Miłość Ojca Pio do Dzieciątka Jezus była zakorzeniona w duchowości franciszkańskiej. Podobnie jak św. Franciszek z Asyżu odczuwał on silną więź z ubogim i pokornym Chrystusem, którego adorował, nad którym rozmyślał i którego celebrował w tajemnicy Eucharystii. Tak jak asyski patriarcha miał dwie fascynacje w swoim życiu: narodzenie Jezusa i mszę świętą.
Ojciec Pio kochał święta Bożego Narodzenia i wyczekiwał ich z utęsknieniem. Od wczesnych lat dziecięcych budował szopki bożonarodzeniowe z własnoręcznie wykonanymi glinianymi figurkami, a gdy został kapucynem, chętnie brał w ramiona Dziecię Jezus, które przychodziło do niego podczas nadprzyrodzonych objawień.
Objawienia Dzieciątka Jezus
Jednym ze świadków doświadczanych przez Ojca Pio boskich interwencji był o. Raffaele z SantʼElia. Schodząc do kościoła w noc Bożego Narodzenia 1924 roku (inne świadectwa podają, że było to 20 września 1919 roku), ujrzał na klasztornym korytarzu Stygmatyka spowitego nadprzyrodzonym światłem. To, co wydarzyło się później, opisał w kilku słowach: „Kiedy miałem wyjść z pokoju, przeszedł przede mną Ojciec Pio, cały rozpromieniony, z Dzieciątkiem Jezus w ramionach. Szedł powoli i odmawiał modlitwy. Przeszedł przede mną, promieniejąc od światła, i nawet nie zauważył mojej obecności”. Podobne spotkania z Ojcem Pio mieli także Lucia Iadanza czy włoski dziennikarz Renzo Allegri.
Nie inaczej było przed wiekami, gdzie w górskiej grocie w Greccio podczas celebracji mszy świętej odprawianej nad bożonarodzeniowym żłóbkiem służącym za ołtarz jeden z pobożnych mężczyzn ujrzał w widzeniu Dziecię Boże spoczywające w ramionach św. Franciszka: „Widział w żłóbku leżące bez życia Dzieciątko, ale kiedy święty Boży zbliżył się doń, ono jakby ożyło i zbudziło się ze snu”.
Nawet w tym duchowym doświadczeniu obaj włoscy święci – Franciszek z Asyżu i Ojciec Pio z Pietrelciny – byli tak bardzo podobni do siebie.
Muzeum figurek
Warto odnotować, że miłość Ojca Pio do Wcielenia Syna Bożego była tak ogromna, że chciał, aby o tej tajemnicy przypominały mu nawet figurki Dzieciątka Jezus, które z upodobaniem gromadził. Kapucyn, o. Giovanni Bucci, podczas jednej z wizyt w San Giovanni Rotondo miał okazję być w jego celi zakonnej. Zauważył, że posiada on niewiele książek umieszczonych na ściennej półce, a na stoliku obok krzyża figurkę śpiącego Dzieciątka Jezus, u stóp którego leżała korona cierniowa. Wówczas zrodziła się w nim refleksja, że takie połączenie tajemnicy Wcielenia z Męką Pańską doskonale oddaje naturę życia i misji Stygmatyka. Stwierdził, że stanowi ona „prototyp Ojca Pio, który jest jednocześnie dzieckiem i ukrzyżowanym”.
Trzeba przyznać, że Ojciec Pio był szczególnie wdzięczny wszystkim, którzy ofiarowywali mu figurkę Dzieciątka Jezus. W jednym z listów, adresowanym do ofiarodawcy, który zakupił ją do kościoła kapucynów w San Giovanni Rotondo, otwarcie poprosił o taką dla siebie: „Z serca dziękuję za piękną figurkę Dzieciątka Jezus zdobytą przez Linę Fiorellini, która razem z innymi dobrymi córkami zechciała mi ją podarować. Byłbym Wam bardzo wdzięczny, gdybyście się dla mnie postarali o identyczną figurkę. Jeszcze bardziej bym Was pokochał”. Niektórzy nawet żartowali sobie z niego, mówiąc, że w klasztorze chce założyć muzeum figurek Dzieciątka Jezus. Ojciec Pio rzadko jednak zatrzymywał je dla siebie – były one najczęściej prezentem dla ubogich dzieci, których rodziców po prostu nie było na nie stać.
Zgodnie z franciszkańską tradycją zachęcał swoje duchowe córki do budowania i umieszczania bożonarodzeniowych szopek we własnych domach. Podobnie jak św. Franciszkowi bardzo mu zależało na uwidocznieniu tajemnicy Wcielenia Syna Bożego.
Celebracja Bożego Narodzenia
Świętowanie narodzenia Dziecięcia Jezus Ojciec Pio rozpoczynał uroczystą nowenną, a kończył całonocnym czuwaniem przy żłóbku. W dni poprzedzające Boże Narodzenie rozpływał się z radości. Do Raffaeliny Cerase napisał: „Gdy rozpoczynałem świętą nowennę ku czci Dzieciątka Jezus, zdało mi się, że duch mój powstaje do nowego życia. Serce wydaje się za ciasne, by pomieścić niebieskie dary, dusza się rozpływa w obecności naszego Boga, który dla nas przyjął ciało. Jak się powstrzymać od coraz żarliwszego miłowania Go?! Och! Zbliżmy się do Jezusa z sercem nietkniętym winą, a zasmakujemy, jak słodko i miło jest Go kochać”.
Przełożony klasztoru kapucynów w San Giovanni Rotondo, o. Ignazio z Ielsi, zapisał w swoim dzienniku cenne świadectwo: „Nie trzeba mówić, z jaką pasją Ojciec Pio celebrował Boże Narodzenie. Zawsze o nim myśli i nazajutrz po święcie odlicza dni do kolejnego. Dzieciątko Jezus ma dla niego wyjątkowe znaczenie. Wystarczy, że usłyszy śpiew pastorałki o «Kołysance», a wznosi się na duchu tak bardzo, że wygląda to na ekstazę”. Podobne wzruszenie ogarniało Ojca Pio, gdy odczytywał urywki Ewangelii opisujące Boże Narodzenie. Do jego oczu napływały łzy na słowa Prologu św. Jana: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14).
W wigilię, na zakończenie godziny czytań z Bożego Narodzenia, a po odśpiewaniu uroczystego Te Deum zakładał białą kapę przetykaną złotą nicią, okadzał figurkę Dzieciątka Jezus i procesyjnie niósł ją z chóru zakonnego do ołtarza i od ołtarza do szopki, poprzedzany przez ministrantów i współbraci z zapalonymi świecami w dłoniach. Następnie brał figurkę Dzieciątka Jezus spoczywającą w kołysce i podawał do ucałowania wiernym zebranym w kościele, co czynił z wielką radością i serdecznością. Później dołączał do chóru współbraci i wiernych i śpiewał na całe gardło ulubioną przez Włochów kolędę Tu scendi dalle stelle, skomponowaną przez św. Alfonsa Liguoriego. Po powrocie do zakrystii wymieniał się świątecznymi życzeniami ze swymi córkami i synami duchowymi. W noc Bożego Narodzenia modlił się przed kołyską Dzieciątka Jezus, przedstawiając Mu swoje dzieci duchowe wraz z ich prośbami oraz wypraszając dla nich łaskę uświęcenia i wewnętrznej przemiany.
Jedno z jego życzeń doskonale wyraża istotę tychże modlitw: „Niech Dzieciątko Jezus na nowo narodzi się w Twoim sercu, niech je napełni swymi boskimi cnotami i całkowicie przemieni w siebie! Oto synteza wszystkich moich życzeń i próśb, które będę przedstawiał Dzieciątku Jezus”.
Święte wzruszenia
Ojciec Pio opisał o. Agostinowi to, co działo się w jego duszy i sercu w jedną z takich bożonarodzeniowych nocy: „Niebiańskie Dziecię niech da odczuć również Twemu sercu te wszystkie święte wzruszenia, które mnie dało odczuć w ową błogosławioną noc, kiedy zostało złożone w nędznej szopie! Ach, Boże, nie potrafiłbym, mój Ojcze, wyrazić Ci tego wszystkiego, co czułem w sercu w tę najszczęśliwszą noc. Czułem, że serce przepełniała ponad miarę święta miłość do naszego Boga-człowieka. Noc ducha trwała nadal, ale – mówiąc otwarcie – wśród tych nieprzeniknionych ciemności duchowe przeżycie było tak mocne, że nie byłem w stanie przyjąć go w pełni. Wiele razy moje myśli wędrowały od Dzieciątka do Ciebie i od Ciebie do Niego!”.
W okresie Bożego Narodzenia Ojciec Pio był obdarowywany darami duchowymi. W grudniu 1912 roku napisał do o. Agostina o nadprzyrodzonej miłości, która wypełniała go w tym czasie do tego stopnia, że umierał duchowo: „W tych dniach, tak uroczystych dla mnie, ponieważ są świętami Bożego Dziecięcia, często byłem systematycznie opanowywany wyjątkowo ogromną miłością Bożą do tego stopnia, że obumierało moje biedne serce. Przeniknięty zupełnie łaskawością Jezusa wobec mnie, skierowałem zwykłą modlitwę do Niego, robiąc to z większą poufałością: „O Jezu! Obym mógł Cię kochać! Obym mógł cierpieć tyle, ile chciałbym, aby Cię zadowolić i naprawić w jakiś sposób niewdzięczność ludzi wobec Ciebie!”. Szczególnym darem Bożego Narodzenia była dla Ojca Pio wszechogarniająca go miłość Boga.
Odkrywając, że narodziny Syna Bożego w ludzkim ciele są świętami Bożej miłości, próbował tą prawdą dzielić się ze swymi duchowymi dziećmi. Wyjaśniając Erminii Gargani powód, dla którego Jezus stał się dzieckiem w Betlejem, stwierdził: „Bo po cóż, moja Córko, miałby przybrać tę słodką i tkliwą kondycję dziecka, jeśli nie po to, by nas pobudzić do miłowania Go z ufnością i do serdecznego zawierzania się Jemu”. Pomagał jej zrozumieć, że na miłość Boga objawioną w bezbronnym Dziecięciu należy odpowiedzieć równie ufnym uczuciem i serdecznym zawierzeniem.
Miała temu służyć odpowiednia medytacja, którą zalecał kolejnej córce duchowej, Marii Gargani: „Stój bardzo blisko kołyski tego wdzięcznego Dziecięcia, szczególnie w tych świętych dniach Jego narodzin. Jeśli kochasz bogactwo, znajdziesz tu złoto, które królowie-magowie zostawili; jeśli kochasz woń zaszczytów, znajdziesz tu woń kadzidła, a jeśli kochasz rozkosze zmysłów, poczujesz tu aromatyczną mirrę, która pachnie w całej świętej grocie. Bądź bogata w miłość do tego Niebieskiego Dziecięcia, pełna szacunku w zażyłości z Nim, której doświadczysz w czasie modlitwy, i czarująco radosna, że czujesz w sobie święte natchnienia i w tak bardzo szczególny sposób do Niego należysz”.
Medytacja nad narodzinami Jezusa
Ojciec Pio uwielbiał rozmyślać nad tajemnicą Bożego narodzenia. Owocem jego modlitwy była napisana przez niego medytacja, którą później zatytułowano „Narodziny Jezusa”. Ujrzała ona światło dzienne dzięki franciszkaninowi, o. Ezechìi Cardonemu, który w sierpniu 1945 roku poprosił Stygmatyka o kilka kartek, aby mógł sporządzić notatki. Wówczas otrzymał stusześćdziesięciostronicowy zeszyt, w jednej trzeciej zapisany przez niego, w którym znalazł tekst wspomnianej medytacji. Postanowił wydać ją wraz z innymi, które odnalazł w zeszycie, dlatego poprosił Ojca Pio o autoryzację. Zaskoczony kapucyn zaprotestował: „Napisałem to tylko dla siebie”. Ojcu Ezechìi udało się go jednak przekonać. Twierdził, że lektura tych medytacji przyniesie duchową korzyść ich czytelnikom. Wówczas Ojciec Pio zgodził się: „Skoro tak, bonum est diffusivum sui” (tzn. właściwością dobra jest to, że się dzieli).
W medytacji nad narodzinami Jezusa uderza kontrast, jakim posłużył się Ojciec Pio. Próbował on ukazać narodziny Boga-człowieka z dwóch perspektyw: dalszej, czyli świata, i bliższej, czyli tego, co dzieje się w betlejemskiej grocie. Zauważył, że w świecie panuje wrzawa, przy Jezusie zaś milczenie i adoracja. W świecie głucha cisza wobec niezwykłych narodzin, przy Jezusie wyczekiwanie i spełnienie proroctw. W świecie liczy się dobrobyt i bogactwo, a u Boga ubóstwo i skromność, tam próżna wiedza i ludzka zarozumiałość, tu pokora i mądrość. W rozdartym świecie panuje zamęt, a narodziny Dziecięcia Jezus zapowiadają pokój i miłość. Nietrudno zauważyć, że wartości, na które zwraca uwagę Ojciec Pio, wiele mówią o jego franciszkańskiej mentalności. Prawda o kenozie (samoogołoceniu, wyzbyciu się siebie) Jezusa wyrażona w Jego Wcieleniu jest bowiem charakterystyczną cechą duchowości franciszkańskiej. Stygmatyk miał ją wyrytą w swej duszy.
Równie ciekawe jest przesłanie moralne, które wyłania się z medytacji nad Bożym Narodzeniem. Ojciec Pio zwrócił w nim uwagę na: czułość Boga, Jego pokorę, ubóstwo, cierpienie, prostotę i małość objawione w Jego nowo narodzonym Synu. Następnie zachęcał do ich naśladowania: „Jak wspaniałe i liczne, o chrześcijanie, są nauki płynące z betlejemskiej groty! Jak bardzo serce powinno rozpalić się miłością do Tego, który okazuje nam tak wielką czułość! Jak mocno powinno w nas płonąć pragnienie przyprowadzenia całego świata do tej pokornej groty, potężniejszej od każdego pałacu królewskiego, schronienia Króla królów, gdyż jest tronem i mieszkaniem Boga! Prośmy boskie Dzieciątko, by odziało nas w pokorę, gdyż jedynie dzięki tej cnocie możemy skosztować tego misterium Bożej czułości. […] Niebiańskie Dzieciątko cierpi i płacze w żłóbku, byśmy uznali, że cierpienie jest cenne, godne miłości i zasługuje na nagrodę. Brakuje Mu wszystkiego, abyśmy nauczyli się od Niego rezygnacji z dóbr i dobrobytu ziemskiego. Znajduje Ono upodobanie w pokornych i ubogich czcicielach, aby wzbudzić w nas miłość do ubóstwa, przywiązanie do towarzystwa ludzi małych i prostych oraz niechęć do przebywania pośród wielkich tego świata”.
Medytację Ojciec Pio zakończył zaproszeniem do adoracji Dzieciątka Jezus i zobowiązania się do podjęcia wysiłku wprowadzenia Jego nauki do własnego życia: „Ach, upadnijmy przed żłóbkiem i razem ze św. Hieronimem, płonącym miłością do Dzieciątka Jezus, ofiarujmy Mu bez zastrzeżeń całe swe serca, obiecując wprowadzanie w życie nauki płynącej z betlejemskiej groty, która mówi nam, że wszystko, co ziemskie, jest marnością nad marnościami, jedynie marnością”.
Pocieszenia od Dziecięcia Jezus
Dziecię Jezus w swej nieskończonej dobroci niosło Ojcu Pio pocieszenie w chwilach pokus i bolesnych ataków złego ducha. Po pewnej czerwcowej nocy 1912 roku, w czasie której został mocno pobity przez diabła, ujrzał Je i został przez Nie pocieszony: „O piątej rano, kiedy ten kozak odszedł, ogarnęło mnie takie zimno, że trząsłem się cały jak trzcina wystawiona na bardzo gwałtowny wiatr. Trwało to przez kilka godzin. Z ust szła mi krew. W końcu przyszło Dziecię Jezus, któremu powiedziałem, że chcę spełniać tylko Jego wolę. Pocieszyło mnie i wzmocniło po cierpieniach nocy”.
Niekiedy Dziecię Jezus objawiało się Ojcu Pio po to, aby udzielić ważnej lekcji w praktykowaniu jakiejś cnoty lub postawy moralnej. Tak było w lipcu 1913 roku. Na dziękczynieniu po komunii świętej ujrzał je zbliżające się do trzech różnych osób, jednej niezwykle szczęśliwej i dwóch cierpiących. Wobec każdej z nich zajęło inne stanowisko: pierwszą przytuliło do serca, drugą pocieszyło, a trzecią – o zgrozo – kazało zbić swym aniołom. Ojciec Pio relacjonował: „Dziecko schodzi z kolan Najświętszej Dziewicy i kieruje się do osoby zatopionej w modlitwie, a za Nim podąża Matka i aniołowie. Dzieciątko obejmuje ją, przytula bardzo mocno do piersi, całuje wiele razy i obdarza niezliczonymi pieszczotami. Dziewica i aniołowie czynią to samo. Następnie Dzieciątko idzie w kierunku łóżek dwóch chorych osób. Do jednej z nich, siedzącej na łóżku, kieruje zaledwie kilka słów pociechy, dość ozięble i bez większego szacunku. Na drugą chorą osobę, leżącą w łóżku, która odczuwała większą potrzebę pocieszenia, nie raczyło nawet spojrzeć i, jakby lękając się jej ukarania, rozkazało aniołom ją zbić. […] Biedaczka nie narzeka, lecz bardzo słabym głosem woła: «O najłaskawszy Jezu, miej miłosierdzie nade mną, jak długo trwa czas miłosierdzia… Nie potępiaj mnie, o najsłodszy Jezu, kiedy będziesz musiał osądzić mnie, ponieważ ja nie mogłabym kochać Cię więcej... O najlitościwszy Jezu, jeśli Twoja surowa sprawiedliwość chce mnie potępić, odwołuję się do Twego najbardziej wielkodusznego miłosierdzia». Dziecię zwrócone do mnie mówi: «Ucz się, jak powinno się kochać»”. Wówczas Ojciec Pio zrozumiał, że naukę miłości pobiera się w szkole dobrowolnego przyjęcia cierpienia.
Jeszcze w tej samej wizji Jezus wytłumaczył mu motywy swego postępowania: „Pierwsza była duszą jeszcze słabą i potrzebowała pieszczot, w przeciwnym razie odwróciłaby się plecami od Niego, druga była duszą mocniejszą i aby utrzymać ją w Jego służbie, potrzeba było jeszcze małej pieszczoty, trzecia była Jego ukochaną oblubienicą, ponieważ pomimo sposobu, w jaki ją trapił, była zawsze wierna w Jego służbie i wierna w miłości”. Z dalszej korespondencji wynika, że te słowa Ojciec Pio wziął sobie do serca. W jednym z listów do Raffeliny Cerase napisał: „Musicie wiedzieć, że i mnie Dzieciątko Jezus w czasie świąt zechciało uczynić prezent. […] Wiem, że nie zasługuję na Jego krzyże, gdy tymczasem On nie zaniedbuje, by mnie i w tym zadowolić i wysłuchać”.
Zakaz świątecznych celebracji
Niezwykle barwna i pouczająca jest historia Ojca Pio z czasów, gdy był żołnierzem i przebywał na obserwacji w szpitalu wojskowym Trójcy Świętej w Neapolu. Razem z nim przebywało tam wielu innych chorych żołnierzy. Kiedy nadszedł wyczekiwany przez niego czas Bożego Narodzenia, zapragnął spędzić święta w ciszy klasztoru, oddając się modlitwie przy żłóbku swego Zbawiciela i medytując nad tajemnicą Boga, który stał się człowiekiem. Jednak w grudniu 1916 roku nie pozostało mu nic innego, jak uczestniczyć w mszy świętej celebrowanej o północy w kaplicy szpitalnej przez kapelana. Po pasterce wszyscy udali się do swych sal na nocny odpoczynek.
Wraz z Ojcem Pio kilku zmobilizowanych kapłanów postanowiło o świcie odprawić kolejną mszę świętą, ponieważ w tamtych czasach byli oni zobowiązani do trzech celebracji na Boże Narodzenie. Wczesnym rankiem pierwszy z nich udał się do zakrystii, aby przygotować się do wypełnienia tego obowiązku. Niedługo potem wrócił zalany łzami. Okazało się, że nie dopuszczono go do ołtarza. Klucze od kaplicy i szafy w zakrystii były przechowywane przez córkę zakrystiana (w niektórych świadectwach jest mowa o siostrze zakonnej), która uważała, że jedna msza zupełnie wystarczy. To właśnie ona zabroniła dalszych celebracji, bezdusznie odprawiając wspomnianego księdza: „Asystował ksiądz tej nocy we mszy świętej? To wystarczy! Czego chcecie więcej?”. Kobieta była znana z tego, że zbywała księży przebywających na leczeniu w szpitalu. Żołnierze mówili o niej, że jest „prawdziwym sierżantem na nieustannej służbie”.
Konspiracyjna msza bożonarodzeniowa
Ta trudna sytuacja nie zraziła Ojca Pio. Szybko udał się do kaplicy. Odnalazł boczne drzwi ukryte za zasłoną, które nie były jeszcze zamknięte i spacerującego obok żołnierza w cywilnym ubraniu, którego zagadnął: „Potrafisz służyć do mszy świętej?”. Gdy ten potwierdził, poprosił go, aby chwilę na niego poczekał. Potem, upewniwszy się, że nikogo nie ma, ostrożnie przedostał się do zakrystii po hostie, ampułki z winem i wodą oraz mszał. Po wyjściu stamtąd poprosił „ministranta”, aby zaniósł je na ołtarz. Pośpiesznie ubrał szaty liturgicznie i nie oglądając się za siebie, udał się do kaplicy.
W chwili, gdy Ojciec Pio czytał Ewangelię – fragment o ukazaniu się anioła zwiastującego pasterzom narodziny Jezusa: „Naraz stanął przy nich Anioł Pański… tak bardzo się przestraszyli” (Łk 2,9) – w drzwiach pojawiła się rozwścieczona opiekunka kaplicy. Z pewnością nie był to anioł, którego się spodziewali. Ojciec Pio, jak gdyby nic, kontynuował czynności liturgiczne. Kobieta podeszła do „ministranta” i zapytała: „Kto dał pozwolenie na odprawianie mszy świętej?”. Przerażony mężczyzna wyrzucił z siebie: „Zawołał mnie tu ten ojciec”. Wówczas wróciła do zakrystii, schowała wino i hostie, zamykając je na klucz, dumna z siebie, że zrobiła wszystko, co mogła, aby postawić na swoim. Następnie skierowała wzrok na ołtarz i ku swojemu zdziwieniu zauważyła, że kapłan posiada wszystko, co było potrzebne do konsekracji. Ponieważ Ojciec Pio zabrał ze sobą dwie hostie i więcej wina, mógł po zakończeniu pierwszej mszy świętej odprawić jeszcze drugą i w ten sposób wypełnić swój kapłański obowiązek związany z celebracją świąt Bożego Narodzenia.
Bezradna opiekunka kaplicy musiała czekać na Ojca Pio, aż ten skończy odprawianie wszystkich mszy przypisanych na ten dzień. Postanowiła przeprowadzić własne dochodzenie w tej sprawie. Mocno poirytowana dopytywała: „Kto Wam dał pozwolenie na odprawianie mszy?”. Ojciec Pio odpowiedział spokojnie i rzeczowo: „Biskup”, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nie do niej należy wydawanie takich decyzji. Uparta kobieta dalej pytała: „A czy tej nocy nie asystowaliście w mszy świętej?! Czy to Wam nie wystarczyło?!”. „Mnie nie wystarczyło” – tłumaczył się Ojciec Pio. Po czym raz jeszcze klarownie jej wyjaśnił: „Ale o co masz pretensje? Ja, odkąd nie jestem suspendowany, mam prawo odprawiać mszę świętą. Czy nie możesz tego zrozumieć?”.
Następnego dnia córka zakrystiana ponownie przyszła do Ojca Pio. Tym razem przyniosła mu patenę i palcem wskazała na maleńki, biały okruch, który na niej spoczywał. Jakby nieco skruszona powiedział do niego: „Ojcze, popatrz tutaj, być może to cząstka konsekrowanej hostii?”. Ojciec Pio, który był niezwykle wrażliwy na żywą obecność Jezusa w Eucharystii, uspokoił ją: „Czy nie widzisz, że jest to płatek krochmalu?”. Następnie wziął go w palce i roztarł, wykazując, że okruch rzeczywiście nie jest konsekrowaną hostią. Kobieta zrozumiała i wróciła do siebie.
Ojciec Pio przez całe życie podążał drogą Jezusowego dziecięctwa, a nosząc Go w sercu i naśladując Jego cnoty, wskazywał na wielkie misterium Bożej czułości. Każdego dnia Jezus rodził się w kapłańskich rękach Stygmatyka podczas przeistoczenia, gdy stawał do ołtarza, aby sprawować mszę świętą. Eucharystia była jego szczególnym Betlejem, Domem Chleba, w którym na świat przychodził Jezus, prawdziwy Chleb z Nieba. Tak jak Dziecię Jezus było w jego dłoniach, tak on chciał być w dłoniach Bożej Dzieciny, dlatego o swojej misji napisał: „Jestem zabawką Dzieciątka Jezus”. Był nią przez miłość i przez krzyż.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
„Głos Ojca Pio” [144/6/2023]
brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie i Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie. Wiceredaktor „Głosu Ojca Pio”. Autor książek: „Historia jak ze snu. Inna biografia Ojca Pio” i „Świadkowie tajemnicy. Osobliwe towarzystwo Ojca Pio”.