Żyjemy w złotej erze wysypu internetowych blogów, vlogów i kanałów poruszających sprawy z niemal każdej sfery życia, proponujących wciąż nowe rady, jak żyć, jak się odżywiać, jak uprawiać sport, jak budować relacje, jak gotować, jak umawiać się na randki, jak organizować swój czas, jak myśleć, jak postępować, jak stać się szczęśliwszym, jak być bardziej produktywnym, jak w tym wszystkim nie zwariować… Niektóre kanały mają nie tylko tysiące, ale miliony odsłon i subskrybentów. Ich prowadzący stają się niczym nowi „guru”: „autorytety”, „przewodnicy”, „mistrzowie”. Jak wyjaśnić ten fenomen? Jakie są jego konsekwencje?
Osób cieszących się większą popularnością i autorytetem od innych nigdy nie brakowało. Zwykle jednak stała za nimi jakaś instytucja lub tradycyjne media. Przechodziły zatem pewną wstępną weryfikację i selekcję. Dziś natomiast wystarczy mieć smartfona i dostęp do Internetu…
Pytając dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej, kim chciałyby zostać, najczęściej dziś usłyszymy: youtuberami. Co więcej, założenie i prowadzenie konta na YouTube jest tak proste, że nie przekracza granic możliwości dziesięciolatka. Młode pokolenie wychowuje się i rośnie ze smartfonem w dłoni, ale i starsi szybko odnaleźli się wśród nowinek techniki.
Tylko właśnie: czy rzeczywiście „się odnaleźli”? Czy techniczna umiejętność posługiwania się zdobyczami techniki oznacza zdolność posługiwania się nimi naprawdę. Trzeba wszak nie tylko umieć trzymać nóż w ręce, ale jeszcze wiedzieć, gdzie i jak skierować jego ostrze. Ze smartfonem jest podobnie.
Poza wieloma pozytywnymi stronami Internetu niesie on także wiele zagrożeń. Jest jak dżungla, w której trudno odnaleźć czy wytyczyć właściwą drogę. W Internecie znajdziemy wszystko. Jak odróżnić to, co nam służy, od oszustwa, prawdę od fałszu albo od tak zwanych półprawd?
Zdrowie
Tematów podejmowanych w Internecie są oczywiście tysiące, a może i miliony. Tu mogę zasygnalizować tylko kilka mających, wydaje mi się, największe znaczenie czy największy wpływ na nasze życie. Więc po pierwsze: zdrowie!
Przeglądając youtubowe kanały (nie tylko w języku polskim, będę odnosił się do wielu kanałów anglojęzycznych), natknąłem się niedawno na film promujący picie uryny. Zwolennicy urynoterapii powołują się na starożytne pochodzenie tej metody oraz rzekomo jej liczne prozdrowotne skutki. Mnie poza wyobrażeniem o zapachu i smaku od takiej terapii odstręcza to, że zdaniem lekarzy brak naukowych dowodów na pozytywne zdrowotne skutki picia moczu. Dobrze przynajmniej, że zwolennicy urynoterapii zalecają pić mocz własny, a nie obcej osoby…
Wiemy dziś o zdrowiu i chorobie więcej od lekarzy. Często medycy opowiadają, że pacjent przychodzi do nich po poradę już z wiedzą zaczerpniętą z Internetu, a nierzadko po samodzielnych próbach terapii. Bo któż przecież może być lepszym lekarzem dla siebie niż on sam? Przecież najlepiej wie, jak się czuje i co mu pomaga. W tym sposobie myślenia jest niestety pułapka, czego najlepszym świadectwem są próby leczenia się na własną rękę różnymi „cudownymi” specyfikami lub „przełamującymi medyczne tabu” kuracjami. Wiele osób w wyniku takich „terapii” ostatecznie trafia do lekarza często w fatalnym stanie.
Medycyna jest sztuką, zatem nie wystarczy sama wiedza, trzeba jeszcze umieć ją zastosować w przypadku konkretnego człowieka znajdującego się w takim, a nie innym stanie chorobowym. Umiejętność tę nabywa się przez całe życie. Rezultaty przynosi dopiero połączenie gruntownej wiedzy i ogromnego doświadczenia. W Internecie zaś tego brakuje.
Sukces i szczęście
Szczęśliwi chcemy być wszyscy. Czym jest lub na czym polega szczęście, zastanawiali się myśliciele od starożytności do czasów współczesnych. Ale dziś, w dobie Internetu, kwestię tę należałoby postawić inaczej: jak wygląda społeczny wzorzec osoby szczęśliwej? Taka perspektywa domaga się znalezienia odpowiedzi na pytania: co muszę robić i jakim się stać, by uchodzić wśród innych za osobę szczęśliwą, człowieka sukcesu realizującego wysoko postawione cele?
Facebook, Instagram, TikTok sprawiają, że żyjemy na pokaz (w sensie ogólnego społecznego trendu, a nie zachowań każdej jednostki). Lajki, serduszka i komentarze mają dziś większą wartość niż amerykańskie dolary. Żeby je zdobyć, niektórzy publikują zdjęcia z egzotycznych wakacji, inni z drogich restauracji...
Przede wszystkim jednak trzeba pokazać, że jest się fit. Porad, jak zdobyć upragnioną, szczupłą sylwetkę, usłyszymy w Internecie bez liku. Same w sobie nie są złe, niebezpieczeństwo kryje się w tym, że często stoi za nimi przekonanie, jakoby były konieczne do realizacji egzystencjalnie pojmowanego szczęścia. Wytyczają one niemalże drogę do po świecku pojętego zbawienia. Warto zatem zastanowić się, czym ono jest? Chodzi o uwolnienie człowieka od tego, co złe, i obdarowanie wszystkim, co daje mu szczęście. Gdzie po świecku możemy zrobić to lepiej niż w klubie fitness? Tam uwalniamy się od zbędnych kilogramów, spalamy złe kalorie i zbliżamy się do ideału! Chcemy być bowiem podziwiani, zyskać uznanie i status zasługujących na szczęście.
Niektórzy internetowi „guru” łączą temat szczęścia i szczupłej sylwetki z szerokim wątkiem zawodowej i osobistej produktywności oraz organizacji czasu. Kto nie chciałby być bardziej produktywny lub lepiej zorganizowany? Nieustanne dokręcanie śruby może jednak nie tylko prowadzić do absurdów, ale również mieć wydźwięk antychrześcijański. Człowiek nie może wprawdzie dowolnie przedłużać swego życia na ziemi ani stać się nieśmiertelnym, ale jest zdolny do tego, aby w pełni zapanować nad każdą chwilą swego życia i wycisnąć z niej jak najwięcej. Czy to nie namiastka wiecznego szczęścia obiecanego nam przez Boga?
Kwestie społeczne
Wśród internetowych „guru” nie brakuje takich, którzy koncentrują się na kwestiach społecznych. Jedni gromadzą małe grupki zwolenników, inni przemawiają do mas. W grupie tej panuje ogromna różnorodność: znajdziemy zarówno walczących z rasizmem, jak i popierających troskę o czystość ras, głoszących równość płci, jak i… W kwestii płciowości panuje tak wielki galimatias, że trudno wskazać nawet główne linie podziału.
Niedawno dane mi było rozmawiać z mieszkającą w Polsce młodą Ukrainką, która rozstała się z mężem ze względu na jego internetowe kontakty. Wbrew pozorom nie poszło o znajomości z innymi kobietami. Obydwoje są wykształconymi ludźmi, mają dobrze płatną pracę, tworzyli zgodne małżeństwo. Do czasu… Dokładnie do momentu, kiedy mąż za pośrednictwem Internetu zaczął sympatyzować z faszyzującymi środowiskami, mającymi w pogardzie kobiety i wszystko, co kobiece.
Nie uważam się za osobę kompetentną, by wyjaśniać przyczyny powstawania takich ugrupowań. Pragnę tylko zauważyć, pozostając wyłącznie na poziomie opisu faktów, że istnieje również wiele grup skrajnie feministycznych, które także w Internecie starają się znaleźć sympatyków, a może i „wyznawców”.
Forów internetowych nie omija też dyskusja o kwestii czarnoskórych mieszkańców Ameryki. Ruch „Black Lives Matter” nie tylko domaga się odszkodowań za niewolniczą pracę przodków, ale wzywa do burzenia pomników i śladów dominacji białego człowieka.
Wszystkie tendencje i działania stawiają pytania o zdolność znalezienia wspólnego języka dla różnych grup społecznych oraz o próby odnalezienia dróg jedności dla polaryzujących się społeczeństw, które – również za sprawą Internetu, a czasem nawet internetowych trolli – robią krok wstecz, niejako w stronę społeczności plemiennych.
Teorie spiskowe
Wspomniałem o internetowych trollach, ale nie wszystkie teorie spiskowe są ich tworem. Czas pandemii, a obecnie wojny na Ukrainie to złoty okres ich powstawania. Owszem, część treści powstaje na zamówienie rządów lub organizacji, aby wywrzeć odpowiedni wpływ społeczny, ale też wiele internetowych kanałów niezależnych propaguje alternatywną wizję rzeczywistości.
Na czym polega ich urok? Słuchając ich, wchodzimy do „elitarnego” grona, które w końcu poznało prawdę, odkryło ją wbrew bogatym i sprawującym władzę, pragnącym sprytnie oszukać cały świat, aby ostatecznie przejąć nad nim pełną kontrolę.
Do poszczególnych teorii spiskowych nie będę się tu odnosił, chciałbym tylko zauważyć, że wśród ich wyznawców są zarówno osoby, które mocno trzymają się jednej konkretnej tezy, jak i lawiranci często zmieniający zdanie, oby tylko utrzymać się w awangardzie rozpoznania spisku.
Uwodzenie
Niedawno podczas przeglądania Facebooka wyświetliła mi się reklama o takiej mniej więcej treści: „Chcesz odzyskać swoją ex? Kliknij, a pomoże ci w tym samiec-alfa”. Internet jest naszpikowany poradami, jak podrywać, randkować, zbudować relację, ale niektóre z nich sprowadzają się do tego, jak uwieść, zmanipulować, wykorzystać…
Pewnego dnia natrafiłem na bardzo ciekawą rozmowę z byłą żoną jednego ze znanych instruktorów podrywania w Stanach Zjednoczonych. Ich znajomość zaczęła się zupełnie zwyczajnie, na początku niczym się nie wyróżniała. No, może poza tym, że po stosunkowo krótkim czasie znajomości mężczyzna nalegał na ślub w tradycyjnym prawosławnym obrządku, chociaż sam był ateistą, a jego przyszła żona Greczynką. Ślub odbył się w Grecji, a on przyjął prawosławie. Małżeńska sielanka nie trwała jednak długo, ponieważ mąż w pewnym momencie stwierdził, że chce zostać prawosławnym mnichem i wstąpić do klasztoru na górze Athos. Para się rozeszła. Kolejny raz kobieta usłyszała o swym byłym mężu po kilku latach. Tym razem prowadził on szkolenia i udzielał rad, jak poderwać każdą kobietę na ziemi i wieść satysfakcjonujące życie towarzyskie i erotyczne. Jej wniosek był jeden: ten człowiek nie wie nic ani o życiu prawosławnego mnicha, ani o związkach z kobietami, kieruje nim tylko jedna potrzeba – stać się dla innych guru w jakiejkolwiek dziedzinie, nie licząc się z własnymi i cudzymi kosztami.
Przepowiadanie przyszłości
Czy pamiętamy jeszcze ośmiornicę Paul z Oberhausen, która zrobiła furorę na mundialu w 2010 roku? Bezbłędnie wytypowała wyniki wszystkich meczów. Mógłby jej pozazdrościć niejeden jasnowidz czy przepowiadacz przyszłości. Takiej skuteczności im wprawdzie brakuje, ale Internet jest pełen kanałów odsłaniających nieprzeniknione, ciemne przestrzenie przyszłych wydarzeń.
Nie brakuje również odsłon i wyświetleń takich treści. Chcemy wiedzieć, co będzie, co się wydarzy – i to tym bardziej, im czasy trudniejsze. Dlaczego jednak odpowiedzi szukamy u wróżbitów, magów albo karmiących nas frazesami czy niedopowiedzeniami kabalistów? Czy nie dlatego, że lepiej być we mgle, niż nie wiedzieć kompletnie nic o tym, co wydarzy się w przyszłości?
Przestrzeń snucia wizji o przyszłości nie jest, niestety, zamknięta dla ewidentnych kłamców, manipulatorów i naciągaczy. W polskim Internecie znajdziemy na przykład wiele pseudo-objawień przypisywanych rozmaitym świętym, które przepowiadają najbliższą przyszłość, wzbudzając przy tym strach i niechęć do działań zachodnich rządów. Gdy słuchamy tych rzekomych przepowiedni, nie sposób uciec od wrażenia, że ich scenariusz został napisany na zlecenie Kremla. Dotychczasowe przepowiednie nie sprawdziły się, a mimo to kolejne filmiki z serii nadal mają wysoką oglądalność. Komu zależy, aby się bać?
Światło Chrystusa
Na podjęty temat można by napisać książkę. Ja dokonałem tylko krótkiego przeglądu, aby pokazać, jaką Jezus, jedyny Pan i Mistrz, ma dziś „konkurencję”. Piszę to słowo w cudzysłowie, ponieważ wierzę, że przedstawione powyżej „autorytety” nie są Jego prawdziwymi rywalami. Internetowi „guru” pojawiają się i gasną, natomiast słowo Boże jest niezmienne od wieków. Obyśmy tylko wiernie przy nim trwali, jak przy lampie…
Tekst br. Maciej Zinkiewicz OFMCap
„Głos Ojca Pio” [140/2/2023]
Brat Maciej Zinkiewicz – kapucyn, doktor filozofii. Dyrektor wydawnictwa „Serafin” i redaktor naczelny „Głosu Ojca Pio”. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie.