Nie smakuje mu alkohol i nigdy w życiu nie był pijany, a mimo to problem alkoholowy zrujnował jego życie. W wyjściu z kryzysu pomógł mu alkoholik, który może zostać świętym...
Spotkali się przypadkiem. Był 2012 rok. Grzegorz Jakielski właśnie ciężko przeżywał rozstanie z narzeczoną i odwołany ślub. Kłopoty powiększył upadek firmy i brak środków do życia. Pomyślał, że najlepszym ratunkiem na wyjście z depresji będzie wyjazd do Niepokalanowa. Pojechał tam, by modlić się o zdrowie. Pierwszy raz szczerze prosił: „Jezu, pomóż!”.
Przed odjazdem wszedł do księgarni, gdzie otrzymał darmową gazetkę. Właśnie w niej po powrocie do domu przeczytał o Matcie Talbocie, o którym wcześniej nigdy nie słyszał. Zafascynowała go ta postać. Ten irlandzki pijak, złodziej i awanturnik przyciągnął jego uwagę nie tylko tym, że udało się mu pokonać alkoholowy nałóg. Dostrzegł w nim przede wszystkim człowieka wielkiego serca i ogromnej skromności oraz mistyka.
Brzydki obrazek
Wewnętrzne przynaglenie sprawiło, że Grzegorz zaczął szukać kolejnych informacji, artykułów i książek o Talbocie. Na polskim rynku wydawniczym nie znalazł ich wiele, ponieważ ta postać nie jest u nas jeszcze popularna. Znają ją tylko środowiska byłych alkoholików i ich dzieci.
Pojechał zatem do Płocka-Trzepowa, gdzie w parafii św. Aleksego mieści się Ośrodek Trzeźwości Diecezji Płockiej. Tam też znajduje się jedyny w Polsce pomnik Talbota, a tamtejszy proboszcz, ks. Zbigniew Kaniecki, krzewi kult sługi Bożego i raz w roku organizuje tzw. Spotkania z Talbotem dla rodzin i osób dotkniętych problemem alkoholowym. Podczas rozmowy z księdzem proboszczem Grzegorz dowiedział się wielu interesujących szczegółów z życia Talbota, a na koniec otrzymał obrazek z podobizną sługi Bożego i modlitwą.
Umieszczony na obrazku wizerunek Matta Talbota nie był najwyższych lotów i zwyczajnie mu się nie spodobał. Postanowił zrobić godniejszy. Przygotował projekt, którego wydruk zlecił znajomej drukarni. Na początek sto sztuk. I tak się zaczęło...
Abstynent z problemem alkoholowym
W rodzinie Grzegorza alkohol rzadko gościł na stole, a on sam za nim też nie przepadał. Z problemem alkoholowym zetknął się, kiedy poznał swoją dziewczynę. Ona sama alkoholu wprawdzie nie nadużywała, ale pochodziła z rodziny dotkniętej alkoholizmem. Na początku między nimi dobrze się układało, ale z czasem problem dorosłego dziecka alkoholika dał o sobie znać, tak że doszło do rozstania i odwołania ślubu.
Gorzko doświadczony, Grzegorz postanowił pomagać innym w zerwaniu z nałogiem. Pojechał więc znowu do Płocka na Spotkanie z Talbotem, żeby poznać ludzi ze środowiska AA. Spotkał się z życzliwym przyjęciem, szczególnie dziękowano mu za obrazki z modlitwą do „patrona alkoholików”, którego wsparcie daje siłę do walki.
I tak niepijący zaczął wspierać pijących. Głównie z własnych funduszy i drobnych datków wyprodukował ponad dziesięć tysięcy obrazków. Rozdawał je do kwietnia 2016 roku, kiedy to po śmierci posła Artura Górskiego – przyjaciela i mentora – stracił pracę i jego świat po raz drugi się zawalił.
Dług wdzięczności
Kolejny kryzys znowu ujemnie wpłynął na zdrowie Grzegorza. Nie mógł jeść i zaczął tracić na wadze. W końcu przy wzroście stu osiemdziesięciu dwóch centymetrów ważył zaledwie trzydzieści dwa kilogramy. Lekarze nie byli w stanie mu pomóc. Na początku stycznia 2017 roku karetka zabrała go do szpitala, gdzie zdiagnozowano pęknięcie wielkiego wrzodu na dwunastnicy. Po operacji jego stan mocno się pogorszył i Grzegorz znowu trafił na stół operacyjny. Zrobiła się przetoka i zapalenie otrzewnej. Następnie zaatakowała sepsa. Lekarze nie dawali pacjentowi żadnych szans na przeżycie.
Wtedy mama Grzegorza rozpoczęła szturm modlitewny do Matta Talbota o wyzdrowienie syna. Ułożyła nawet specjalną modlitwę, którą codziennie z wiarą powtarzała: „List do Mateusza, adres Niebo. Ja, matka Elżbieta, proszę pokornie o pomoc. Mój jedyny syn Grzegorz zapadł poważnie na chorobę wrzodową. Ziemscy lekarze nie dają rady. Proszę pokornie Ciebie, Mateuszu, o wstawiennictwo u naszego Pana Jezusa Chrystusa o łaskę uzdrowienia”.
Przyjaciel domu Jakielskich nie pozostał głuchy na prośby. Grzegorz odzyskał przytomność i powoli zaczął wracać do zdrowia. Kiedy stanął na nogach, postanowił zrewanżować się za uratowanie życia i jeszcze mocniej zaangażował się w talbotowe dzieło.
W oczekiwaniu na cud
Grzegorz pozostaje w kontakcie z ks. Brianem Lawlessem, wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego Matta Talbota. Wie od niego, że do tej pory stwierdzono wiele przypadków cudów duchowych i uzdrowień z nałogów, nie odnotowano jednak cudu uzdrowienia fizycznego, który jest wymagany do uznania za błogosławionego.
W 2014 roku w Watykanie badano jeden cud za przyczyną Matta Talbota, ale ostatecznie nie został on uznany. Również przypadek Grzegorza nie został wzięty pod uwagę, ponieważ od strony medycznej jest trudny do wyjaśnienia. Po pęknięciu wrzodu przeżył on osiem śmiertelnych chorób, z których jedna mogła doprowadzić do śmierci – właściwie nie powinien żyć. On sam wyjście z choroby uważa za niezwykłe, ale ponieważ z pokorą podchodzi do kwestii związanych z religią, nie nazywa tego cudem.
Grzegorzowi bardzo zależy na wyniesieniu Talbota na ołtarze, nadal więc propaguje jego kult. Teraz już nie tylko rozdaje obrazki drukowane w różnych wersjach językowych. Na podstawie zbieranych przez osiem lat materiałów, niepublikowanych dotąd źródeł oraz zeznań świadków napisał książkę „Matt Talbot. Święty alkoholik”. Prowadzi też stronę internetową www.mateusztalbot.pl oraz profil na Facebooku www.facebook.com/slugabozymateusztalbot.
„Matt Talbot. Święty alkoholik” to najrzetelniejsza i najobszerniejsza biografia sługi Bożego. Grzegorz zaczął ją pisać w szpitalu, a jej dokończenie zajęło mu dwa lata. Założył sobie bowiem, że każde zawarte w niej zdanie będzie podparte materiałem źródłowym. Tak powstała opowieść, w której liczy się każdy szczegół (tylko w niej można przeczytać, jakiego koloru była marynarka, którą Talbot nosił w dniu śmierci).
Do dzisiaj Grzegorz się zastanawia, dlaczego do propagowania kultu Matta Talbota Pan Bóg wybrał człowieka, który nigdy nawet nie był pijany, a kieliszek wódki to dla niego jak płyn z samochodowej chłodnicy...
Tekst Joanna Świątkiewicz
„Głos Ojca Pio” [128/2/2021]