOTR KWIATEK – kapucyn, doktor psychologii. Członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychologii Pozytywnej (IPPA) oraz The Gestalt Therapy Institute of Philadelphia (GTIP). Prowadzi badania z zakresu psychologii pozytywnej i formacji. Autor książek: "Kochaj Boga i nie bój się być szczęśliwym", "Ucieszyć się życiem. Cztery okna wdzięczności"