Kocham Cię tak, że nie można więcej! Biada temu, kto ośmieliłby się Ciebie skrzywdzić! Biada! Wiedz, że jeśli tu jeszcze jestem, to jestem tylko dla Ciebie” – pisał Ojciec Pio do Cleonice Morcaldi. Te i inne słowa zawarte w zapiskach „umiłowanej” oraz w jej korespondencji przeraziły niejednego pobożnego biskupa, przyzwyczajonego do zgoła innego kontaktowania się osób duchownych z kobietami.
Cleonice Morcaldi urodziła się w San Giovanni Rotondo w 1904 roku. Gdy jako dwunastoletnia dziewczynka przyjechała do szkoły w Foggii, w tamtejszym klasztorze św. Anny poznała Ojca Pio, dla którego – po kilkuletnim pobycie poza klasztorem – przełożeni szukali odpowiedniego miejsca. Zakonnik otoczył ją serdeczną opieką, która stała się jeszcze bardziej troskliwa po śmierci ojca Cleonice i dramatycznie pogarszającej się sytuacji materialnej jej rodziny. Od tej pory dziewczyna często nazywała go swoim „tatusiem”.
W pamiętniku wspomina, że dzięki modlitwie kapucyna zdołała pokonać trudności szkolne, zdać z zadziwiająco dobrym wynikiem egzaminy, a kierując się jego radami – gdy ten przebywał już w klasztorze w San Giovanni Rotondo – wybrać najlepszą ofertę pracy, najpierw w Monte Sant’Angelo, a potem w swej rodzinnej miejscowości.
Umiłowana
Od tego momentu aż do śmierci w 1987 roku Cleonice była przekonana o specjalnej opiece duchowej, jaką roztacza nad nią „święty kapucyn”. Dzięki niemu kobieta odkrywała kolejne poziomy życia wewnętrznego i wkraczała na coraz wyższe stopnie doskonałości chrześcijańskiej i mistycznej. Za jego radą złożyła ślub dozgonnej czystości, a przy jego życzliwym wsparciu odparła zaloty kilku absztyfikantów.
Od 1930 roku była „umiłowaną” Ojca Pio i cieszyła się szczególnym szacunkiem pozostałych wiernych jako jego najbliższa współpracownica i zaufana przyjaciółka. Miała prawo do częstszych i dłuższych z nim spotkań, informowała go o wszystkim, co wydarzyło się w miasteczku, on zwierzał się jej ze swoich kłopotów zdrowotnych i problemów duchowych. W czasie izolacji Ojca Pio w klasztorze (w latach 1931–1933) oraz podczas obowiązywania zakazu jakichkolwiek indywidualnych spotkań z kobietami (na początku lat 60.) porozumiewali się przy pomocy listów i bilecików przekazywanych przez „ślepca Pietruccia” – niewidomego, który spędzał w klasztorze całe dnie i był traktowany przez zakonników jak domownik.
Po śmierci matki w 1935 roku Ojciec Pio doradził Cleonice przeprowadzkę w pobliże klasztoru, gdzie wybudowała mały dom. Jak zapisała w pamiętniku, on zajął się wszystkimi sprawami, do których ona zupełnie nie miała głowy: wybrał projekt, sprowadził robotników, interesował się postępem prac, nadzorował ich przebieg, a po zakończeniu robót uroczyście poświęcił nowe mieszkanie. Od tej pory Cleonice często nazywała zakonnika swoją „mamusią”, co ułatwiało im sekretną korespondencję, gdyż na bilecikach w najbardziej czułych sformułowaniach nie pojawiało się imię Ojca Pio. W czasie „uwięzienia” umówiła się z nim, że każdego wieczora od dziewiątej do jedenastej będzie patrzyła ze swego okna na palące się światło w jego pokoju i w ten sposób pozostaną zjednoczeni na modlitwie. Zgaszenie światła przyjmowała jako znak błogosławieństwa i pożegnania.
Czułe słówka
Wszyscy zgodnie przyznają (poza kilkoma wyjątkami), że stosunki między zakonnikiem a Cleonice były pozbawione jakiegokolwiek aspektu cielesnego. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ich forma, widoczna na przykład w warstwie słownej i w sposobie komunikacji, zapożyczona została z relacji między dwojgiem zakochanych. Cleonice kochała Ojca Pio duchową miłością jako swego oblubieńca i czuła się zaszczycona jego wzajemnością. Wspomina w dzienniku wspólną medytację nad księgą Pieśni nad Pieśniami. Opisuje też sny, w których Stygmatyk bierze ją na ręce, „jak św. Antoni Dzieciątko”, całuje czule w czoło i odprowadza do domu.
Nie wchodząc w analizy teologiczne czy psychologiczne tego typu zachowania, można poprzestać na stwierdzeniu, że był on dla tej kobiety (jak i dla wielu innych) ucieleśnieniem samego Boga – drugim Chrystusem, który ponownie przyszedł na ziemię.
Nie chodziło o wiarę w jego świętość. Monsinior Maccari, wizytator z 1960 roku, pisał o rozpowszechnionym w San Giovanni Rotondo przekonaniu, że Ojciec Pio jest… reinkarnacją Jezusa.
Cleonice pisała o nim w dzienniku: „Ty jesteś Bożym pięknem, największym świętym, najmocniej kochanym i najbardziej godnym kochania, pokornym a największym. W konfesjonale, przy ołtarzu, w rozmowach – zawsze był Jezus. Dostrzegliśmy szybko, że pod imieniem Ojca Pio ukrył się najpiękniejszy z synów ludzkich, który w swej nieugaszonej miłości zechciał znów przechadzać się pośród ludu przez siebie odkupionego. W Palestynie żył przed śmiercią. Tu, we Włoszech, żyje widzialnie dwadzieścia wieków później”.
Opisywała też czułe słowa, w jakich Ojciec Pio zwracał się do niej:
„Pewnego razu zapytałam go w konfesjonale:
– Jak bardzo mnie kochacie?
– Tak, że nie można więcej. I biada temu, kto ośmieliłby się Ciebie skrzywdzić! Biada! Jeśli tu jeszcze jestem, wiedz, że tylko dla Ciebie. W przeciwnym razie poszedłbym sobie na koniec świata. Kto jest tobie bardziej oddany ode mnie? Jesteś moją boginią, moim pocieszeniem”.
Zdziwiona tymi słowami, zapytała, co znaczy słowo „bogini”. Ojciec Pio odpowiedział, że „w niebie wszyscy będziemy jak Jezus”.
W roli mamusi
Pamiętnik Cleonice Morcaldi moglibyśmy uznać za przejaw grafomaństwa nawiedzonej kobiety, który więcej mówi o jej fanatyzmie niż o samym Ojcu Pio. Zachowały się jednak w archiwum listy, które on wymieniał ze swą „umiłowaną córką”. Szczególnie te z okresu po 1934 roku były przedmiotem uważnych badań podczas procesu beatyfikacyjnego.
Święty podejmował słowną maskaradę i przyjmował rolę „mamusi” ukochanej córki. W niektórych listach zwracał się do Cleonice jakby w imieniu dwóch osób – własnym i „mamusi”, tak jakby przekazywał jej słowa pociechy od kogoś innego – czy to od Matki Boskiej, czy od jej zmarłej matki: „Mamusia poleca mi przesłać Ci morze czułości i najgorętszych pocałunków”. Są jednak i takie listy, w których zakonnik pisząc o „mamusi”, ma raczej na myśli własną osobę: „Ukochana sercu mamusi! Twoja mamusia nie potrafi ani nie może sobie odmówić okazji do przesłania przynajmniej prostego pozdrowienia dla umiłowanej córeczki. Przesyłam Ci tysiące czułości i pieszczot w słodkim Jezusie. (…) Mamusia wysyła Ci tysiące pocałunków. Błogosławię Cię nieustannie i czule z głębi serca”. Czasem zwracał się do niej bezpośrednio, czyli bez pomocy jakichkolwiek przydomków: „Córko moja, wiedz, że ojciec Twój jest cały Twój. Jestem gotów na wszystko. Cokolwiek będzie Ci potrzebne, powiedz, a wszystko Ci dam”. Spora część listów opatrzona była dopiskiem „BBB CCC”, co oznaczało baci caldi (gorące całusy).
W tym miejscu należy wspomnieć o specyfice włoskiego sposobu komunikowania się, który może nas razić wylewnością i skłonnością do przesady. Nic nadzwyczajnego nie ma bowiem w mówieniu do znajomych „moja najdroższa – mój najdroższy”, nawet jeśli znajomość nie jest specjalnie zażyła. Podobnie nikogo nie dziwi ani nie gorszy kończenie listu czy e-maila słowami: „całuję gorąco” czy „całuski”, nawet w korespondencji między mężczyznami, ponieważ ten zwyczaj funkcjonuje do dziś. Poruszając się w tym obszarze kulturowym, należy o tym pamiętać.
Wymiana bilecików
Szczególnych doznań dostarcza lektura karteczek i bilecików wymienianych przez Ojca Pio i Cleonice za pośrednictwem „ślepego Pietruccia”. Bardzo często pojawia się w nich kolejny pseudonim, jakim kobieta określała zakonnika, aby zmylić ewentualnych postronnych czytelników korespondencji. Było to imię Rachelina. Oto kilka przykładów z lat trzydziestych:
Pytanie Cleonice: Rachelino, jak bardzo mnie kochasz?
Odpowiedź Ojca Pio: Bez granic.
Cleonice: Dlaczego mnie kochasz?
Ojciec Pio: Pytasz, dlaczego? Ponieważ zrodziłem Cię w Jezusie pośród cierpień nie do opowiedzenia.
Cleonice: Gdy zwracam się do Ciebie w taki sposób, często słyszę słowa: „Jesteś po prostu bezczelna”. Czy to Ty mówisz do mnie?
Ojciec Pio: Nie, córeczko. Raczej skłaniam się do sądu, że to nieprzyjaciel dusz naszych. Dlatego lekceważ go.
Cleonice: Mamusiu moja, powiem prawdę, bez przesady: gorsząc naszych przyjaciół, widzę w Tobie mój cel. W ogóle nie oddzielam Cię od Jezusa. Powiedz mi, czy to źle?
Ojciec Pio: Powiem Ci w tajemnicy, że nie ma w tym nic złego.
Cleonice: Dręczy mnie pragnienie pocałowania Racheliny. Dlaczego nie poprosisz Jezusa, aby pozwolił Ci przyjść do mnie?
Ojciec Pio: Dobrze.
Zapewnianie o miłości czy żądanie potwierdzenia uczucia nie było oczywiście jedynym tematem krążących na trasie klasztor-miasteczko bilecików. W większości przypadków chodziło o pociechę duchową, krótką informację w jakiejś sprawie czy zwykłe przyjacielskie zapewnienie o pamięci i solidarności w trudnych chwilach. Część takich listów wpadła w ręce wizytatora apostolskiego w 1960 roku.
Czyste uczucie
Język i styl komunikacji Świętego z umiłowaną córką duchową przysparza nam wiele kłopotów. Jest oczywiście dowodem bardzo ścisłego i niezwykle emocjonalnego związku pomiędzy tymi dwoma osobami. Podczas procesu beatyfikacyjnego starano się dowieść, że pod kontrowersyjną formą nie ma żadnych – przynajmniej ze strony kapucyna – uchybień wobec moralności chrześcijańskiej i czystości zakonnej. W 1989 roku obszerną analizę tego przypadku przygotował karmelita, o. Roberto Moretti. Jego pogłębioną refleksję trudno streścić w kilku słowach, bo w kwestii tak delikatnej istotną rolę odgrywają właśnie złożone i różnorodne okoliczności oraz uwarunkowania charakterologiczne czy obyczajowe. Gdyby jednak pokusić się o największy skrót myślowy, można powiedzieć, że przyjaźń z Cleonice oraz formę jej wyrażania uznano za „specyficzny koloryt” w obrazie Ojca Pio, który należy po prostu zaakceptować w dobrej wierze, podkreślając absolutną bezgrzeszność tej relacji, potwierdzoną przez doskonałe życie zakonnika i świadków jego świętości.
Ale jest to niewątpliwie twardy orzech do zgryzienia dla zwolenników prostych zasad w życiu duchowym i rygorystycznego przestrzegania przepisów w życiu zakonnym. Dlatego tak trudno było zrozumieć i zaakceptować ten „duchowy związek” wielu osobom – zakonnikom, księżom, hierarchom Kościoła. Stygmatyk jeszcze raz wyłamał się ze sztywnych ram, w jakie chcielibyśmy oprawić postać świętego, i schematów, przy pomocy których oceniamy ludzkie zachowanie.
Przyjmując, że relacje pomiędzy nim a otaczającymi go kobietami nie miały żadnych grzesznych przejawów czy nawet intencji, dostrzeżemy w Ojcu Pio człowieka wrażliwego, spragnionego ciepła i miłości, potrzebującego wsparcia bliskiej osoby, szczególnie wtedy, gdy inni bliscy – na przykład współbracia zakonni – odwracali się od niego, traktując wrogo i podejrzliwie.
Jeśli potrafimy uznać, że świętość może być zamknięta w ludzkim ułomnym i grzesznym ciele, przyznajmy, że i czyste uczucie mogło znaleźć wyraz w zwykłych ludzkich słowach, może ułomnych i niejednoznacznych, wywołujących u jednych zdziwienie, u drugich zażenowanie, ale jedynych, jakimi człowiek dysponuje, gdy mówi o miłości.
Edward Augustyn
Fragment książki
Ojciec Pio – święty na przekór
Czego nie znajdziesz w pobożnych biografiach
Edward Augustyn
Wydawnictwo Serafin 2008
W książce zebrano najbardziej kontrowersyjne fakty z życia Ojca Pio nie po to, by szokować, ale by pokazać świętość, która rodzi się i zadziwia pomimo słabości, niedoskonałości i grzechu. Która jest na przekór utartym regułom i gotowym schematom.
Książka dostępna w księgarni: e-serafin.pl