Po powrocie do Polski z zesłania na Syberię Wacław Nowakowski został ponownie przyjęty do zakonu kapucynów, tym razem do prowincji galicyjskiej. Kiedy złożył wszystkie śluby wymagane prawem zakonnym i przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa Albina Dunajewskiego, nadszedł dla niego szczególny moment – odprawienie mszy prymicyjnej. Celebracja ta jednak o mało co nie zakończyła się fiaskiem.
Przebywając jeszcze na zesłaniu, br. Wacław Nowakowski ufał, iż powinien być posłuszny nie tyle przełożonym, których tam nie było, co własnemu sumieniu i zabranej na Syberię Regule zakonnej. W nich szukał głosu Boga, by móc lepiej pełnić Jego wolę i odpowiadać na Jego powołanie.
Niestarannie odprawiona msza
W późniejszym życiu zakonnym br. Wacław ślub posłuszeństwa traktował jako wyrzeczenie się własnej woli. Pamiętał o słowach o. Prokopa Leszczyńskiego, swego dawnego spowiednika i opiekuna duchowego: „Pójdź za tą moją radą: wyrzecz się nie tylko świata, coś dawno uczynił, ale i siebie samego […]. Poddaj wolę bez restrykcyi żadnej tym, którym dla miłości Boga zaprzysiągłeś ją poddać, nie oglądając się jakimi są oni”. Zgodnie z tą wskazówką, w duchu wiary, w przełożonych starał się widzieć raczej Chrystusa aniżeli człowieka z jego wadami, które mogłyby stać się dla niego przeszkodą w okazywaniu posłuszeństwa.
O słuszności rady otrzymanej od o. Prokopa jeszcze bardziej przekonały go wydarzenia wynikłe po ceremonii jego mszy prymicyjnej, którą odprawił 2 lutego 1880 roku. Podczas celebracji był tak przejęty i poruszony, że zaczął się mylić, a gwardian krakowskiego klasztoru, o. Józef Maria Roset, pełniący przy ołtarzu funkcję manductora, zamiast mu pomagać, najzwyczajniej przeszkadzał, a po jej zakończeniu jeszcze oskarżył go przed biskupem Albinem Dunajewskim o to, że nie potrafi odprawiać mszy.
W tej sytuacji ordynariusz nakazał neoprezbiterowi powstrzymać się od celebracji aż do odwołania. Po dwóch tygodniach zaś zarządził, by o. Wacław odprawił mszę świętą w jego obecności. Jakież było zaskoczenie celebransa, kiedy na jej zakończenie uściskał go, pobłogosławił i mile zaskoczony, przyznał: „Jestem [słowo nieczytelne] zbudowany Ojca pobożnością, dokładnością w sprawowaniu Przenajświętszej Ofiary”.
Posłuszeństwo przełożonym
Ojciec Wacław niejednokrotnie powracał do tych wydarzeń i przekonywał innych, by nie upadali na duchu i nie zniechęcali się, gdy przełożeni będą przeszkadzać im w realizowaniu cnót zakonnych, a nawet niewinnie oskarżać, lecz niech złączą swoje cierpienia z cierpieniami Jezusa i Jego Matki, nie próbując nawet zrozumieć ich intencji.
W innych okolicznościach stwierdził: „Trzeba co dzień, niemal co chwilę umierać sobie, przezwyciężać siebie we wszystkiem, wyrzekać się bez względu na wszystko, w najmniejszej nawet rzeczy osobistości swojej i swojej woli”. W posłuszeństwie przełożonym o. Wacław widział bowiem właściwy środek do pokonywania samego siebie, ale nie akceptował wykorzystywania go do jawnej niesprawiedliwości lub przemocy w stosunku do podwładnych.
„Nie dać się zwyciężyć złemu, stać mocno przy cnocie i sprawiedliwości! Złemu ulegać nie wolno pod żadnym pozorem!” – radził pewnej karmelitance, wobec której dopuszczono się nadużyć w materii posłuszeństwa.
Prawo miłości
Ojciec Wacław twierdził, że prawdziwa doskonałość polega na wyrzeczeniu się samego siebie, poświęceniu się innym i uświęceniu siebie poprzez wypełnienie woli Bożej: „Prawdziwa doskonałość życia polegająca na wyrzeczeniu się osobistości, na poświęceniu się i uświęceniu płynącem z najściślejszego wypełnienia woli Bożej jako skutek miłości świętej – wspólna jest wszystkim świętym”.
W ten sposób ubóstwo ducha, ofiara miłości i posłuszeństwo Bogu wytyczyły mu drogę życia zakonnego. Pełnienia woli Bożej, objawionej przez przełożonych, nie uważał za obowiązek, ale prawo miłości. Podobnie było, gdy chodziło o podjęcie jakiegoś działania na chwałę Bożą czy spełnienie dowolnej cnoty, której zażądał Bóg: należało ją wykonać natychmiast bez ociągania się. Gdy pewnego razu jedną z sióstr karmelitanek, której powierzono funkcję infirmerki w klasztorze, zapytał, czy kocha chorujące siostry, a w odpowiedzi usłyszał, że ona opiekuje się nimi z obowiązku, nie omieszkał ostro skomentować jej postępowania: „Obowiązek, obowiązek to po lutersku, po katolicku i po Polsku [!], to z miłości pełnię wszystko, czym mogę wygodzić ukochanym siostrom!”.
Obowiązki stanu zakonnego
Obowiązki stanu zakonnego o. Wacław spełniał sumiennie i w duchu posłuszeństwa. Do jego zadań w tym czasie należała posługa magistra kleryków, której głównym celem było przygotowywanie kapucyńskich alumnów do złożenia profesji zakonnej, a następnie do przyjęcia święceń kapłańskich. Misję tę wypełniał poprzez głoszenie konferencji i rekolekcji zakonnych, a od 1900 roku kontynuował ją bardziej honorowo, ponieważ został „prefektem tytularnym” i stałym spowiednikiem kleryków. Na kapitule prowincjalnej w Krośnie 5 czerwca 1894 roku otrzymał natomiast nominację na ojca duchownego całej prowincji i kierownika ćwiczeń duchowych. Osiem lat później, 19 marca 1902 roku, prowincjał, o. Florian Janocha mianował go wikarym klasztoru w Krakowie. Innych godności w prowincji nie piastował.
Swoje powołanie o. Wacław przeżywał, będąc posłusznym zasadom Reguły franciszkańskiej i zwyczajom zakonnym „z pierwszych najostrzejszych czasów zaczerpniętych”. Tego uczył młodszych braci, budując ich swoją postawą. Wychowywał ich nie tyle przez słowa, co dawanie dobrego przykładu: „Zanim co powiedział i nauczył, sam czynem to wprzód na sobie pokazując, wykonał”.
Wypełnienie powołania
Posłuszeństwo przełożonym zakonnym o. Wacław zachował aż do ostatnich dni swego życia. Nawet gdy na kilka dni przed śmiercią podano mu rosół do jedzenia, spożył go wbrew swej woli, żaląc się panu Kwaśnickiemu, swemu lekarzowi: „Ja pragnę być prawdziwym kapucynem, nie chciałbym dogadzać podniebieniu, zmysłowości, a tu pokusa i nakaz zmuszają mnie”. Autentyczne wypełnianie powołania kapucyńskiego wiązał z prowadzeniem surowego i umartwionego życia, od czego mogli go dyspensować tylko przełożeni.
Do końca życia był przekonany o niezwykłej wartości posłuszeństwa, które wszystkim wiernie je zachowującym otwiera niebo zamknięte przez grzeszne odstępstwo. Prawdziwym szczęściem było dla niego realizowanie powołania zakonnego w duchu doskonale wypełnianej woli Bożej, gdyż „szczęśliwy, który usłyszał głos Boży, szczęśliwszy, który poszedł za tym głosem, a najszczęśliwszy ten, kto wypełnia to, do czego go Bóg powołał”.
Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap
„Głos Ojca Pio” [140/2/2023]
Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Autor książki „Wacław Nowakowski. Polski kapucyn XIX stulecia”.
FRAGMENT KSIĄŻKI: „Wacław Nowakowski. Polski kapucyn XIX stulecia” – br. Błażej Strzechmiński OFMCap
ZAMÓWIENIA: www.e-serafin.pl lub 12 623 80 58