Kiedy lekarz oznajmił mi, że mam tylko dwadzieścia procent szans na powrót do zdrowia, nie uwierzyłam w tę diagnozę. Miałam postawiony wyrok, ale nigdy nie pomyślałam, że mogę umrzeć. Skądże! Życie musiało być! I jest do dzisiaj.
Mam siedemdziesiąt pięć lat i jestem po ciężkiej chorobie nowotworowej. Mimo to w ubiegłym roku wybrałam się wraz z koleżankami z Akcji Katolickiej autokarem do Częstochowy jako pielgrzym duchowy, żeby powitać tam pieszą pielgrzymkę przemyską. O dziwo, w ogóle nie odczuwałam swojej słabości, a nawet uczestniczyłam w nocnym czuwaniu przed cudownym obrazem Czarnej Madonny. Ten pobyt na Jasnej Górze był dla mnie największym przeżyciem duchowym, chociaż nie udało mi się spełnić marzenia o poprowadzeniu jednego dziesiątka różańca, które noszę w sercu od lat.
Od kiedy telewizja Trwam transmituje Apel Jasnogórski, uczestniczę w nim niemalże codziennie, a od czasu choroby nie wypuszczam z rąk różańca, chociaż po operacji przeżyłam okres załamania i nie byłam w stanie się modlić. Zmieniło się to dopiero podczas chemioterapii w Szpitalu im. Rydygiera w Krakowie, gdzie spotkałam księdza, który mi wyjaśnił, że z modlitwą tak często się dzieje, kiedy człowiek jest ciężko chory, słaby fizycznie i załamany.
Musiał minąć odpowiedni czas, bym znowu wzięła różaniec do ręki. Pacjentki, które leżały ze mną na sali, mówiły: „Pani będzie zdrowa, bo tyle dziesiątków odmawia”. Modliłam się nie tylko za siebie, ale też za lekarzy. Tylko tyle mogłam zrobić. Po trzeciej chemii guz się rozleciał. Tę radosną nowinę usłyszałam na Prima Aprilis, który tego dnia wypadł w Wielki Czwartek. Był to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałam na Wielkanoc.
Przywiązanie do modlitwy różańcowej zawdzięczam swojej mamie, która od dzieciństwa polecała mi ją jako ratunek we wszelkich problemach. Od niej też po raz pierwszy usłyszałam o przepowiedniach zapowiadających trudne czasy. „Pamiętaj – mówiła – kto będzie się modlił, to przetrwa”.
Wzięłam sobie te słowa do serca. Modlę się nawet w nocy. Odmawiam różne odmiany modlitwy różańcowej: Nowennę do Maryi Rozwiązującej Węzły, Nowennę Pompejańską, Codzienną Modlitwę za Dusze w Czyśćcu Cierpiące. Dziesiątek różańca ofiaruję również jako duchową adopcję dziecka poczętego.
Ostatnio w ramach wdzięczności za dar modlitwy, który otrzymałam podczas choroby, założyłam cztery margaretki za zaprzyjaźnionych kapłanów z zakonu kapucynów, byłego proboszcza mojej parafii i papieża Franciszka. Cieszę się z tego niezmiernie, ponieważ do wspólnej modlitwy udało mi się zachęcić nie tylko starsze panie, ale też młode kobiety i mężczyzn.
Swoje życie zawierzyłam Pani Jasnogórskiej, która pomaga mi w przezwyciężaniu słabości.
Tekst Krzysztofa Piestrak
„Głos Ojca Pio” [136/4/2022]