Przyjaźń to cenny dar, który odgrywa w życiu ludzkim niezmiernie ważną rolę, o czym zapewne nikogo nie trzeba przekonywać. Od przyjaźni nie stronili również święci. W ich gronie znajdziemy Ojca Pio, który odnalazł ją w osobie swego kierownika duchowego, o. Agostina z San Marco in Lamis.
Przyjaźń między Ojcem Pio a o. Agostinem z San Marco in Lamis przejawiała się w okazywaniu serdeczności i delikatnych uczuć wypływających z serc przepełnionych wzajemną troską, zwłaszcza w przestrzeni duchowej, ale również w sferze fizycznych niedomagań. Budowana na miłości do Jezusa, pomagała im tworzyć relacje oparte na wzajemnym zaufaniu i empatii. Była dla nich darem od Boga, a oto jej dzieje.
Spowiednik i kierownik duchowy
Zakonnicy poznali się, gdy w pierwszych latach życia zakonnego o. Agostinowi powierzono trudną pracę wychowania młodych zakonników oraz wykładanie im filozofii, teologii, egzegezy biblijnej, łaciny i greki. W tym czasie ofiarnie spełniał także rolę kierownika duchowego, o której ówczesny prowincjał, o. Torquato z Lecore napisał, że „jego wypełniona miłością działalność […] koncentrowała się na kształtowaniu serca wychowanka i na formacji jego sumienia”. Do grona jego wychowanków i uczniów należał także kapucyński alumn, brat Pio z Pietrelciny, który na przełomie lat 1907-1908 kontynuował studia z teologii w klasztorze kapucynów w Serracaprioli.
W październiku 1907 roku doszło do ich pierwszego spotkania i już wtedy wykładowca zwrócił na niego uwagę, choć jak sam przyznał, brat Pio w tym czasie „był dobry, posłuszny, pilny, chociaż chorowity, lecz nie zauważyłem w nim jeszcze niczego nadzwyczajnego czy nadprzyrodzonego”. Ojciec Agostino szybko zaprzyjaźnił się z dwudziestolatkiem, który wybrał go na swego spowiednika, a później także na kierownika duchowego.
Kiedy w 1909 roku brat Pio ciężko chorował i lekarze zalecili mu powrót w rodzinne strony ze względu na odpowiedni klimat, kierownik duchowy, niczym dobry ojciec towarzyszył mu w drodze do Pietrelciny, a rok później wygłosił okolicznościowe kazanie podczas mszy prymicyjnej swego „najukochańszego syna” w jego rodzinnej parafii. Mówił wówczas o trzech filarach składających się na misję kapłańską, tj. głoszeniu kazań, celebrowaniu Ofiary Chrystusa podczas mszy świętej i spowiadaniu wiernych. Zakończył je słowami, które okazały się prorocze: „Nie masz dobrego zdrowia, nie możesz być kaznodzieją. Życzę ci więc, abyś był wielkim spowiednikiem”.
Świadek stanów mistycznych
W październiku 1911 roku Ojciec Pio trafił w ciężkim stanie do klasztoru kapucynów w Venafro. W czasie tego pobytu zaczęły ujawniać się u niego dary nadzwyczajne. Przebywający tam również o. Agostino stał się świadkiem jego licznych wizji i mistycznych ekstaz oraz gwałtownych ataków szatana skierowanych przeciw Ojcu Pio, a także podejrzanych hałasów, które terroryzowały nie tylko kapucynów mieszkających w klasztorze, ale i ludność z bliskiego sąsiedztwa. Spisał je w dzienniku, którego zazdrośnie strzegł, przechowując w małej szkatułce zawsze noszonej przy sobie.
Dziełko składało się z czterech ręcznie zapisanych zeszytów. W ostatnim z nich o. Agostino przekazał następującą relację: „W Venafro w listopadzie 1911 roku ja i ojciec Evangelista zdaliśmy sobie sprawę z pierwszych nadprzyrodzonych zjawisk w życiu Ojca Pio. Asystowałem przy wielu ekstazach, jakie były jego udziałem, oraz przy atakach szatana na niego. Zapisywałem wówczas wszystko, co słyszałem z jego ust, i to, jak wyglądały ataki szatana. […] Tak w Venafro, jak i [później] w Pietrelcinie byłem świadkiem wielu ekstaz, w których ukazywali się Ojcu [Pio]: Pan Jezus, Matka Boża i Anioł Stróż. Ekstazy trwały pół godziny, a czasami dłużej. Ojciec [Pio] miał też wizję Serafickiego Ojca Franciszka. […] Objawienia były poprzedzane wizjami szatana. Szatan ukazywał się mu w postaci dzikich zwierząt lub mężczyzny, kobiety czy zakonnika. Czasami przybierał wygląd św. Franciszka, Matki Bożej czy też Ukrzyżowanego. Ojciec [Pio] natychmiast odkrywał diabelskie oszustwo, wzywając Najświętszego Imienia Jezusa”.
W tym czasie charyzmatyczny kapucyn nie przyjmował pokarmów, a jego jedynym pożywieniem była komunia święta, którą najczęściej otrzymywał za pośrednictwem o. Agostina, gdy leżał chory w łóżku.
Pielęgniarz
Z Venafro Ojciec Pio został ponownie skierowany na „leczenie” do Pietrelciny. W drodze w rodzinne strony kolejny raz towarzyszył mu o. Agostino, który już na miejscu przekonał się, że tajemnicza choroba, która dręczyła jego przyjaciela, musiała mieć nadprzyrodzony charakter. Okazało się bowiem, że już następnego dnia po przybyciu Ojciec Pio odprawił mszę w tak dobrej kondycji, jakby wcześniej nie był w ogóle obłożnie chory. Zdumiony tym faktem o. Agostino wprost spytał go o przyczynę tak nagłej zmiany stanu jego zdrowia. W odpowiedzi usłyszał: „Ojcze, nie mogę zdradzić powodu, dla którego Pan chciał mnie mieć w Pietrelcinie, gdyż zgrzeszyłbym przeciwko miłości”. Na te słowa o. Agostino odstąpił od dalszych pytań. Prawdziwej przyczyny, z powodu której jego przyjaciel przez sześć lat pozostawał w rodzinnej miejscowości, nigdy nie udało się do końca ustalić, choć dzięki Bożemu objawieniu poznał ją sam Ojciec Pio. Jednak w czasie tego pobytu o. Agostino służył mu duchowymi radami, braterską pociechą i przyjacielskim wsparciem, co czynił za pośrednictwem dość regularnej korespondencji lub osobistych odwiedzin.
W Pietrelcinie Ojciec Pio pozostał do 17 lutego 1916 roku, skąd trafił do klasztoru kapucynów w Foggii.
W klasztorze św. Anny ponownie powróciły kłopoty ze zdrowiem. Podczas majowych odwiedzin o. Agostiono zastał swego duchowego syna boleśnie złożonego chorobą. Ojciec Pio, zgodnie z kapucyńską tradycją poprosił go, aby udzielił mu pozwolenia na odejście z tego świata: „Mój ojcze, pozwólcie mi pozostawić ziemię i pójść do Jezusa”, a gdy ten odmówił, wówczas usłyszał gorzkie słowa skargi: „Wszyscy jesteście bez serca. Prowincjał, o. Benedetto, mówi «nie», wy mówicie «nie». […] Wszyscy jesteście bez serca”. Dla obu kierowników duchowych było oczywiste, że ta decyzja należy do Boga, a w tej bolesnej sytuacji ich wzajemna i szczera przyjaźń nakazywała im nieść pocieszenie i ulgę, nie zaś przychylać się do prośby ich duchowego syna.
Innym razem, gdy o. Agostino zmierzał do Genui, aby objąć stanowisko kapelana szpitala polowego, zatrzymał się w Foggii, gdzie ponownie zastał Ojca Pio złożonego chorobą. Przybył do klasztoru św. Anny, aby odwiedzić swego przyjaciela i podzielić się z nim obawami dotyczącymi nowej misji. Obolały Ojciec Pio wlał w jego serce słowa otuchy, zapewniając: „Ojcze, jedźcie spokojnie, bo jest ktoś, kto cierpi i modli się za was”. Gdy w duchu przyjaźni o. Agostino zaproponował mu podzielenie się tym cierpieniem, Ojciec Pio stanowczo zaprotestował, klarowanie wyjaśniając: „Pereł się nie oddaje”. Po zakończonej pomyślnie misji na froncie o. Agostino stwierdził: „W szpitalu polowym szło wszystko dobrze do tego stopnia, że w Caporetto nie spotkało mnie żadne nieszczęście. Wszystko to było zasługą Ojca [Pio], który modlił się i cierpiał za mnie”. Warto wspomnieć, że 24 października 1917 roku w bitwie pod Caporetto wojsko włoskie poniosło sromotną klęskę (zginęło prawie trzynaście tysięcy żołnierzy, dwieście sześćdziesiąt pięć tysięcy wzięto do niewoli, a pięćdziesiąt tysięcy zdezerterowało) po użyciu przez połączone armie niemiecką i austro-węgierską gazu bojowego o nazwie difosgen. Co więcej, po zakończeniu pierwszej wojny światowej, w czerwcu 1919 roku o. Agostino został odznaczony medalem „za godną pochwały służbę w jednostkach zmechanizowanych Włoskiego Czerwonego Krzyża”. Trzeba jednak dodać, że dla Ojca Pio fizyczny brak przyjaciela i kierownika duchowego, który przez prawie trzy lata przebywał na froncie, był niezwykle trudnym doświadczeniem. W tym okresie widzieli się raptem kilka razy, gdy o. Agostino przebywał na krótkiej przepustce.
Pokrzepiciel
Kolejne spotkania przyjaciół odbyły się już w San Giovanni Rotondo. Ojciec Pio trafił tu 4 września 1916 roku, a o. Agostino po skończonej służbie wojskowej, latem 1919 roku został mianowany lektorem (wykładowcą) kapucyńskich alumnów i gwardianem pobliskiego klasztoru w San Marco la Catola, skąd dość często odwiedzał swego dawnego i ulubionego ucznia.
W 1922 roku Kongregacja Świętego Oficjum nakazała Ojcu Pio zerwanie wszelkich kontaktów z o. Benedettem z San Marco in Lamis, który do tej pory był jego pierwszym i jednocześnie równorzędnym z o. Agostinem kierownikiem duchowym. Powodem miało być opublikowanie przez o. Benedetta książki z listami kierowanymi do Ojca Pio i rzekoma niewłaściwa metoda duchowego kierownictwa stygmatyzowanego kapucyna. Ówczesny prowincjał, o. Pietro z Ischitelli natychmiast zlecił funkcję zwyczajnego kierownika duchowego (tzn. oficjalnego, zatwierdzonego przez władzę zakonną) o. Agostinowi, któremu poradził, „aby nie pisał do Ojca Pio, i pozwolił mu udawać się do San Giovanni Rotondo kilka razy w roku oraz wtedy, kiedy byłaby ku temu stosowna okazja”.
Ojciec Agostino miał więc tak naprawdę kontynuować swoją dotychczasową misję kierownictwa duchowego Ojca Pio, lecz jej charakter musiał ulec pewnym zmianom, choćby w zakresie częstotliwości spotkań czy zaniechania prowadzenia jej poprzez korespondencję, co w rzeczywistości przyniosło ze sobą wiele utrudnień i zrodziło niepotrzebne napięcia.
Od tego czasu o. Agostinowi udało się spotkać z Ojcem Pio tylko kilkakrotnie, aby dodać mu odwagi i pocieszyć go w sprawach duchowych, zwłaszcza wtedy, gdy wokół niego rozpętała się burza fałszywych oskarżeń i intryg, kościelnych restrykcji czy nieprzewidywalnych reakcji ze strony ludzi stających w jego obronie. Pomiędzy zakonnikami ustała wymiana listów, a ich okazjonalne spotkania coraz częściej wypełniało bolesne milczenie. Ojciec Agostino tak wspominał tamten okres: „Po moich wizytach i naszych rozmowach duchowych Ojciec Pio czuł się zawsze podniesiony na duchu. Muszę jednak przyznać, że miał trudności w ujawnianiu swego wnętrza, a ja nie miałem dość odwagi, by go pytać i badać głębię jego duszy. Czasami obawiałem się urazić jego pokorę, chociaż darzył mnie zaufaniem, jakim darzy się ojca czy brata. Nieraz ściskało mnie coś do tego stopnia, iż nie byłem w stanie mówić, więc milczałem. To samo zdarzało się jemu. Stąd porozumiewaliśmy się oczyma”.
Towarzysz
Taki stan należało koniecznie zmienić, dlatego w październiku 1923 roku przeniesiono o. Agostina do klasztoru w San Giovanni Rotondo, gdzie pozostał do sierpnia 1925 roku, nauczając w Seminarium Serafickim łaciny i greki. Odtąd kierownik duchowy mógł być bliżej swego duchowego syna. Jednak to rozwiązanie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Jak się wkrótce okazało, o. Agostino nie potrafił sprostać powierzonej mu misji, bo jak sam przyznał, odczuwał poważne trudności w relacji z Ojcem Pio, w „pogłębianiu znajomości jego ducha” i „tajemniczego działania łaski, która formowała życie tej wybranej duszy”. Po stracie o. Benedetta jego „umiłowanemu synowi” było równie trudno otworzyć się na inne kierownictwo. Wydaje się, że już nigdy nie udało się im pokonać zaistniałego wbrew ich woli duchowego dystansu, jednak zachowali wobec siebie ogromny szacunek i w dalszym ciągu podtrzymywali więzy serdecznej przyjaźni.
Od 1928 roku do listopada 1944 roku o. Agostino zaczął jeździć okazjonalnie tzw. „samochodem miłosierdzia” najpierw z Foggii, a później także z innych klasztorów, w których przebywał, do San Giovanni Rotondo, aby spowiadać i prowadzić duchowe rozmowy z Ojcem Pio. Podczas jednej z wizyt zaproponował Stygmatykowi pisanie dziennika, aby móc lepiej poznać stan jego duszy. Przez krótki czas Ojciec Pio spisywał swoje doświadczenia duchowe, jednak z powodów zdrowotnych wkrótce tego zaniechał.
W czerwcu 1931 roku Ojciec Pio otrzymał dekret Świętego Oficjum, który zakazywał mu sprawowania wszelkich funkcji kapłańskich poza prywatnym odprawianiem mszy w kaplicy klasztornej. Decyzji tej podporządkował się bez cienia sprzeciwu, choć był nią głęboko wstrząśnięty i przybity. Ojciec Agostino spotkał się z nim 1 lipca 1931 roku i próbował go pocieszać. W swym dzienniku zapisał: „Zastałem go bardzo przygnębionego. Jak tylko znaleźliśmy się w jego celi, zaczął płakać. Wzruszyłem się tym widokiem, ale udało mi się opanować emocje. Pozwoliłem mu płakać przez kilka minut. […] Pocieszałem go, jak tylko umiałem. Powiedziałem mu, że trzeba być skrupulatnie posłusznym”. Po miesiącu o. Agostino odwiedził go ponownie i zastał go „podniesionego na duchu”. Na pytanie: „Jak mijają ci teraz dni?”, usłyszał: „Modlę się, studiuję, na ile mogę […]. W pierwszych dniach tej strasznej próby czułem się źle, ale potem Pan mnie wspomógł i przyzwyczaiłem się do nowej sytuacji”. Pocieszenie i pomoc przyszły od Jezusa, który, jak wynika z dalszych relacji, coraz częściej zacznie spełniać misję kierownika duchowego Ojca Pio.
Przez cały czas trwania kościelnych restrykcji Stygmatyk celebrował mszę świętą w kaplicy klasztornej zamykany na klucz, tak aby w czasie jej sprawowania nikt nie mógł wejść do środka. Trwało to do 15 lipca 1933 roku, do czasu odwołania dekretu zabraniającego mu pełnienia funkcji kapłańskich, co odebrał z ogromną radością.
Obrońca dobrego imienia
Gdy 21 grudnia 1944 roku o. Agostino objął urząd gwardiana w klasztorze w San Giovanni Rotondo, który pełnił do 20 czerwca 1952 roku, wzajemne relacje obu zakonników mocno się zintensyfikowały, prowadząc tym samym do lepszego poznania i zrozumienia. Były one oparte na wzajemnym szacunku i miłości braterskiej. Dla Stygmatyka o. Agostino wciąż pozostał „ojcem lektorem”, a on był jego „Piuccio”, czyli małym Pio. Odtąd rolą nowego gwardiana były: ochrona przyjaciela przed wścibskimi dziennikarzami, dopilnowanie regularności w odpisywaniu na wzrastającą z dnia na dzień korespondencję skierowaną do niego, przyjmowanie delegacji biskupów i świeckich z całego świata, którzy przyjeżdżali, aby podziękować za łaski otrzymane za jego wstawiennictwem, a także troska o niego, gdy ciężko chorował. „Ukochany ojczulek”, jak go nazywał w swych listach Ojciec Pio, rzeczywiście otaczał go szczególną opieką, przyznając mu większą swobodę w wykonywaniu posługi kapłańskiej i chroniąc go przed „złymi językami” nieprzyjaciół.
Z biegiem lat przyjacielska zażyłość pomiędzy mistrzem i jego niezwykłym uczniem jeszcze się pogłębiła. Od 1959 roku o. Agostino został stałym członkiem tamtejszej wspólnoty, w której przebywał aż do swej śmierci, czyli do 14 maja 1963 roku. W kronice klasztoru w San Giovanni Rotondo można znaleźć pewne znaczące wydarzenie, które rzuca nieco światła na tę ich wzajemną relację. Kronikarz pod datą 28 sierpnia 1955 roku zapisał, że w dniu, kiedy o. Agostino obchodził dzień swoich imienin, spotkał na korytarzu Ojca Pio, który złożył mu życzenia następującej treści: „Ojcze lektorze, najlepsze życzenia, jakie tylko czuje moje serce, które ojciec tak dobrze zna!”, po czym padł na kolana i ucałowawszy jego dłoń, przytulił ją czule do swego serca.
Śmierć o. Agostina, który przez ostatnie pięć lat swojego życia ciężko chorował, a przez ostatnie trzy miesiące nie mógł nawet odprawiać mszy, przyniosła Ojcu Pio wielki ból. Z chwilą jego śmierci utracił nie tylko ojca lektora, kierownika duchowego, ale i przyjaciela, z którym łączyła go synowska więź.
Ojciec pocieszyciel
Ojciec Agostino przez lata pełnił wobec Stygmatyka rolę „ojca pocieszyciela”, zarówno poprzez osobiste wizyty, jak również listowne kierownictwo duchowe, które Ojciec Pio traktował jako „przesłanie przychodzące z nieba”. Przekonany o nadzwyczajnych darach podopiecznego, często sam sięgał po jego rady, zwłaszcza gdy dotyczyły jego apostolatu i trudności w prowadzeniu powierzonych sobie osób. Nierzadko delikatnie „nadużywał” kompetencji kierownika, aby wymóc na Ojcu Pio jakąś Bożą interwencję, co nie podobało się Stygmatykowi. Ich relacje nie zawsze układały się pomyślnie. Były okresy, gdy o. Agostino nie rozumiał Ojca Pio i nie umiał mu pomóc, traktując go zbyt surowo, a nawet z wyższością, dając mu do zrozumienia, że jest nie tylko jego kierownikiem duchowym, ale także przełożonym, choć wcześniej był wobec niego niezwykle delikatny i wyrozumiały, odnosząc się do niego jak do świętego.
Pomimo tych trudności, w korespondencji trwającej dwanaście lat i liczącej trzysta siedemdziesiąt siedem listów (sto dziewięćdziesiąt siedem o. Agostina i sto osiemdziesiąt Ojca Pio), możemy natrafić na niezwykle przychylną i rzeczową ocenę kierownictwa o. Agostina, którą wyraził sam Ojciec Pio: „Ojciec lektor był zawsze moim zwyczajnym kierownikiem duchowym i nikt nie zna tak dogłębnie mojego wnętrza, jak on. Uciekałem się do niego bardzo często, odkrywając przed nim wszystkie rany mojej duszy bez zastrzeżeń i bez jakiejkolwiek obawy”. Przyjaźń, która zrodziła się pomiędzy profesorem a uczniem, przetrwała próbę czasu. W imię tej przyjaźni o. Agostino podążał śladem swego brata z Pietrelciny, niosąc mu pocieszenie, wyjaśniając naturę otrzymanych darów mistycznych i wspierając go w dziele jednania ludzi z Bogiem. W jednym z listów zapewniał: „Jezus jest bliżej Ciebie i jest ściślej związany z Twoim sercem. Rzeczywiście Jezusowe są Twe pragnienia, by Go szukać; Jezusowe są Twoje westchnienia; Jezusowe są Twoje narzekania; wszystko w Tobie jest z Jezusa”. Ich przyjaźń była dzieleniem się miłością do Jezusa i polegała na noszeniu brzemienia jeden drugiego w myśl słów św. Pawła z Listu do Galatów (Ga 6,2), dlatego o. Agostino mógł szczerze wyznać: „Raduję się Twoimi pociechami i jestem strapiony Twoimi cierpieniami..., […]. Niech Bóg błogosławi naszą przyjaźń”.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
„Głos Ojca Pio” [139/1/2023]
Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Znawca życia i duchowości Ojca Pio. Autor książki „Przyśnił mi się Ojciec Pio. Trochę inna biografia”.