Pierwotny pomysł na tekst był inny. Jednak zmieniłem plan, biorąc pod uwagę obecną sytuację. Nie chodzi o pandemię i strach przed zakażeniem, bo zarówno wiek, jak i zdrowie stawia mnie w grupie ryzyka. Skłoniły mnie do tego wydarzenia, które NIGDY nie miały miejsca w Polsce niezależnie od tego, czy byliśmy krajem wolnym, czy okupowanym. Nie wiem, co przyniosą najbliższe dni: czy będę miał szansę wyrazić swoje zdanie, czy znajdą się łamy chętne moją opinię opublikować i czy czytelnicy zechcą ją przeczytać. Na koniec tego przydługiego wstępu pozwólcie, że zwrócę się do konkretnej osoby, bo tylko to mi pozostaje.
Przepraszam, Chryste. Przepraszam, że przez ponad dwadzieścia lat nie potrafiłem o Tobie – najpiękniejszym, pełnym miłości do stworzenia i skorym do wybaczenia Bogu – mówić młodym ludziom. Chociaż wykonuję wymarzony zawód, nie udało mi się odpowiednio odwdzięczyć za Twoją obecność w moim życiu.
Przepraszam, że nie potrafiłem uchronić młodych przed nienawiścią do Ciebie. Tak wielu z nich zamiast nosić znak krzyża, symbol męki i odkupienia, obnosi się dumnie z symbolem, który jest wyrazem nienawiści do Ciebie i Twoich dzieci.
Przepraszam, że tak bardzo nienawidzą Cię w postaci małego, często chorego i bezbronnego dziecka ukrytego w łonie matki. Przepraszam, że nieudolnie i może zbyt biernie stawałem w obronie najmniejszych, którzy stali się dla nich zagrożeniem. Bezbronnych odarli więc z człowieczeństwa i starają się pozbawić ich prawa do życia.
Przepraszam, Matko Boża, że nie potrafiłem ukazać wspaniałości daru macierzyństwa i ojcostwa młodym ludziom. Przepraszam, że nie miałem pomysłu, a często i odwagi, by głosić wartość czystości przedmałżeńskiej w obliczu zalewu pornografii, łatwego seksu bez zobowiązań i odpowiedzialności za drugą osobę i poczęte życie. Przepraszam, że Twoja czystość, wierność i oddanie jest dziś dla tak wielu młodych powodem drwin i pogardy.
Przepraszam, Jezu, że nie potrafiłem zachęcić młodych ludzi do uczestnictwa w liturgii i spotkania z Tobą podczas mszy świętej. Rozpacz rozsadzała mi serce, gdy widziałem tylu młodych bezczeszczących Twoje kościoły, wykrzykujących plugawe epitety. Jakże to przypomina scenę, gdy przed wiekami inni krzyczeli: „Ukrzyżuj Go!” (Mk 15,13). Przepraszam, że ze względu na swoją słabość i grzeszność nie potrafiłem ich skłonić do nawiedzenia Ciebie ukrytego w białej i czystej Hostii. Dziś chcą kolejny raz w historii, choć pierwszy raz w Polsce, sprofanować Twoje Ciało. To inni mieli atuty i skłonili ich do niszczenia kościołów. Przepraszam, że tak wielu młodych ludzi Cię nienawidzi.
Przepraszam, Chryste, za ich nienawiść do kapłanów, szafarzy Twoich sakramentów. Może za mało zrobiłem podczas zajęć, by modlić się za duchownych i o nowe, święte powołania do kapłaństwa i życia zakonnego. Choć sam przed laty nosiłem habit franciszkański i doświadczałem sporadycznych ataków słownych, to obecna agresja w stosunku do Twoich kapłanów jest zapowiedzią krwawych prześladowań.
Przepraszam, że nie potrafiłem w młodych zaszczepić ducha modlitwy. Przepraszam, że bluźnią, czyniąc znak krzyża, i wypowiadają modlitwy, podczas gdy sercem popierają tych, którzy za największego wroga upatrzyli sobie Twój święty Kościół. Oby u kresu swojego życia nie wyli z lęku i rozpaczy w poszukiwaniu kapłana, który mógłby udzielić im rozgrzeszenia.
Przepraszam, Jezu, że nie potrafiłem ich rozkochać w Twoim słowie i zgłębianiu wiedzy o Tobie. Przegrałem ponad dwadzieścia lat pracy nauczyciela, bo nie byłem zdolny im przekazać nawet podstawowej wiedzy. Przepraszam, że byłem mało stanowczy w ocenianiu i stawianiu wymagań, a dla pseudo świętego spokoju i uniknięcia konfrontacji z roszczeniami uczniów i rodziców dawałem oceny na wyrost. Przepraszam, że wypuszczałem z dyplomem ukończenia katechizacji kolejne pokolenia analfabetów religijnych.
Przepraszam, Boże, że nie potrafiłem odciągnąć powierzonych mi młodych ludzi od szatana. Przykro mi patrzeć, że tak wielu młodych ludzi pragnie pławić się w bagnie grzechu, który jest łatwy, przyjemny i pachnący. W rzeczywistości jest to bajoro pełne zgnilizny wciągające w sidła nieprzemijającej rozpaczy, smutku i samotności.
Pragnę też podziękować. Dziękuję za dwóch uczniów, którzy jako jedni z nielicznych stali i modlili się na schodach katedry w Katowicach, broniąc własnym ciałem dostępu do Twojej świątyni, gdzie przechowywane jest Twoje Najświętsze Ciało. Mieli odwagę dać świadectwo wiary, nawet w obliczu potencjalnego męczeństwa. Dziękuję za Wojciecha i Kamila. Przepraszam za tysiące tych, którzy atakowali. Przecież byli tam również moi uczniowie.
Przepraszam, że zawiodłem i zmarnowałem powołanie do bycia katechetą…
Tekst Adam Maniura
Adam Maniura – mąż, ojciec, katecheta, prowadzi fotoblog bytominside.pl, felietonista „Głosu Ojca Pio”