Zraniona boleśnie matka uczyła się od Maryi stojącej pod krzyżem, której przykład pokazuje, że w życiu osób wierzących krzyż nie jest lżejszy, krótszy czy bardziej wygodny. Znajduje się tak samo w miejscu samotności, odrzucenia i niezrozumienia. I chociaż ból nie traci na swej mocy, jednak cierpienie i śmierć nabierają dodatkowego znaczenia.
Bywa, że świętość jest przedstawiana cukierkowo, naiwnie, bez trudnych wyborów czy porażek. Przypatrzmy się choćby Maryi: ckliwe pieśni, kolorowe obrazki, barokowe figurki itd. Jakby w ogóle nie chodziła po ziemi. Tymczasem ona, mimo że została obdarzona „pełnią łaski” (por. Łk 1,28), doświadczyła jak mało kto „pełni boleści”. Można powiedzieć, że dopełniła swoim życiem historię biblijnego Hioba. Stała się nie tylko Nową Ewą, ale również Nowym Hiobem. Biblijny paradoks cierpienia hiobowego polega na tym, że dotyka ono ludzi sprawiedliwych i bliskich Bogu. Cierpienie może bowiem stać się również drogą, na której odkrywa się pełniej Jego oblicze.
Wsłuchajmy się w poruszające świadectwo Małgorzaty, która budowała idealny świat, w którym nie było miejsca dla prawdziwego Boga.
Historia Małgorzaty
Miałam nieciekawe dzieciństwo z powodu taty alkoholika-awanturnika. Wielu rzeczy nam brakowało, pomimo ogromnych starań mojej mamy. Przeżywając piekło na co dzień, myślałam, że już nic gorszego w życiu mnie nie spotka. Chciałam się uwolnić z tego domu. Marzyłam o dobrym mężu, dwójce dzieci biegających po ogrodzie przy domu, który zbudujemy.
Poznałam męża i powoli zaczęły się spełniać moje pragnienia: wybudowaliśmy dom przed którym stał samochód, urodziłam dwoje zdrowych dzieci. Chciałam, żeby miały wszystko, czego ja nie miałam. Mój mąż ciężko pracował za granicą, niczego nam nie brakowało.
Na niedzielną mszę świętą chodziłam z dziećmi tylko dla dobrego przykładu. Bóg był dla mnie bezosobowym posążkiem, do którego zwracałam się w gorszych chwilach, a potem szybko o Nim zapominałam. Kiedy wszystko się układało, nie był mi w ogóle potrzebny. Aż do sierpnia 2011 roku, kiedy nasza 13-letnia córka wyszła odprowadzić koleżankę na autobus i już nigdy nie wróciła do domu.
Iza została zamordowana na tle seksualnym trzysta metrów od domu. Kiedy umierała, widziała okno swojego pokoju… Był zwyczajny sierpniowy dzień, wróciliśmy z mężem z pracy, zjedliśmy obiadokolację i około 19:00 dziewczynki wyszły. Byłam niespokojna i po dziesięciu minutach od planowanego odjazdu autobusu zaczęłam wysyłać esemesy, na które nie otrzymywałam odpowiedzi. Kiedy córka nie odebrała telefonu, mój niepokój sięgnął zenitu i poszłam jej szukać. Po niedługim czasie zobaczyłam rozrytą ziemię i porzucony but córki. Kiedy ją znalazłam, targowałam się z Bogiem. Obiecywałam, że zrobię wszystko, czego zażąda, niech tylko ręka córki się poruszy. Niestety, targu nie ubiłam.
Wszystko, bez czego nie wyobrażałam sobie życia, co miało wartość, w jednej chwili straciło sens. Dla mnie czas się zatrzymał, zamknęłam się w bólu cierpienia. Ludzie mówili: taka wola Boża. Ja nie chciałam znać takiego Boga. W rozpaczy i łzach zadawałam Mu pytania: Dlaczego to nas spotkało? Czy to kara za moje grzechy? Dlaczego temu nie zapobiegł? Pojawiły się myśli samobójcze i niechęć do ludzi, a serce wypełniła nienawiść do mordercy mojej córki. Spędzałam dużo czasu w kościele, ponieważ tam widziałam Izę po raz ostatni i tam w duszy wykrzykiwałam Bogu swoje żale.
Wtedy oczami wyobraźni zobaczyłam Maryję na drodze krzyżowej i pomyślałam, że ona też jest rodzicem po stracie. A po chwili ujrzałam Jezusa zmasakrowanego na krzyżu. Byli mi bardzo bliscy. Poczułam straszny ból, nie tylko swój, ale też Jezusa i Maryi. Nas doświadczyło cierpienie, ale jak Bóg mógł dopuścić do takiej śmierci własnego Syna? Nic nie rozumiałam, nic nie pasowało, czułam, że musi być w tym ukryty sens. Tajemnice różańca stały się moją jedyną siłą.
Prosiłam Izę, żeby to ona teraz była moim rodzicem i prowadziła mnie przez życie, ponieważ przebywa w Bogu, więc posiada Jego mądrość i zrozumienie. Kocham moje dziecko i pragnęłam poznać jej obecny świat...
Tekst Piotr Kwiatek OFMCap
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu "Głosu Ojca Pio" [106/4/2017]
PIOTR KWIATEK – kapucyn, doktor psychologii. Członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychologii Pozytywnej (IPPA) oraz The Gestalt Therapy Institute of Philadelphia (GTIP). Prowadzi badania z zakresu psychologii pozytywnej i formacji. Autor książek: „Kochaj Boga i nie bój się być szczęśliwym”, „Ucieszyć się życiem. Cztery okna wdzięczności”.