Dziennikarzy nie darzył szczególną sympatią, a nawet ich nie znosił, może poza kilkoma wyjątkami. Stronił od nich, twierdząc, że „przysparzają mu tylko kłopotów”. Surowo ich upominał: „Zastanów się nad tym, co piszesz, bo Pan każe ci zdać z tego rachunek. Uważaj, dziennikarzu! Pan odda ci tak, jak na to zasłużyłeś swoją posługą”.
Pierwsze doniesienia prasowe
Ojciec Pio i jego tajemnicze stygmaty rozpaliły ciekawość i rozbudziły ogromne zainteresowanie wśród dziennikarzy już w maju 1919 roku. Pierwszy i zarazem niezwykle krótki tekst poświęcony włoskiemu kapucynowi, liczący raptem cztery linijki, pojawił się na łamach „Il Giornale d’Italia” 9 maja, a następny 1 czerwca również w tym samym dzienniku i nosił tytuł: „Cud pewnego świętego. Uzdrowienie żołnierza w San Giovanni Rotondo”. Tekst w rozmiarze dwudziestu siedmiu linijek opisywał historię żołnierza, Antonia Colonnella, którego odłamek zranił w prawą stopę. Pomimo przeprowadzonej operacji jego rana nie goiła się i nie przestawała ropieć. Lekarz stwierdził, że przypadek jest beznadziejny i wypisał chorego do domu. Wówczas Antonio udał się do Ojca Pio, który udzieliwszy mu błogosławieństwa, pomodlił się za niego. Rana prawie natychmiast się zagoiła. Artykuł wywołał ogromne poruszenie wśród czytelników i rozpalił ciekawość prasy.
W następnych dniach zaczęły ukazywać się felietony o Ojcu Pio w kolejnych gazetach: 1, 8 i 22 czerwca w „Il Foglietto”, 3 czerwca w „Il Tempo”, 5 czerwca w „Il Corriere delle Puglie”, 7 czerwca w „La Nazione della Sera”, a 9 czerwca ponownie na łamach „Il Giornale d’Italia” pt. „Cuda kapucyna z San Giovanni Rotondo”, tym razem traktujący o życiu, tajemniczych stygmatach i świadectwach osób, które otrzymały łaski za wstawiennictwem Ojca Pio. Natomiast 20/21 czerwca czołowy włoski dziennik „Il Mattino” poświęcił Stygmatykowi tyle miejsca, ile zazwyczaj przeznacza się na wydarzenia szczególnej wagi, pisząc o nim jeszcze trzykrotnie tylko w samym czerwcu: 26/27, 27/28 i 30/31.
W celu pozyskania wiarygodnego materiału do neapolitańskiego dziennika „Il Mattino” jej redaktor, Paolo Scarfoglio, wysłał do San Giovanni Rotondo jednego ze swych najlepszych dziennikarzy. Renato Trevisani swoją popularność zawdzięczał wywiadom ze znanymi politykami i publicystami, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Trevisani był człowiekiem sceptycznym, krytycznym, ale i dociekliwym. Jako rzetelny dziennikarz w ciągu kilku dni zebrał dostępne informacje, a dzięki niezwykłemu szczęściu stał się świadkiem cudownego uzdrowienia. Długi tekst Trevisaniego pt. „Fenomen”, w którym opisał uzdrowienie miejscowego kanclerza za wstawiennictwem Ojca Pio, znalazł się w obszernym materiale umieszczonym przez redakcję w poczytnym i opiniotwórczym dzienniku. Dziennikarz przyznał, że przed przyjazdem do San Giovanni Rotondo podchodził do wiadomości o Ojcu Pio dość sceptycznie, jednak zmienił swoje zdanie pod wpływem wydarzeń, których był naocznym świadkiem. „Faktom nie da się zaprzeczyć” – napisał. „Widziałem je na własne oczy, podobnie jak inne osoby, które wcześniej podzielały mój sceptycyzm.”
Za sprawą licznych publikacji prasowych w ciągu kilku miesięcy informacje o Stygmatyku z góry Gargano przedostały się poza granice Włoch, docierając również do Francji. Ówczesny gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo, o. Pietro Ischitella, w liście z listopada 1919 roku adresowanym do gwardiana klasztoru kapucynów w Paryżu, o. Édouarda D’Aleçona, który chciał się dowiedzieć czegoś więcej o Ojcu Pio, niż to, co przeczytał we francuskiej prasie, napisał o roli, jaką odegrały publikacje na temat Stygmatyka: „Dzienniki, które jako pierwsze podały te fakty, trudno byłoby uznać za katolickie. […] Tego rodzaju artykuły wywarły zapewne na czytelnikach największe wrażenie. Łaski, których wyjednanie przypisuje się modlitwom dobrego mnicha [Ojca Pio], podbudowały ufność wierzących. […] Pielgrzymi przybywają do nas z najdalszych zakątków, powodowani nie tyle niezdrową ciekawością, ile prawdziwą wiarą”.
Można powiedzieć, że to dziennikarze roznieśli wieść o Stygmatyku i jego cudach po całych Włoszech, a następnie poza ich granice. Relacjonując wydarzenia z San Giovanni Rotondo i opisując fenomen kapucyna ze stygmatami, stali się pierwszymi propagatorami jego świętości, a nawet naocznymi świadkami cudownych wydarzeń, które przyniosły Ojcu Pio nie tylko niechciany rozgłos, ale i wieloletnie prześladowania. W kolejnych miesiącach wielu z nich zarzuciło rzetelne dziennikarstwo, a zajęło się poszukiwaniami taniej sensacji, dopuszczając się nie tylko manipulacji faktami, ale i podawaniem opinii publicznej niesprawdzonych, a często i kłamliwych informacji na temat życia i działalności Ojca Pio. Nie może zatem dziwić, że w opinii włoskiego Stygmatyka „dziennikarz był synonimem kłamcy” – jak o tym napisał jeden z jego biografów, Antonio Pandiscia, sam również dziennikarz i adwokat.
Bolesne kontakty z dziennikarzami
Wielu dziennikarzy próbowało kontaktować się z Ojcem Pio. Jedni usiłowali przeprowadzić z nim wywiad, inni prosili go o błogosławieństwo i modlitwę czy łaskę uzdrowienia, rzadziej o spowiedź, a jeszcze inni chcieli realizować swoje niejasne intencje lub szukać spektakularnych cudów.
Dziennikarzem, który w latach pięćdziesiątych zainteresował się osobą Ojca Pio, był mediolańczyk, Orio Vergani. Okrzyknięty pierwszym włoskim fotoreporterem, dał się również poznać jako pisarz o lewicowych poglądach. Przez trzydzieści cztery lata pracował w „Corriere della Sera” jako specjalny korespondent „Trzeciej strony” i korespondent sportowy. Jego zadaniem było pisanie artykułów o tematyce politycznej i sportowej, czemu oddawał się z nieukrywaną pasją.
W kwietniu 1950 roku wybrał się do San Giovanni Rotondo, aby przeprowadzić wywiad z Ojcem Pio. Po przybyciu na miejsce zaszył się w tłumie oczekującym na spowiedź i przez trzy godzinny obserwował spowiadającego kapucyna ze stygmatami. W swoim dzienniku zanotował: „Patrzyłem na zakonnika, z którym miałem przeprowadzić wywiad, i czułem, że całe moje dziennikarstwo, całe moje zawodowstwo, wszystkie moje pytania i wszystkie moje słowa giną jak igła w stogu siana w obliczu niezwykłej prostoty tego, co oglądały moje oczy”. Po skończonym przez Ojca Pio dyżurze spowiedzi, Vergani poszedł za nim do zakrystii, gdzie przedstawił się jako dziennikarz, który przyjechał z Mediolanu specjalne po to, by go zobaczyć. Zakonnik, uśmiechając się do niego, skwitował jego obecność słowami: „Taka długa podróż, żeby mnie zobaczyć. Ładne rzeczy, ładne rzeczy, przyjechałeś aż z Mediolanu, żeby popatrzeć. A nie masz w domu modlitewnika? Zaoszczędziłbyś na podróży. Niech Cię Bóg błogosławi. Jedno Zdrowaś Maryjo warte jest więcej aniżeli podróż, mój synu”. Ojciec Pio był wielce zdziwiony tak błahym powodem przyjazdu dziennikarza, który nie szukał przebaczenia w konfesjonale, ale okazji do spotkania i wywiadu, aby zabłysnąć w mass mediach. Słowo kierowane do Boga miało dla niego większą wartość niż to, które dziennikarz starał się przekazać ludziom, szukając poklasku i uznania dla siebie.
Innym razem w kapucyńskim klasztorze pojawiła się spora gromada dziennikarzy, usiłująca za wszelką cenę zrobić wywiad z Ojcem Pio. Gwardian klasztoru z San Giovanni Rotondo próbował groźnym tonem odwieść ich od tego zamiaru. Namolni i nieustępliwi, w końcu dopięli swego. Gwardian zaprowadził ich do Stygmatyka. Ojciec Pio, spojrzawszy na nich spod oka, stanowczo im odmówił: „Jesteśmy tu, by udzielać sakramentów, a nie wywiadów”.
Równie bolesne, ale i owocne było spotkanie Dina Segre z Ojcem Pio. Ten włoski dziennikarz i pisarz żydowskiego pochodzenia, autor wielu skandalizujących książek, uważany za pornografa i bardziej znany pod pseudonimem Pitigrilli, dość wcześnie rozpoczął swoją działalność dziennikarską, w której odniósł niemało sukcesów, zdobywając międzynarodową sławę. Był również wydawcą kilku włoskich czasopism. Jednak sława i sukces nieoczekiwanie zrodziły w nim kryzys egzystencjalny i zaowocowały pustką, powodując duchową udrękę i popychając go w świat spirytyzmu.
Na początku lat czterdziestych Pitigrilli dowiedział się, że choruje na raka i konieczna jest operacja. Ktoś z jego znajomych zasugerował mu, aby pojechał do Ojca Pio. Będąc już w San Giovanni Rotondo, wziął udział w mszy świętej celebrowanej przez Ojca Pio. Przed rozesłaniem kapucyn zwrócił się do wiernych: „Dziś pośród was znajduje się wielki grzesznik. Módlcie się, bracia, módlcie się intensywnie za kogoś, kto jest dziś obecny pośród nas i potrzebuje modlitwy. Pewnego dnia przybliży się do stołu eucharystycznego i przyprowadzi ze sobą tych, którzy byli z nim w błędzie”. Chociaż nie padło jego imię, dziennikarz był przekonany, że wypowiedziane słowa odnoszą się właśnie do niego. Bezzwłocznie udał się do spowiedzi do Ojca Pio, który mu powiedział: „W rzeczywistości, po co człowiekowi zyskać cały świat, jeśli potem straci swoją duszę. Bóg jest dla ciebie naprawdę dobry”. Dziennikarz był głęboko poruszony słowami spowiednika, a jeszcze bardziej cudem, jakiego wkrótce doświadczył. Choroba nowotworowa ustąpiła, a on został cudownie wyleczony. Wyleczył się również z agnostycyzmu. Powrót do wiary katolickiej zawdzięczał jednak dwom osobom: francuskiej aktorce i konwertyczce, Evie Lavallière oraz Ojcu Pio, którzy pomogli mu porzucić życie inspirowane materializmem i błędną duchowością. Dziennikarz później stwierdził: „Moje podejście do duchowości było powolne, ale postępujące”. Po nawróceniu udał się do swoich wydawców, nalegając na wycofanie niektórych z jego dzieł, które były niezgodne z wiarą katolicką.
W jednej ze swoich książek pt. „Pitigrilli parla di Pitigrilli” opisał przypadek pewnego dziennikarza, autora skandalicznego artykułu o Ojcu Pio. Jego artykuł był celowo mocno okraszony wykrzyknikami i wielokropkami, które miały sugerować domysły oraz służyć bezpodstawnej polemice z faktami. Historia z jego insynuacjami zakończyła się nieoczekiwanie bolesnym epilogiem: [Dziennikarz] „napotkał grupę pasterzy z psami i kijami, którzy pomogli mu zmienić styl. Już nigdy nie użyje wykrzykników ani wielokropków, a ze swojej geografii skreśli na zawsze San Giovanni Rotondo, w promieniu dwustu kilometrów” – napisał Pitigrilli. Na cóż bowiem innego zasługuje nierzetelny dziennikarz, który deprecjonuje prawdę, a rozsiewa kłamstwa? Choć prawda sama się obroni, to czasem w jej obronie stają prawi ludzie, niekiedy tak zdeterminowani, iż używają argumentu siły, aby łgarzom kłamstwo „wybić z głowy”.
Oprócz podawania nierzetelnych i niesprawdzonych informacji Ojciec Pio nie znosił także półprawd i tzw. „wybiórczej prawdy”. Podczas jednej z rozmów, wskazując dwóch dziennikarzy, wśród których był szef reporterów „Osservatore Romano”, Mario Cinelli, zwrócił się do stojących obok niego osób: „Zacni ludzie, polecam wam ich: piszą stosy kłamstw, zniesławiają pół świata”. Na te słowa oburzył się jeden z jego współbraci: „Ojcze, «Osservatore Romano» wcale nie głosi kłamstw”. Ojciec Pio z niewzruszoną pewnością przyznał: „Owszem, masz rację, nie głosi kłamstw, ale też go polecam, bo mówi tylko taką prawdę, jak mu się podoba”.
W latach sześćdziesiątych wielokrotnie przybywał do San Giovanni Rotondo Antonio Pandiscia, który zbierał informacje na temat stanu zdrowia, życia i cudów dokonanych za sprawą Ojca Pio. Prosił również o błogosławieństwo dla siebie i swojej rodziny, którego udzielał mu stygmatyzowany kapucyn, niezadowolony z tego, co pisze na jego temat. Stanowczo go upominał: „Cuda!... Cuda!... Co ty opowiadasz? Ja nie czynię cudów. Ja tylko się modlę. […] To ty co pewien czas uśmiercasz mnie i opisujesz w gazetach!”. Dziennikarz próbował się spokojnie bronić i przekonywał: „Staram się uczciwie wykonywać swój zawód”. A Ojciec Pio ripostował: „Ładny zawód, opowiadać o cudzych sprawach”. W jego oczach dziennikarze mieli dwie poważne wady: „opowiadali stosy kłamstw i wtykali niedyskretny nos w cudze sprawy”.
Nieliczne wyjątki
Do nielicznych wyjątków wśród dziennikarzy, którzy publikowali we włoskiej prasie szczere i zarazem oparte na prawdzie artykuły o Ojcu Pio, należy zaliczyć Igora Mana i Renzo Allegrego.
Igor Man, znawca polityki zagranicznej i korespondent wojenny, przez długi czas pisał do niezwykle popularnego i opiniotwórczego dziennika „La Stampa”. W swoim życiu przeprowadził szereg wywiadów z wielkimi osobistościami świata polityki, kultury i religii. Kiedy był jeszcze młodym dziennikarzem gazety „Il Tempo”, w dziennikarskim notesie pod datą 10 lutego 1949 roku zamieścił obszerną relację ze swego spotkania z Ojcem Pio, którą po latach wydrukowała „La Stampa”.
Dziennikarz od jakiegoś czasu nosił się z zamiarem ujrzenia Stygmatyka twarzą w twarz i zrobienia z nim wywiadu. Kiedy wreszcie przybył do San Giovanni Rotondo, odnalazł Ojca Pio oblężonego w zakrystii przez tłum mężczyzn, po czym zwrócił się do niego ze słowami: „Ojcze, przyjechałem z Rzymu i jadę daleko, czy może mi Ojciec poświęcić pięć minut?”. Zakonnik z ironicznym uśmiechem popatrzył na Igora Mana, a tłum zaczął głośno protestować, gdyż wielu z nich czekało na spotkanie ze Stygmatykiem już od dwóch tygodni, a pewien mężczyzna z Wenecji aż jedenaście lat. Mimo to Ojciec Pio wziął dziennikarza pod ramię, zrobił kilka kroków i zapytał: „Czego chcesz ode mnie? […] Czyżbyś był dziennikarzem?”. Gdy tylko przybysz z Rzymu potwierdził swoją tożsamość, wówczas zakonnik, poskarżył się na jego kolegów po fachu: „Ja i dziennikarze, ech – lepiej nie mówić. Dziennikarze dokuczają mi, bo piszą, że czynię cuda. […] Czego chcesz ode mnie?”. Zmieszany młody żurnalista próbował się tłumaczyć: „Nie wiem, Ojcze, przygotowałem tyle pytań do wywiadu, teraz nie pamiętam ani jednego. […] Ojcze, daj mi przesłanie, przesłanie dla ludzi dobrej woli”. Tym razem Ojciec Pio spełnił wolę swego rozmówcy, mówiąc: „Kto wątpi, zawsze grzeszy. Mówię nie tylko o wątpliwości względem słowa Bożego. Nie wolno wątpić względem nikogo, nawet względem wroga. […] Ale trzeba wierzyć. Certum est quia im possibile est. To, co niemożliwe, pewne jest: oto sekret wiary, sekret niepoddawania się zwątpieniu. Wiesz, synku, byłoby dobrze, gdyby wszyscy na świecie postanowili być dobrzy, powiedzmy, przez pół godziny w dniu wcześniej ustalonym. Tylko pół godziny dobroci, żeby się przekonać, jak dobrze jest żyć w łasce Bożej, bez wojen ani przemocy, bez przestępstw, bez grzechu. Tylko pół godziny. Kto wie, czy po tym czasie ludzkość, zawojowana takim dobrem, nie postanowi być dobra, bo z tego redde rationem” (zda sprawę). Igor Man zapytał go jeszcze: „Czy mógłby być trzynastym apostołem?”. Ojcu Pio bardzo spodobała się ta definicja dziennikarza. Na pożegnanie skierował do niego ostatnie słowa: „Niech Cię Bóg błogosławi, nicponiu, żyj dobrze”.
Innym dziennikarzem, który próbował dociekać prawdy o Ojcu Pio i później dzielić się nią z czytelnikami, był Renzo Allegri. Ten włoski pisarz i krytyk muzyczny jest także autorem aż dziewięciu książek o kapucynie ze stygmatami. Pierwszą pt. „Ojciec Pio, człowiek nadziei” napisał w 1981 roku, a ostatnią „Męka Ojca Pio” w 2015 roku. Wszystkie cieszyły się ogromną popularnością, a niektóre z nich doczekały się tłumaczeń na wiele języków, w tym trzy na język polski.
Spotkali się dwa razy. Po raz pierwszy we wrześniu 1967 roku. Ojciec Pio liczył wtedy osiemdziesiąt lat. Renzo Allegri został wówczas wysłany przez redakcję poczytnego włoskiego tygodnika do San Giovanni Rotondo, aby napisać artykuł o stygmatyzowanym kapucynie. Wiele już słyszał o Ojcu Pio, ale nie należał do jego sympatyków. Spotkanie rozpoczął od robienia zdjęć aparatem bez flesza. Mimo to jego zachowanie nie uszło uwadze kapucyna, który mu tego zabronił, gromiąc go stanowczym: „Dosyć!”. Allegri był sparaliżowany, zdążył tylko powiedzieć: „Ojcze, to moja praca”. Ojciec Pio po chwili złagodniał, wydawało się, że zrozumiał zachowanie dziennikarza. Allegri powrócił do fotografowania.
W tym czasie zabiegał również o pozwolenie na rozmowę z Ojcem Pio, które otrzymał od gwardiana klasztoru w San Giovanni Rotondo. Wyczekując Stygmatyka na klasztornym korytarzu, mógł wreszcie zrealizować swój zamiar. Nieoczekiwanie widok poruszającego się powoli zbolałego kapucyna zmienił jego osobiste nastawienie. Tak o tym napisał: „Dopiero teraz uświadomiłem to sobie, widząc, jak ten biedny starzec podskakuje w tak absurdalny i niezaradny sposób. Pomyślałem, że może podskakuje tak od pięćdziesięciu lat i od pięćdziesięciu lat znosi przeraźliwe bóle, które ja dopiero teraz dostrzegłem. Aparat wypadł mi z ręki. Nie obchodziło mnie już fotografowanie. To, co ujrzałem, oszołomiło mnie, ukorzyło. […] Odezwało się we mnie głębokie poczucie winy. Było mi wstyd, że tu jestem, że przywiodła mnie ciekawość. Podszedłem, ucałowałem jego dłonie i ofiarowałem mu pomoc w dojściu do drzwi celi”. Widok cierpiącego Stygmatyka przemówił do dziennikarza dobitniej niż wywiad, jakiego oczekiwał. Sprawdziła się dobrze znana zasada, że jeden obraz znaczy więcej aniżeli tysiąc słów.
Historie z dziennikarzami i wielość artykułów publikowanych w różnorodnych tytułach prasowych jednoznacznie dowodzą, że Ojciec Pio stał się dla świata mass mediów kimś ważnym, ale jednoczenie niewygodnym. On sam nie mógł zrozumieć, dlaczego dziennikarze robią wokół niego tyle szumu i doszukują się w nim cudotwórcy. Oprócz walki duchowej, jaką codziennie musiał toczyć we własnej duszy, równie często zmagał się z dziennikarzami, którzy, niczym złe duchy, próbowali go wciągnąć we własne sidła. Widział ich słabości, dlatego proponował im nawrócenie. Dla ich duchowego dobra z uporem przypominał im, że osobista modlitwa przyniesie więcej korzyści, niż przeprowadzenie z nim wywiadu. Pragnął, by byli apostołami słowa, które buduje, a przede wszystkim jest prawdziwe. Chciał, by nie szukali własnej chwały, ale dbali o swoje zbawienie.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
„Głos Ojca Pio” [128/2/2021]
Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu „Antonianum” w Rzymie. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Znawca życia i duchowości Ojca Pio. Autor książki „Przyśnił mi się Ojciec Pio. Trochę inna biografia”.