Dobrego dnia z Ojcem Pio
11 PAŹDZIERNIKA: Gdyby Pan sądził nas tylko według sprawiedliwości i prawa, pewnie nikt nie zostałby zbawiony.
grafika Studio Serafin grafika Studio Serafin

Gleba duchowa, na której wzrasta świętość

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Stosunek Ojca Pio do ziemi i jej plonów zrodziły nie tylko wspomnienia z dzieciństwa, ale też głęboka teologia codzienności. W jego oczach jawiła się ona nie tylko jako zwyczajna materia – była przestrzenią, w której objawiała się Boża opatrzność. Z uwagą zatem kontemplował dzieło stworzenia, gdyż uprawa, a potem zbiory płodów rolnych i kwiatów przypominały mu o konieczności pielęgnacji duszy, modlitwie i oczekiwaniu na owoce łaski.

Ojciec Pio z czułością podchodził do ziemi. Niewątpliwie miało na to wpływ jego pochodzenie, wywodził się bowiem z ubogiej, wiejskiej rodziny, która utrzymywała się z pracy na roli. Od dzieciństwa żył zgodnie z naturalnym rytmem przyrody i pomagał w pracach polowych. Codzienna bliskość z ziemią ukształtowała w nim szacunek do pracy, gleby i darów natury. Także później, gdy jako zakonnik rozwijał przede wszystkim życie duchowe, skoncentrowane na posłudze Bogu i bliźnim, nie zatracił owej prostej i serdecznej więzi z naturą.

Pośród pól i kwiatów
Od najmłodszych lat Ojciec Pio pomagał rodzicom w pracy: pasał owce, zbierał oliwki, winogrona i uprawiał warzywa, ucząc się pokory i cierpliwości. Pole na Piana Romana, pastwisko i ogród przez długi czas były jego codziennym krajobrazem.

Autor jego oficjalnej biografii, o. Alessandro da Ripabottoni, w sposób liryczny scharakteryzował więź, jaka łączyła go z ziemią: „Rozmawiał z Bogiem w cieniu odwiecznych sosen, spowity oddechem matki ziemi i uradowany śpiewem «braci» ptaków. […] Chętnie przyjmował i dziękował każdemu, kto mu ofiarował pęczek mięty lub gałązki cedru, i rozmawiając wdychał od czasu do czasu ich woń. Siedząc na murku w ogrodzie, rozbawiony i odprężony, z uwagą i ciekawością przyglądał się wróblom, które nie obawiając się bliskości obcych, szukały na ziemi ziaren”. Z tego tekstu wynika, że Ojciec Pio, choć całe dorosłe życie spędził jako zakonnik w klasztorze kapucynów, nigdy nie zapomniał o swoich wiejskich korzeniach.

Jego głęboki szacunek do natury i pracy na roli przejawiał się również w duchowej trosce o ludzi wciąż żyjących z uprawy ziemi. Warto przypomnieć o rzadko wspominanej praktyce błogosławienia przez niego pól i plonów w czasie zasiewów i przed żniwami – zwłaszcza w Pietrelcinie i okolicach San Giovanni Rotondo. Gdy wierni prosili go, by pomodlił się o sprzyjającą pogodę i dobre plony, czynił to z prostotą i wiarą, kreśląc znak krzyża nad uprawami. Miał zwyczaj mówić: „To Bóg daje wzrost. My tylko siejemy i zbieramy.”

Również w czasie długotrwałych susz lub zagrażających uprawom burz chłopi zwracali się do Ojca Pio o wstawiennictwo. Znana jest historia, kiedy po jego modlitwie nad polami w okolicach Foggii spadł długo wyczekiwany deszcz. Zdumiewające było, że nawodnił on tylko te pola, które zostały pobłogosławione.

W Pietrelcinie, jeszcze jako młody kapłan, Ojciec Pio uczestniczył także w procesjach błagalnych o dobre zbiory. Czasem sam prowadził modlitwę, idąc między polami i kropiąc wodą święconą zboża, oliwki czy winorośle. W ten sposób łączył tradycję z głęboką modlitwą o Boże błogosławieństwo dla pracy rąk ludzkich. Przypominał, że wszystko, co posiadamy, pochodzi z Bożej ręki, a każde wzrastające ziarno jest znakiem obecności i troski Stwórcy.

Ojciec Pio zwracał uwagę również na kwiaty, zioła i drzewa. Często przebywał w ogrodzie klasztornym i potrafił w skupieniu kontemplować piękno kwitnących roślin. Wierzył, że przyroda przemawia językiem Boga – cichym, ale wymownym. Według niego kwiaty symbolizowały czystość i piękno duszy. Szczególnie lubił lilie i róże, których kolce przypominały mu o stygmatach i przeżywanym z miłością cierpieniu, a ich piękno – o nadziei zmartwychwstania. Był też rad z tego, że niektóre zioła wykorzystywano w klasztornej apteczce w duchu franciszkańskiej prostoty i troski o ciało będące świątynią Ducha Świętego.

Na ziemi wygnania
Dla Ojca Pio ziemia obok wymiaru radosnego, pogodnego i sielskiego posiadała także drugi, bardziej pochmurny, bolesny i mistyczny. Odwołując się do duchowości franciszkańskiej i chrześcijańskiej tradycji, na oznaczenie ziemskiej egzystencji używał określenia „życie na wygnaniu”. Rozumiał je jako czas próby, oczyszczenia i tęsknoty za zjednoczeniem z Bogiem. Dzieląc los pielgrzyma na tej ziemi, doświadczał goryczy i utrapienia duszy z powodu realnej utraty Jezusa, którą mógł spowodować choćby najmniejszy grzech. Żalił się swemu kierownikowi duchowemu, o. Agostinowi z San Marco in Lamis: „Życie na ziemi, mój drogi Ojcze, dobija mnie. Życie na wygnaniu wiąże się dla mnie z tak gorzkim udręczeniem, że już prawie nie mogę tego wytrzymać. Myśl, że w każdej chwili mogę utracić Jezusa, trapi mnie i nie jestem w stanie tego wyjaśnić”. Kilka miesięcy później jeszcze dobitniej przypomniał mu o swoim godnym ubolewania stanie ducha, który przyszło mu znosić na ziemi: „To nieustanna pustynia ciemności, zniechęcenia, apatii, ojczysta ziemia śmierci, noc opuszczenia, jaskinia osamotnienia. Tutaj znajduje się biedna dusza oddalona od swego Boga, pozostając sama ze sobą”.

W odpowiedzi na te udręki o. Agostino udzielił następującej rady: „Mówisz, że koniec swojego ziemskiego wygnania nadal widzisz hen daleko. No więc cóż? Czy tu, na ziemi, nie posiadasz tego samego Jezusa, którego posiądziesz na całą wieczność? Tutaj możliwa jest Jego utrata!… Lecz On nigdy nie opuszcza duszy pokornej i pełnej dobrej woli! Jeśli więc będziesz w nich trwał, nie utracisz Jezusa na ziemi i będziesz posiadał Go wiecznie w niebie”. Tymi słowami o. Agostino zapewniał Ojca Pio, że istnieją środki zabezpieczające przed opuszczeniem przez Boga, które jednocześnie skutkują otrzymaniem jeszcze większej łaski w wieczności.

Wczytując się w korespondencję Ojca Pio z jego kierownikami duchowymi można zauważyć, że wyraźnie rozróżniał ziemię wygnania, na której przyszło mu żyć, od ziemi obiecanej, za którą tęsknił, czyli niebem. O swej nostalgii za umiłowanym Jezusem i nieznośnej samotności, jaką przyszło mu znosić, informował o. Benedetta z San Marco in Lamis: „Doświadczam tak dziwnej samotności, że żadna osoba na ziemi ani nawet mieszkańcy nieba nie mogliby dotrzymać mi towarzystwa, gdy mój Ukochany jest tutaj. Nie znajduję żadnej ulgi na tym świecie, wszystko mnie nuży i męczy. Jednak chcę znosić te wszystkie tortury przez całe życie, jeśli jest to miłe Panu”. Samotność, o której pisał Ojciec Pio, była bolesnym doświadczeniem czasowego oddalenia od Boga. Przeżywał ją nie tyle fizycznie, co raczej jako mistyczne osamotnienie duszy.

O duchowym rozdarciu pisał również do swojej córki duchowej, Raffaeliny Cerase, wyjaśniając jej, dlaczego przebywanie na ziemi nie może cieszyć człowieka, który ma świadomość, że został powołany do chwały nieba. Tłumaczył jej, że już za życia sercem i umysłem należy przebywać w królestwie Bożym: „My zaś, którzy przez dobroć Boga najwyższego zostaliśmy powołani do tego, by królować z Boskim Oblubieńcem, a w naszych umysłach jasno lśni prawdziwe światło Boga, zatrzymujmy nasze spojrzenie na wspaniałościach Królestwa Niebieskiego. Niech rozważanie o dobrach, które tam się posiada, będzie słodkim pokarmem dla naszych myśli, a przez myśl zakochaną w tych odwiecznych rozkoszach niech ich dostąpią najżywsze uczucia serca. Tylko wtedy, pomimo że pielgrzymujemy po ziemi wygnania, dolinie płaczu, otoczeni zwodniczym pięknem, pokusami i ułudą, będziemy mogli powtórzyć za niezwyciężonym męczennikiem, św. Ignacym: «Jak nędzna jest ziemia, gdy w niebo spoglądam»”. Ten stan duszy może odmienić wierność własnemu powołaniu, dlatego zapewniał: „Och! Gdyby wszyscy chrześcijanie żyli w zgodzie ze swoim powołaniem, ziemia wygnania stałaby się rajem”.

Choć serce Ojca Pio tęskniło za niebem, ostatecznie przyjął on gorzki los pielgrzyma na ziemi wygnania. Wierzył bowiem, że za sprawą łaski Bożej uda mu się osiągnąć chrześcijańską doskonałość, będącą dla niego niczym delikatny kwiat, który zamiast na urodzajnej glebie, wyrasta pośród cierni, podlewany łzami duszy w miejsce ożywczego deszczu. W liście adresowanym do o. Agostina wyznał ze wzruszającą szczerością: „Tak to jest, Ojcze, gorycz próby jest osładzana balsamem dobroci i miłosierdzia Pana Boga. Chwała Bogu, który umie tak cudownie przeplatać radość i łzy, aby prowadzić duszę nieznanymi drogami do osiągnięcia doskonałości. On bowiem potrafi wydobyć ją także z tego, co duszy wydaje się i co uważa za zło. Taka doskonałość jest jak kwiat, który dzięki miłosiernemu Bogu wypuszcza pąki wśród cierni bólu, w istocie podlewany łzami duszy cierpliwie znoszącej cierpienie, która pokornie dostosowuje się do woli Boga i modli się z zapałem i żarliwością”. Chociaż wiele uwagi Ojciec Pio poświęcał ziemskiej egzystencji, nigdy jednak nie zapominał o niebie, zachęcając siebie i innych słowami: „Miejmy zatem myśl stale zwróconą ku niebu, ku naszej prawdziwej ojczyźnie, której ziemia jest tylko obrazem”.

Na niwie duszy
Dla Ojca Pio praca na roli była metaforą życia duchowego. Uważał, że tak jak ziemia potrzebuje pielęgnacji, tak dusza modlitwy i łaski. Często też dla zobrazowania zawiłych prawideł sfery duchowej posługiwał się rolniczymi obrazami w listach i podczas rozmów. Pewnego razu stwierdził: „Jeśli dusza nie jest uprawiana, dziczeje – tak jak pole bez rolnika”. Mając na uwadze owo niebezpieczeństwo, niezłomnie przez wiele lat pełnił posługę kierownika duchowego. Z oddaniem pochylał się nad rolą ludzkich serc, spulchniając ją słowem, napomnieniami i modlitwą, by przygotować na przyjęcie zasiewu łaski. W jego oczach dusza ludzka niczym rola wymagała właściwej uprawy, by stać się żyzną.

W posłudze kierownika Ojciec Pio nigdy nie zapomniał o Bogu, który daje wzrost i zapewnia plon. Pisał o tym do Raffaeliny Cerase: „Kiedy boskie słońce rozgrzeje swymi ciepłymi promieniami glebę Twego ducha, wykiełkują z niej nowe roślinki, które w swoim czasie wydadzą przepyszne owoce, nigdzie wcześniej niewidziane”. Był jednak przekonany, że wiele w tym procesie zależy od ludzkiej kondycji i zaangażowania człowieka. Niejeden raz był bowiem świadkiem, jak zwykła słabość przekreśliła jego mozolny wysiłek. Kiedy Raffaelina obwiniała się, że jej poczynania nie od razu przynoszą pożądane efekty, on cierpliwie ją uspakajał: „Cóż chcesz! Jesteśmy krusi, jesteśmy ziemią, a nie każda gleba wydaje te same owoce zgodnie z intencją rolnika”.

Kolejną z córek duchowych, Lucię Fiorentino przestrzegał przed zamartwianiem się o to, w jaki sposób najlepiej służyć Bogu. Tłumaczył jej, że istnieją dwie drogi prowadzące do osiągnięcia właściwego celu: posuchy i duchowej pociechy. Liczy się nie tylko to, jak służymy, ale komu i dlaczego. W jednym z listów pisał: „Nie powinniśmy zajmować się ani martwić tym, że służymy Bogu w taki czy inny sposób. W istocie bowiem, ponieważ nie szukamy niczego poza Nim, w nie mniejszym stopniu znajdujemy Go, chodząc po wyschłej, pustynnej ziemi, jak i wtedy, gdy kroczymy po wodach namacalnych pociech. Dlatego należy być zadowolonym z jednej, jak i drugiej drogi”. Według Ojca Pio, kto z wytrwałością szuka Boga, odnajdzie Go w obu stanach życia duchowego, które w wymowny sposób symbolizują: wyschnięta pustynia i orzeźwiająca woda.

Z tego powodu Stygmatyk, zwracając się do nieznanej z imienia córki duchowej, udzielił jej cennej rady dotyczącej służby Bogu. Posługując się barwną alegorią, porównał życie chrześcijańskie do pracy pszczoły. W ten sposób próbował zachęcić ową kobietę do łączenia życia duchowego z codziennymi obowiązkami, twierdząc, że zarówno miód pobożności, jak i wosk pracy przynoszą radość Jezusowi. Przekonywał ją również, że takie życie nie tylko prowadzi do własnego uświęcenia, ale też przyczynia się do wzrostu dobra u innych i buduje wspólnotę: „Na podobieństwo pszczoły pilnie produkuj miód świętej pobożności i wytwarzaj też wosk prac domowych, bo jeśli ktoś dodaje słodyczy upodobaniu Chrystusa, który żyjąc na świecie, żywił się, jak mówi Pismo, masłem i miodem, obfituje też w Jego chwałę, gdyż jest ona potrzebna do wytwarzania zapalonych świec dla zbudowania bliźniego”. Zgodnie z duchową mądrością, Ojciec Pio przypomniał, że w codziennym trudzie i wypełnianiu drobnych obowiązków ukrywa się prawdziwa świętość.

Niezwykle ciekawy i bogaty w symbolikę jest list Ojca Pio skierowany do sióstr Ventrella, w którym, czerpiąc z Biblii i życia codziennego, ukazuje on za pomocą obrazu winnicy, tłoczni, wieży i żywopłotu duchową drogę człowieka, aby w ten sposób wniknąć w tajemnicę Bożego działania w ludzkiej duszy. Zakonnik posłużył się również szerokim wachlarzem obrazów natury, takich jak woda, deszcz, pory roku i owoce, aby przybliżyć duchowe prawdy, zwłaszcza dotyczące zmienności i cykliczności życia duchowego. Pisał, że za sprawą nadprzyrodzonego działania łaski dane mu było poznać, iż winnicą Bożą są dusze ludzkie, a cysterną, wieżą i tłocznią cnoty teologalne: wiara, nadzieja i miłość. Natomiast okalający je żywopłot jest obrazem prawa Bożego.

Jednak w odniesieniu do sióstr Ventrella widział to już z innej perspektywy duchowej. Według niego winnicą była dobra wola, cysterną święte natchnienia, wieżą cnota czystości, tłocznią posłuszeństwo, a żywopłotem śluby i dążenia.

W obu przypadkach Ojciec Pio podkreślał kluczowe aspekty życia duchowego, które służą jego ochronie i rozwojowi. Natomiast w obrazie czterech pór roku opisał cykl życia człowieka wierzącego: zimę, symbolizującą czas próby, zniechęcenia i oschłości; wiosnę ilustrującą budzenie się ze snu duchowego i czas wzrostu; lato objawiające intensywne działanie w miłości oraz jesień zapowiadającą czas dojrzałości i zbiorów, gdzie owocowanie duchowe jest mocno zauważalne. Według niego ta charakterystyczna zmienność zachodząca w życiu wiary jest częścią Bożego planu realizującego się na ziemi. W niebie nie będzie tylko zimy, gdyż dusza osiągnie pełnię świętości.

Ojciec Pio dla wyrażenia postępu na drodze duchowej bardzo lubił posługiwać się obrazem korony, będącej częstym symbolem zbawienia, nagrody, która czeka na człowieka po zakończeniu jego ziemskiej pielgrzymki. Gdy duszy brakowało doskonałości w postaci cnotliwego życia i pełni miłości do Boga, mówił, że domaga się ona uzupełnienia przez kwiaty i kosztowności. Ponieważ troska o zbawienie była dla niego nieustannym procesem duchowego doskonalenia samego siebie, jak i osób mu powierzonych, pełniąc misję rolnika na niwie Pańskiej, ofiarnie wyplatał wieniec chwały i koronę świętości.

Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap

[GOP 154/4/2025]


brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Znawca życia i duchowości Ojca Pio. Zastępca redaktora naczelnego „Głosu Ojca Pio”. Autor książek.

Ostatnio zmieniany piątek, 27 czerwiec 2025 12:07

Nowy numer "Głosu Ojca Pio"

Głos Ojca Pio 155 (5/2025)

Głos Ojca Pio 155 (5/2025)

Podejmuje temat końca ludzkiego życia i odchodzenia do wieczności. Przeczytamy w nim m.in. o tym, po co Jezus zstąpił do piekieł, czy zmarli nas widzą i...

Czytaj więcej

        


 

CZY * GŁOS OJCA PIO * JEST TYLKO O OJCU PIO?

WIDEO