Dobrego dnia z Ojcem Pio
26 LISTOPADA: Pokora ducha, skrucha serca i ufna modlitwa są najlepszym środkiem, aby skłonić Boga, by przyszedł nam z pomocą.

Nie zapominaj o sobie. Co robić, żeby żyć zdrowo?

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Jeśli kiedyś Bóg wezwie nas przed siebie i każe się rozliczyć z życia, to nie tylko zapyta, czy się modliliśmy i kochaliśmy drugiego człowieka. Rozliczy nas również z tego, jak dbaliśmy o pozostałe dary – psychikę i ciało – którymi nas obdarzył, powołując do życia.

Nasze czasy charakteryzuje nie tylko zabieganie, niepewność jutra, ale i spore pomieszanie w rozumieniu wiary i jej praktycznego stosowania w życiu. Jednym z widocznych tego przykładów jest pytanie o troskę o siebie: Czy chrześcijanin, dobry chrześcijanin, może troszczyć się o siebie? Czy troska o siebie nie jest przejawem egoizmu? Nie ma na nie prostej odpowiedzi. Jednak możemy niektóre kwestie wyjaśnić, a przy okazji dobrze, po chrześcijańsku, zacząć kształtować pełną odpowiedzialność za wszystkie dary, jakimi Pan nas obdarzył.

Z ciała, ducha i psychiki
Wielu współczesnych psychologów bardzo często patrzy na człowieka w podobny sposób jak św. Paweł i mówi o trzech sferach człowieczeństwa: cielesnej, duchowej i psychicznej. Są one ze sobą zespojone jak amalgamat i przenikają się wzajemnie. Jeżeli cokolwiek dzieje się w jednej z nich, odbija się to również na pozostałych dwóch. Podam prosty przykład: stan obniżonego nastroju (kiedy wszystko widzimy w ciemnych kolorach) wpływa na ciało w ten sposób, że na ogół pojawiają się wówczas kłopoty z zasypianiem (wybudzamy się, źle śpimy). Pojawiają się też emocje, które „zajadamy”, albo przeciwnie – z powodu których w ogóle nie jemy. Można by wyliczać takich symptomów sporo. Ten „depresyjny” stan uderza jednocześnie w sferę duchową: pojawiają się problemy z wiarą, z relacją do Pana Boga. A kiedy przeżywamy rzeczywiste stany depresyjne, bardzo często w ogóle się nie modlimy.

Podobne skutki występują przy kłopotach w sferze duchowej: jeżeli np. przeżywamy kryzys wiary, to „zainfekowana” pozostaje nie tylko sfera duchowa. Ucierpi na tym także ciało, ponieważ pojawią się kłopoty ze snem i jedzeniem, a nawet ucieczka w używki. Bardzo mocno zareaguje również sfera psychiczna, ponieważ pojawi się lęk, niepewność, zagubienie. Nie będziemy potrafili swobodnie myśleć.

Tak samo jest i z ciałem: jeśli dotknie nas jakaś niespodziewana choroba albo ból i cierpienie będą długotrwałe, to sprawią nie tylko zamieszanie w sferze cielesnej, co jest logiczne. Dotkną również pozostałych wymiarów ludzkiego życia: w sferze psychicznej, z dużą dozą prawdopodobieństwa, pojawi się lęk, niepewność, zwątpienie, zaciemnienie naszego myślenia, a w sferze duchowej zagubienie, które sprawi, że nie będziemy wiedzieli, o co się modlić i czy w ogóle się modlić.

Jako ciekawostkę podam, jak na te trzy sfery wpływa sen. Amerykanie pod koniec 2014 roku opublikowali szereg długoterminowych badań, z których wynika, że dorosły człowiek potrzebuje wysypiać się przez 7-8 godzin na dobę. Jeżeli śpi poniżej pięciu (nawet przy zapewnieniach, że to wystarcza), po tygodniu ma tzw. „pijane myślenie”. Nie można się wtedy skoncentrować, nie bardzo wiadomo, co się dzieje, pojawia się niewydolność. Reakcje przestają być adekwatne do ich przyczyny. Coraz częściej popełnia się błędy, tak w pracy, jak i w życiu osobistym. Sen, chociaż należy do sfery cielesnej, to bardzo mocno uderza w myślenie. Wpływa też na sferę duchową: z powodu jego niedostatku człowiek nie jest w stanie się modlić, a jeśli się modli, nie bardzo wie, po co, o co ani w jaki sposób. Po prostu nie jest w stanie odbyć modlitwy, ponieważ nie potrafi się skupić ani skoncentrować.

Sama pobożność to za mało
Konsekwencją złego rozumienia wiary i błędnego patrzenia na człowieka jest położenie w naszym rozwoju nacisku tylko na jedną ze sfer przy zapomnieniu o dwóch pozostałych. My, chrześcijanie, często popełniamy błąd, kładąc całkowity nacisk na rozwijanie wyłącznie sfery ducha. Oczywiście, ona jest dla nas ważna i taką powinna pozostać. Ale zostaliśmy stworzeni jako ludzie, a nie aniołowie. Mamy też ciało i psychikę. Jeśli zajmiemy się tylko jedną sferą, tracimy harmonię i budujemy zamki na piasku. Możemy porównać taką sytuację do rozpoczęcia budowy domu od próby położenia dachu: prawa fizyki mówią, że taka budowla musi runąć, ponieważ nie ma ścian ani fundamentu. Dach w powietrzu się nie utrzyma. Jeżeli natomiast przyjmiemy, dajmy na to, że fundamentem jest nasza sfera psychiczna, a ścianami nasza fizyczność, to wówczas dach, który jest obrazem sfery duchowej, osadzimy pewnie. Będzie wówczas nie tylko pasował, ale i dobrze się trzymał.

Mam głębokie przekonanie, że jeśli kiedyś Bóg nas wezwie przed siebie i każe się rozliczyć z życia, to nie tylko zapyta, czy się modliliśmy i kochaliśmy drugiego człowieka. Myślę, że rozliczy nas również z tego, jak dbaliśmy o pozostałe dary – psychikę i ciało – którymi nas obdarzył, powołując do życia. Pójdę jeszcze dalej: w Piśmie Świętym znajduje się pewien fragment. Jezus przypomina w nim, że mamy być pszenicznym ziarnem rzuconym w ziemię, które obumiera i przynosi owoc. Żeby jednak tak się stało, musi być zdrowe. Nie ma innego wyjścia, musimy troszczyć się o wszystkie trzy płaszczyzny, jeśli chcemy służyć drugiemu człowiekowi i dla niego umierać. Z przymrużeniem oka stwierdzam, że gdyby Pan Bóg nie chciał nas z tego rozliczyć, stworzyłby nas aniołami.

Troska o siebie całego
Jeżeli przestaniemy troszczyć się o ciało i jego odpoczynek, ono zacznie samo upominać się o siebie np. poprzez chorobę. Dlatego powinniśmy zadbać o ruch i właściwą dietę, ponieważ wówczas inaczej myślimy i funkcjonujemy. Mamy też lepsze samopoczucie. Jeśli tego zaniechamy, konsekwencje będą tragiczne i w wieku 40 lat staniemy się starcami. Tymczasem nasz organizm posiada swego rodzaju „rezerwę organiczną”, która jest zużywana na pierwszym miejscu, i dlatego jesteśmy zdolni do zachowania 90% naszych sił witalnych aż do 60. roku życia, ale tylko pod warunkiem, że dbamy o ciało.

Jeżeli zaniedbamy psychikę, czyli m.in. całą sferę uczuciową, nasze życie emocjonalne (choćby przyjaźnie), a także intelekt (czytanie, rozmowy, zainteresowania), to zaczniemy karłowacieć jako ludzie. Wówczas nasze reakcje na to, co nas spotyka, zwykle stają się nieodpowiednie do rzeczywistości.

Ze sferą duchową jest podobnie. Można ją zaniedbać na dwa sposoby. W pierwszym przypadku wówczas, kiedy się nie modlimy, nie czytamy Pisma Świętego, nie odnosimy się do Pana Boga, w ogóle o Nim nie pamiętamy, czyli nie jesteśmy włączeni w „szczep winny” i „nie karmimy się” Bogiem. Przestaliśmy żyć Jego słowem i sakramentami. Możemy przynosić owoce, ale nie będą one tymi, których oczekuje Bóg. W konsekwencji nasza wiara stanie się anorektyczna, a potem zacznie powoli umierać.

Równie niebezpieczna jest druga skrajna postawa, tzn. ograniczenie się do samej wiary przy jednoczesnym odrzuceniu prawdy o naszej cielesności i posiadaniu sfery psychicznej. Jej skutkiem będzie znajdowanie pseudoteologicznego wytłumaczenia dla wszystkiego, co się wokół nas dzieje. Nie jest ono tożsame z zaufaniem Bogu i odnoszeniem do Niego tego, co nas spotyka. Kiedy wpadamy w pułapkę pseudoteologii, zaczynamy pouczać innych, ponieważ uważamy, że wiemy wszystko najlepiej („Biada innym, jeśli mnie nie posłuchają!”), zwłaszcza jak świątobliwie żyć, a także jak powinno wyglądać prawdziwe szczęście itd. W praktyce tego typu osoby „chowają” się za wiarą, tzn. wszystko, co je spotyka, a przede wszystkim ich działania (także te niepożądane i niepoprawne) starają się usprawiedliwić „wolą Bożą” i Bożym nakazem. Prowadzi to do swoistej niewoli wypływającej z lęku. Tymczasem św. Paweł pierwszym chrześcijanom powtarzał, że „do wolności wyswobodził was Chrystus”, a zatem trzeba się cieszyć z wolności dziecka Bożego.

Nie zabijaj siebie
Zmęczyć możemy się zawsze. I zmęczenie chyba wpisane jest w nasze życie. Bóg powiedział nam przecież, że w trudzie czoła będziemy troszczyli się o nasz byt. Ze zwykłym zmęczeniem radzimy sobie na ogół bez większych problemów. Zmęczenie fizyczne też łatwo opanować poprzez sen i odpoczynek. Problem pojawia się wówczas, kiedy dotyka nas zmęczenie „kompleksowe”, o silnych podstawach psychicznych. Jest znakiem zaniedbania siebie, a szczególnie sfery psychicznej i fizycznej (o duchowej nie wspominam, bo jest to raczej klarowne).

Pierwszym z symptomów poważnego zaniedbania sfery psychicznej jest skala odczuwanego zmęczenia: nie potrafimy zasnąć, przestajemy myśleć, nie umiemy się skupić, nie jesteśmy w stanie jeść. Ono dobitnie nam mówi: nie wypełniłeś piątego przykazania, zacząłeś siebie zabijać. A więc znajdź czas na sen, spacer, basen.

Drugi symptom objawia się poprzez wszelkiego rodzaje bóle, a szczególnie bóle kręgosłupa. (Od jakiegoś czasu w świecie medycznym pojawiają się artykuły przedstawiające nowe teorie na temat chorób kręgosłupa. Oczywiście, ważne jest, aby każdego tego typu bólu nie wiązać jedynie ze stresem. Byłoby to i nierozważne, i niebezpieczne.) Bardzo często bierzemy wówczas tabletki albo maści, bo uważamy, że chodzi o chorobę o podłożu fizycznym. Natomiast prawda jest taka, że nasz organizm nie odróżnia, czy nosimy 30-kilogramowy worek ziemniaków, czy ogromny stres, który może ważyć więcej niż ów worek. Nasza struktura mięśniowa nie odróżnia ciężaru fizycznego od psychicznego. Jeżeli jesteśmy bardzo mocno zestresowani, przemęczeni (również psychicznie), powoduje to spięcie mięśni grzbietowych, które nazywamy potocznie mięśniami kapturowymi. Według fizjoterapeutów może ono doprowadzić nawet do wypaczenia kręgów kręgosłupa, nie tylko szyjnych. Odczuwamy wtedy potworne bóle głowy.

A zatem kiedy pojawiają się bóle kręgosłupa, warto się zastanowić, czy udać się do lekarza i poddać się operacji, czy zapłacić za swoje zaniedbanie i zainwestować w masaże. Płacimy w tym wypadku za naszą jawną głupotę. Jest to konsekwencja niesłuchania Pana Boga, który powiedział: Jesteś człowiekiem i nie wolno ci zabijać nie tylko innych, ale także siebie.

Nasza psychika szybko zaczyna odpowiadać na zmęczenie. Przy nadwyrężeniu psychicznym przestajemy dostrzegać piękno świata, który nagle staje się czarno-biały, a nawet bardziej czarny niż biały. Nie widzimy żadnych barw, żadnych kolorów. Nic nas nie cieszy. Stajemy się depresyjni, niekiedy bardzo rozdrażnieni, a nawet agresywni, co potrafi niszczyć nasze związki, rodziny, wspólnoty. Nie potrafimy kontrolować siebie i naszych czynów. Potem próbujemy uciekać w środki ratunkowe: np. w alkohol, narkotyki, leki uspokajające, zamiast pomyśleć o tym, że trzeba zapłacić za konsekwencje naszego zaniedbania. Należy wówczas uspokoić się wewnętrznie i np. przez dwa tygodnie odpoczywać, chodzić na spacery, wszystkich przeprosić.

Pamiętaj o swoich potrzebach
Dla tych, którzy chcieliby nie dopuścić do takich konsekwencji, mam trzy dobre rady.

Po pierwsze: spacery, ruch na świeżym powietrzu i słońcu. Druga rzecz: długa kąpiel w ciepłej wodzie, najlepiej z solą, która rozluźnia strukturę mięśniową i pozwala się zrelaksować. Polecam basen, gdzie można wybrać się z całą rodziną. Jest to niestety koszt, ale warto zainwestować. Trzecia rada dotyczy snu, którego trzeba pilnować. Nie wolno o tym zapominać.

To jednak jeszcze za mało. Trzeba ponadto troszczyć się o dwie rzeczy.

Nie zapominać o wakacjach. Jeżeli nie stać nas na wyjazd, należy tak organizować czas, żebyśmy mogli pozwolić sobie na spacer, przejażdżkę rowerową czy inne czynności wymagające wyjścia z domu.

Warto też sprawiać sobie jak najwięcej radości. Odwiedzać gości, zapraszać ich do siebie, obdarowywać się prezentami itp. Nie chodzi bynajmniej o zbytki, ale o to, żeby nie zapominać o przyjaźniach i zmianie otoczenia.

Oczywiście przy tym wszystkim należy pamiętać o sferze duchowej, o naszym głębokim kontakcie z Bogiem i otwarciem na Jego łaskę.

Mateusz Roman Hinc OFMCap
"Głos Ojca Pio" [94/4/2015]


Mateusz Roman Hinc – kapucyn, psycholog, psychoterapeuta, superwizor. Wykłada psychologię (w szczególności rozwojową) w różnych instytucjach. Zajmuje się pomocą terapeutyczną dla osób duchownych oraz pracą z grupami w Londynie. Należy do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Polskiej Federacji Psychoterapii i Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich.

Ostatnio zmieniany piątek, 24 czerwiec 2016 13:13
Więcej w tej kategorii: Kocha, lubi, szanuje »

Nowy numer "Głosu Ojca Pio"

Głos Ojca Pio 150 (6/2024)

Głos Ojca Pio 150 (6/2024)

Nowe wydanie przedstawia zagadnienie pokory w życiu chrześcijańskim. W temat wprowadza artykuł zachęcający do odrzucenia stereotypów i pokazania siły wewnętrznej, jaką daje praktykowanie tej cnoty.

Czytaj więcej

        


 

REKOLEKCJE ADWENTOWE

  1. Świadectwa
  2. Intencje do Ojca Pio

REKLAMA

WIDEO

Newsletter