Najważniejsze jest, by pokazać, że istnieje Wspaniały Mężczyzna, który ma w sobie głębię emocji, przeżyć, myśli. Co więcej: jest wrażliwy, otwarty i ofiarny wobec innych ludzi – mówi ks. Jacek Szczygieł SCJ
Nie uważa Ksiądz, że nam, mężczyznom, coraz trudniej mówić o sercu? W dzisiejszych czasach liczy się bowiem siła, a mężczyzna ma być twardy. Na kierowanie się w życiu sercem zwyczajnie zaczyna brakować miejsca…
W dzisiejszych czasach przede wszystkim liczy się siła, intelekt i sprawność (w różnych dziedzinach). Serce zostało zepchnięte na dalszy plan. Tymczasem mężczyzna bardzo go potrzebuje, ponieważ nie tylko wiąże się ono z rozbudowaną emocjonalnością, ale wprowadza uporządkowanie pewnych kwestii we wnętrzu człowieka, aby można było postępować odpowiedzialnie, wytrwale zmierzać do wytyczonego celu czy realizacji misji. Obserwacja własnego serca pozwala ponadto odkryć talenty w człowieku. Pan Jezus powiedział, że trzeba zwrócić uwagę na serce również z innego powodu: są w nim ukryte skłonności, które prowadzą do grzechu.
Tymczasem dzisiaj nie wychowuje się mężczyzn do uważności na ich wnętrze – raczej kształtuje się w nich odwagę, pracowitość i rozbudza zdolności intelektualne. Jednakże tego wszystkiego nie sposób osiągnąć bez udziału serca! Nawet jeśli mężczyźni twierdzą, że odwołania do wrażliwości nie potrzebują, nie znaczy to, że są na właściwej drodze. Formacja męskiego serca wydobywa pokłady wrażliwości i odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się w jego wnętrzu (za różne pragnienia, a przecież nie wszystkie są dojrzałe). To droga wychowania wspaniałego człowieka.
Jak zachęcić mężczyznę, by nie tylko przyznał, że ma serce, ale, co więcej, zechciał o nie dbać? Czy sercanie mają na to sposób?
Może to nie będzie poprawne politycznie (śmiech), ale taka jest prawda, że Pan Jezus wcielił się w płeć męską, więc jego serce przejęło cechy, które ma każdy mężczyzna. Najważniejsze jest zatem, by pokazać, że istnieje Wspaniały Mężczyzna, który ma w sobie głębię emocji, przeżyć, myśli. Co więcej: jest wrażliwy, otwarty i ofiarny wobec innych ludzi. Jako sercanie staramy się zwracać uwagę właśnie na postawę Jezusa – Jego wynikające z miłości nastawienie, aby pełnić wolę Ojca, a jednocześnie być wrażliwym na każdego napotkanego człowieka.
Uważam, że każdy mężczyzna ma w sobie zaszczepioną wierność jakiemuś planowi czy misji oraz wrażliwość na postawione obok niego osoby – czy to będzie żona i dzieci, czy też parafianie, osoby, którym służy… One rodzą się w sercu poprzez myśli, dążenia, pragnienia – ten świat jest obecny w przeżyciach mężczyzn!
Działania sercanów nie odbiegają od propozycji Kościoła w zakresie kształtowania wrażliwości – wskazujemy modlitwę, szczególnie słowem Bożym. Chcemy także wychowywać przez uczenie dobrego przygotowania rachunku sumienia i przeżywania sakramentu pokuty.
Myśli Ksiądz o świadomym zaangażowaniu się w proces kształtowania własnego serca? Chodzi o to, by właśnie taką świadomość budzić! W czasach, w których żyjemy, mężczyzn sprowadzono do roli żywicieli rodziny. Natomiast zabrakło wychowania idącego w kierunku pokazania obiektywnej wartości każdego człowieka.
Sprawności związanych z pracą i obowiązkami można się bardzo szybko nauczyć, ale już wykształcenie postaw wewnętrznych wymaga świadomej decyzji wejścia na pewną drogę. Tutaj nie można postępować spontanicznie. Przypatrzmy się chociażby ludziom prowadzącym własne firmy – im nie są potrzebni specjaliści od obsługi komputera, tylko uczciwi pracownicy! Obsługi komputera można się bowiem nauczyć w ciągu miesiąca, podczas gdy kształtowanie uczciwości trwa latami, wymaga bowiem stałej pracy nad sobą, własnym sercem i sumieniem.
Kilka lat temu, czytając książki Johna Eldredge’a, z których najbardziej znane jest „Dzikie serce”, uświadomiłem sobie, że Bogu naprawdę zależy na naszych męskich sercach. Tymczasem dzisiaj mężczyźni gdzieś po drodze je gubią…
Tak, Panu Bogu zależy na naszych sercach, ponieważ On stał się jednym z nas i przyjął wszystko, co jest związane z ludzką kondycją – oczywiście oprócz grzechu. Przyjął zatem także tajemnicę serca! Słowa zapisane w 11 rozdziale Ewangelii św. Mateusza: „uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” stanowią dla nas ewidentną zachętę, by docenić i dowartościować własne serce.
Dlaczego tak jest? Wyjaśnia to inne stwierdzenie Pana Jezusa: „z serca ludzkiego pochodzą złe myśli” i następujące po nim wyliczenie różnych kategorii grzechów. Bogu zależy na naszych sercach, bo jeśli one zostaną uformowane, to potem zachowania będą właściwe. Jeśli najpierw uporządkujemy drzemiące w nas pragnienia i dążenia, poznamy tendencje i ukryte motywacje, czyli odkryjemy prawdę o sobie, zupełnie inaczej będziemy przeżywać swoje człowieczeństwo.
Czy obserwacje kandydatów przychodzących do Zgromadzenia Księży Sercanów potwierdzają problemy, o których rozmawiamy?
Każdy z kandydatów na zakonnika ma brata, ojca, dziadka i z życia rodzinnego wynosi pozytywne albo negatywne wzorce. Obserwując młodych ludzi, zauważam nie tylko niedocenienie wymiaru serca, ale jednocześnie ucieczkę od niego, ponieważ praca nad nim jest nazbyt wymagająca.
Najpierw należałoby poświęcić czas na odkrycie własnych talentów, zdolności, wrażliwości, pragnień, zamierzeń i intencji. Dopiero potem można przejść na znacznie trudniejszy poziom i zająć się uporządkowaniem własnego wnętrza. Do tego jednak trzeba odwagi. Nie ma innej drogi.
Jeszcze raz podkreślę – serce to nie tylko emocjonalność! Choć i na tym poziomie daje się zauważyć niedocenienie przez mężczyzn. Przyjrzyjmy się np. złości. Kobietom łatwiej jest ją odkryć i wyrazić (nie mówię, że zawsze dojrzale – śmiech), a mężczyznom trudność sprawia już samo przyznanie się do niej, a co dopiero jej dojrzałe okazywanie.
Na rekolekcjach dla młodych mężczyzn, które dziś zakończyłem, zaproponowaliśmy dwie ścieżki. Pierwsza z nich obejmowała modlitwę słowem Bożym, czyli lectio divina fragmentów biblijnych mówiących o miłości Boga do człowieka. Do rozważenia były pytania: Jak Pan Bóg na mnie patrzy? Czy Mu na mnie zależy? Jak On mnie ocenia? Druga ścieżka to ćwiczenia umożliwiające zetknięcie się z tajemnicą złości i agresji, bo wydaje się, że emocje te są dość trudne do uformowania przez mężczyzn. W ich ramach należało rozważyć: Jak odkryć złość? Jak sobie z nią radzić i właściwie ją wyrażać?
Potem przyglądaliśmy się Jezusowi, który mimo iż był Synem Boga, pozwolił sobie na złość…
Na wyrzucenie przekupniów ze świątyni…
Tak! Wśród uczestników zrodziło się dużo pytań: jak to możliwe, przecież Pan Jezus zachęcał do bycia cichym i pokornym, a w tym wypadku postąpił tak twardo…
To jest właśnie owa dzikość naszych męskich serc, która czasem musi się objawić. Gniew w dobrej sprawie – czasami trzeba uderzyć pięścią w stół i powiedzieć „dość!”.
Uważam, że jest to pole do odkrycia przez nas, ludzi Kościoła. Powinniśmy nauczyć się właściwie przeżywać wymiar złości i agresji. Jest to dzisiaj szalenie potrzebne. Szczególnie mężczyznom trzeba pokazać, że uczucie złości może czemuś służyć. Nie należy obwiniać siebie za jej pojawienie się, ale właściwie wykorzystać: może w obronie drugiego człowieka, może by zawalczyć o żonę czy dzieci, a może by odkryć jakąś prawdę o sobie…
Ojciec Pio, o ile wiem, bardzo zwracał uwagę na tajemnicę serca. Fakt, że osobno spowiadał mężczyzn, a osobno kobiety, może być dowodem na wagę wiedzy na temat wrażliwości każdej płci w podjęciu przez kierownika duchowego decyzji, w jakim kierunku poprowadzić danego człowieka. Mówi się, że dwa miliony osób wyspowiadało się u Ojca Pio, co znaczy, że zostawiło mu tajemnicę własnych serc – tę najbardziej ciemną. Przykład ten pokazuje, jak bardzo ważna jest droga wiodąca od naszego serca do serca Boga. Jak ważne jest, by nią iść!
Rozmawiał Wojciech Czywczyński OFMCap
„Głos Ojca Pio” [107/5/2017]
ZAMÓW:
Papierowe wydanie: e-serafin.pl
E-wydanie: eGazety.pl
JACEK SZCZYGIEŁ SCJ – ksiądz, sercanin, animator powołaniowy oraz ojciec duchowny kleryków w Wyższym Seminarium Misyjnym Księży Sercanów.