Mroczna legenda Corleone ciągnie się od wieków niczym ciasne i strome uliczki tego miasta. Krwawiące serce w herbie nie pozwala zapomnieć brutalnej vendetty. Również dzisiaj miasto nie ustrzegło się mafijnych porachunków, a plac ku czci stojących na straży prawa zamordowanych sędziów przypomina niechlubne dzieje tego skrawka sycylijskiej ziemi. Nie sposób uwierzyć, że to harde i burzliwe miejsce wydało na świat zakonnika, któremu brzemię rodzinnych stron nie przeszkodziło w tym, by zostać świętym.
Siedemnastowieczne Corleone wyróżniało się na tle innych miast Sycylii wyjątkową dumą. Leżąc pomiędzy dwoma wzgórzami uzbrojonymi w fortece, pełniło strategiczną rolę w dziejach wyspy. W 1621 roku za olbrzymią sumę 7500 dukatów nabyło od państwa hiszpańskiego prawo do sprawowania władzy sądowniczej w sprawach cywilnych i karnych. Miało przywilej posiadania policji miejskiej (składającej się z mieszkańców) do utrzymania porządku publicznego w dzień i w nocy. W rozgrywanych pomiędzy sycylijskimi miastami turniejach szpady zajmowało miejsce w czołówce. To właśnie tutaj, na via delle Concerie, 6 lutego 1605 roku przyszedł na świat Filip Latino, późniejszy kapucyn, brat Bernard.
Urodzony wśród świętych
Jego rodzinę nazywano „domem świętych”. Matka, Franciszka, była gorliwą tercjarką franciszkańską i do ostatnich lat życia żarliwie się modliła. Umarła w opinii świętości, a Filip, który w chwili jej śmierci wędrował w stronę Montrealu, miał wizję matki odchodzącej do raju. Ojciec, Leonardo, z zawodu szewc i rzemieślnik, znany był z wielkiego miłosierdzia względem ubogich i żebraków. Prawdopodobnie rodzina Latino posiadała dziesięcioro dzieci, siedem córek i trzech synów, z których jeden, Giuliano, był księdzem i umarł w opinii świętości.
Filip już od wczesnego dzieciństwa odznaczał się głębokim życiem religijnym. Giuseppe Lupo tak świadczył o pobożności młodego chłopca: „Za każdym razem, gdy poczuł w sobie obrzydzenie lub ubolewanie, natychmiast szedł się wyspowiadać”. Szczególną czcią darzył Jezusa Ukrzyżowanego i Maryję, której co sobotę składał w darze wotywną lampkę. Często też spędzał czas na modlitwie w pobliskich kościołach. Wiele razy, szczególnie zimą, był widywany z sakwami na szyi, jak szukał jałmużny dla ubogich. Jako kierownik warsztatu szewskiego swoich pracowników obdarzał wielką dobrocią i traktował na równi z sobą. Kiedy nagabywano go o plany matrymonialne, odpowiadał, że „jego małżonką są węzły św. Franciszka”.
Mistrz szermierki
Jego rodziców najbardziej niepokoił porywczy charakter dziecka, który w późniejszym wieku dał się mocno we znaki. W czasie procesu beatyfikacyjnego dwaj świadkowie zeznali, że „nie zauważyli u Filipa żadnej wady, oprócz zapalczywości, z jaką chwytał za szpadę, kiedy został sprowokowany”. Potrafił zapłonąć gniewem jak zapałka. Ta cecha charakteru w połączeniu z niebywałą umiejętnością władania szablą – nosił miano „pierwszej szpady Sycylii” – okazała się feralna. Biografowie świętego przytaczają mający decydujący wpływ na jego życie pojedynkek z Vito Canino:
„– To Wy jesteście mistrz Filip?
– Dlaczego mnie szukasz?
– Szukam Was w ważkiej sprawie. Jeśli jesteście człowiekiem honoru, idźcie, weźcie szpadę.
– Ja z Waszmością nie miałem sprzeczek, jakiż mam powód, żeby chwytać za szpadę?”.
Vito, komisarz z Palermo, przybył do Corleone na polecenie człowieka o przydomku Vinuiacitu, z którym Filip stoczył kilka mało ważnych potyczek. Jedna z nich zakończyła się zranieniem dwóch palców, a wizyta wysłannika miała być rewanżem za doznaną krzywdę. Niektórzy biografowie podają, że tajemniczy Vito przybył w celu uśmiercenia niesfornego mistrza szermierki.
Filip wpadł we wściekłość, rzucił wszystko i wyszedł do bójki z gołymi pięściami. Potem chwycił za szpadę, a cios wymierzony w ramię Vita uczynił je bezwładnym na stałe. Choć walczył w obronie życia, poczuł wyrzuty sumienia i głęboki żal, dlatego prosił Vita o przebaczenie, a później wspierał go finansowo. Z czasem dwaj przeciwnicy stali się serdecznymi przyjaciółmi.
Pamiętny pojedynek znacząco wpłynął na Filipa, zmieniając go. „Po zdarzeniu ze zranieniem tego biedaka ukryłem się w kościele, gdzie zastanawiałem się nad swoimi sprawami. Wtedy przyszło mi na myśl, żeby stać się kapucynem…” – to jego wyznanie podczas zeznań przytoczył Giuseppe Castelli.
Habit zamiast szpady
Filip z Corleone 13 grudnia 1631 roku zamienił szpadę na habit kapucyński i przyjął imię Bernard. Wybór drogi zakonnej wiązał się ze świadomym podjęciem życia w rygorystycznej ascezie. Jego pragnieniem stało się osiągnięcie chrześcijańskiej doskonałości przez posługę kapucyńską. Z wielkim oddaniem poświęcał się codziennym obowiązkom – zmywaniu naczyń czy usługiwaniu braciom przy stole. „Starajmy się o zbawienie i o to, by kochać Boga, bo po to wstąpiliśmy do zakonu” – tak Bernard tłumaczył jednemu z braci najgłębsze motywacje życia zakonnego. „Zawsze napominał nas, byśmy kochali Boga i czynili pokutę za nasze grzechy” – wspominał ojciec Ilario z Palermo.
W sposób szczególny ukochał modlitwę. „Kto go widział, bez wątpienia rozumiał, że rozmawia z Bogiem, koncentrując na Nim myśli i uczucia. Kochał samotność i milcząc, ukazywał swe życie jako nieustanne posługiwanie Bogu” – zeznawał ojciec Salvatore z Castevetrano. Brat Bernard często rezygnował ze snu, poświęcając noc na medytację w kościele, a w ciągu dnia udawał się do położonej w głębi lasu kaplicy Najświętszej Maryi Panny. Nawet pełniąc posługę kucharza, potrafił zaszyć się w klasztornej kuchni na chwilę intensywnej modlitwy. Zdarzało się, że wciąż pogrążony w medytacji i modlitwie, napotykając któregoś z braci, wołał: „Raj! Raj!”.
Miał szczególne nabożeństwo do tajemnicy Wcielenia. Nieraz widywano go wykonującego ruchy podobne do kołysania dziecka (którym było – jak można się domyślić – Dzieciątko Jezus). Ten wysoki i dobrze zbudowany brat, o ostrych rysach i potężnych dłoniach, skrupulatnie przygotowywał ołtarzyk maryjny w swojej celi, regularnie ozdabiając go kwiatami i pachnącymi ziołami. Prawie zawsze widywany był z różańcem w ręku, a spotkanych współbraci czy świeckich napominał: „Módlmy się do Najświętszej Panny, bo bardzo tego potrzebujemy”.
Brat Bernard nie umiał czytać. Kiedy zachęcano go do nadrobienia braków, powtarzał: „Rany Chrystusa, naszego Pana, właśnie je mam studiować”. Do braci mawiał: „Jeśli w klasztorze macie piękny i pobożny krzyż, nie musicie pragnąć niczego więcej”. Często medytował nad męką Jezusa Chrystusa, bo była dla niego „morzem niemającym dna”. Aby głębiej ją przeżywać, stosował pokutę, posty i biczowania. Mimo takiego sposobu życia, był zawsze szczęśliwy i radosny.
Słowa pociechy i napomnienia
Choć nie był kapłanem, przybywali do niego na rozmowy zarówno ludzie świeccy, jak i duchowni. Nie było osoby, która nie otrzymałaby od niego pociechy czy napomnienia, a potem nie odczuła pragnienia spowiedzi i chęci odmiany życia. Giuseppe Castellego, gdy przybył do brata Bernarda – swego przyjaciela – ogarnął tak głęboki żal za grzechy i pragnienie zmiany w życiu, że bał się zbliżyć do zakonnika nawet w grzechu lekkim.
Nigdy nie widziano Bernarda zagniewanego na kogokolwiek, narzekającego lub szemrzącego przeciwko bliźniemu. Ze wszystkimi dzielił się miłością. Kiedy przybywali do klasztoru bracia z innych miejsc, ściskał ich i natychmiast obmywał im stopy, by otrzymali wytchnienie po podróży. Był szczęśliwy, gdy mógł okazać pomoc. Znany jest przypadek, że ukoił niepokój Józefa Giancòny, zapewniając, że jego żona wyda na świat pięknego syna, a zmartwionemu mężowi, Giambattiście Massie, przepowiedział narodziny córki: „Nazwiesz ją Anna”. Często też modlił się i kapucyńskim sznurem udzielał błogosławieństwa kobietom borykającym się z problemami związanymi z oczekiwaniem dziecka i porodem, dlatego też stał się opiekunem rodzących.
Mieszkaniec raju
Brat Bernard pewnego dnia oznajmił swojemu przyjacielowi, bratu Antoniemu z Partanny: „Tego ranka przyjąłem Komunię Świętą, a każdy dzień wydaje mi się jak sto lat na drodze ku radowaniu się Bogiem”. Coraz częściej wykrzykiwał przepełniony radością: „Raj! Raj! Już wkrótce zobaczymy się w raju”. 12 stycznia 1667 roku w infirmerii kapucynów w Palermo odszedł do Pana.
Wieść o jego śmierci rozeszła się po okolicy w mgnieniu oka. Wokół klasztoru kapucynów zgromadził się tłum, by po raz ostatni zobaczyć brata, który odszedł w opinii świętości. Ciało Bernarda z Corleone złożono w grobie w kościele klasztoru kapucynów w Palermo, w jego ukochanej kaplicy Najświętszego Krzyża. Anegdota podaje, że kiedy kilka lat później małżonkowie Angelina i Antoni Camucci z Agrigento nawiedzili ze swoim niespełna dwuletnim synem Salwatorem miejsce pochówku Bernarda, malec, wymykając się uwadze matki, zaczął całować tablicę nagrobną. Na pytanie ojca: „Co robisz, serduszko moje?”, odpowiedział: „Całuję świętego”. I zaczął zachęcać rodziców, by zrobili to samo.
Kościół uznał autentyczność chrześcijańskiego i zakonnego życia brata Bernarda z Corleone 29 kwietnia 1768 roku, kiedy papież Klemens XIII ogłosił go błogosławionym. 10 czerwca 2001 roku papież Jan Paweł II dokonał jego uroczystej kanonizacji.
Agata Rajwa
"Głos Ojca Pio" [91/ 1/2015]
Korzystałam z:
Giovanni Spagnolo, Honor i miłość. Święty Bernard z Corleone, tłumaczenie własne z języka włoskiego.
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-12b.php3
INFORMACJE DLA PIELGRZYMÓW
Grób św. Bernarda z Corleone znajduje się w kościele pw. Matki Bożej Królowej Pokoju przy klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów na Piazza Cappuccini 1 w Palermo.
Msze święte:
– od poniedziałku do soboty: 8.00 i 18.00
– niedziele i święta: 8.00, 9.30, 11.00, 12.30, 18.00
Więcej informacji: www.parrocchiasantamariadellapace.it
Modlitwa do św. Bernarda
Ojcze Miłosierny,
który w świętym Bernardzie,
jaśniejącym przykładzie stałości w wierze
oraz wzorze nadzwyczajnej pokuty
i heroicznej miłości
okazywanej w praktykowaniu heroicznych cnót,
dałeś nam obraz nowego człowieka
stworzonego w sprawiedliwości i świętości,
udziel także nam łaski
odnowienia się w Duchu,
byśmy byli godni
składać Tobie ofiarę uwielbienia
przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen