Wydrukuj tę stronę

Adasiowe Niebo

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Gdy delikatnie próbowałam zabrać rękę, poczułam, że chłopiec trzyma mnie jeszcze mocniej. Wciąż milczał. By przerwać prawie już godzinną ciszę, zapytałam: Adasiu, gdzie mieszkasz?Gdy delikatnie próbowałam zabrać rękę, poczułam, że chłopiec trzyma mnie jeszcze mocniej. Wciąż milczał. By przerwać prawie już godzinną ciszę, zapytałam: Adasiu, gdzie mieszkasz?

Magda, Ola, Krzyś, Pawełek… Szybko odklejałam z próbówek wypisane na taśmie imiona dzieci. Badania krwi. Maluchy bardzo się tego bały, więc jeśli tylko mogłam, byłam wtedy przy nich. Dzieci z lękiem wyciągały rączki, by igła mogła przekłuć kolejny paluszek. – Dziś może ten, bo inne bardzo się boją − słyszałam, jak nieraz mówiły do pielęgniarki. Po chwili lęk mijał. Po buzi spływały łzy. – Trochę bolało, ale u cioci na kolanach jakby mniej − pocieszał mnie zawsze Piotruś, widząc, że boję się tak samo, jak on.

Mama idzie
Ostatnie dwie próbówki przypomniały mi o Karolince i Tomku. Tomek na oddziale chirurgii był już dziewiąty raz, choć miał dopiero kilka lat. Zawsze była przy nim jego mama. Takiego szczęścia brakowało maleńkiej Karolince z nefrologii, która, gdy mnie widziała, powtarzała z tęsknotą dwa słowa: „mama idzie”. Ale przychodziła do niej czasem tylko babcia.

Podobnie było z Adasiem… Chłopczyk już długo chorował, przyzwyczaił się więc do szpitalnych cioć i wujków. Choć miał dopiero cztery lata, pocieszał Karolinkę: „Nie bój się, mama przyjdzie, przecież cię kocha” − mówił z przekonaniem. Jego promienny uśmiech udzielał się wszystkim, nawet najbardziej smutnym i chorym dzieciom. Odwiedzałam go często. Dokładnie wiedział, o której godzinie przychodzę i zawsze czekał przy drzwiach… Nigdy nie płakał, ale gdy tylko mógł, pierwszy zajmował miejsce na moich kolanach i mocno się przytulał… Widziałam, że bardzo tęsknił…

Jednak pewnego dnia Adaś nie czekał. Zaniepokojona zajrzałam do sali. Chłopczyk leżał w swoim łóżeczku z podłączoną kroplówką. Był sam. Myślałam, że śpi, ale gdy tylko podeszłam bliżej, otworzył oczy i wyciągnął rączkę. Uśmiechnął się, ale nic nie mówił. Moją rękę przytulił do swojej twarzyczki. Pytałam go o coś, ale nic nie odpowiadał, jakby mnie nie słyszał. Czułam się tak bardzo mała przy tym cierpieniu, które nie znajduje żadnych słów. Patrzyłam na niego tak, jakbym widziała Małego Cierpiącego Jezusa. To było niezwykłe uczucie. Adaś milczał… Tylko mała rączka „zamykająca” mocno mój palec mówiła mi, że nie wolno go teraz opuścić. Po chwili zamknął oczy, myślałam, że usnął, ale gdy delikatnie próbowałam zabrać rękę, poczułam, że trzyma mnie jeszcze mocniej. W swej rączce układał moje palce tak, by było mu wygodniej. Wciąż milczał. By przerwać tę prawie już godzinną ciszę, zapytałam: „Adasiu, gdzie mieszkasz?”, ale nie odpowiedział… Zaczęłam wymieniać więc nazwy miast: „w Warszawie, Krakowie, Poznaniu?”. Na wszystkie propozycje, przecząco kręcił głową. Wyraźnie było widać, że słowa nie są mu potrzebne, ale konieczna jest moja obecność. Wcześniej myślałam, że dziecku zawsze trzeba coś opowiadać, bawić się, że ono potrzebuje, by z nim cały czas rozmawiać. Adaś uczył mnie zupełnie czegoś innego – głębokiej ciszy…

Jesteś tam i ty
Trwaliśmy więc w milczeniu, które we mnie zrodziło kolejne pytanie, a w małym dziecku – odpowiedź, której nigdy nie zapomnę.

– Adasiu, gdzie mieszkasz? –  zdecydowałam się jeszcze raz na to pytanie.

Chłopczyk jakby się przebudził, uśmiechnął, spojrzał w górę i powiedział: – TAM.
− Gdzie, w szpitalu? − spytałam zaskoczona, wiedząc, że budynek ma jeszcze dwa piętra.
− Nie – odpowiedział krótko.
– Ale wyżej niż szpital jest przecież tylko Niebo – zdziwiłam się.

Adaś milczał, ale wyraźnie uradowany moimi słowami, pokiwał twierdząco głową.

– W Niebie mieszkasz? −  wyszeptałam w końcu.
− Tak – z ulgą powiedział chłopczyk, jakby to było oczywiste.

Serce zabiło mi bardzo mocno. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Bardzo przejęta, poprosiłam: – To opowiedz mi, jak tam jest. Kto jeszcze tam mieszka?

Maluch jednak znowu zamilkł, więc nieśmiało powtórzyłam pytanie: – Kto tam mieszka? Pan Bóg?

– Tak − odparł Adaś, nadal mocno trzymając mój palec.
– Matka Boża?
– Tak – odpowiedział z uśmiechem.
− I kto jeszcze − Aniołki?
− Tak – spojrzał na mnie uważnie, czekając na kolejne pytanie.

Nie wiedziałam, kogo jeszcze wymienić, zapytałam więc ogólnie: – Kto, Adasiu, jest jeszcze w Niebie?
− Ty jesteś! – z radością zawołał. − Jesteś tam! – powtórzył.

Teraz ja z wrażenia zamilkłam.

− Kiedy nic nie mówisz, to znaczy, że po prostu jesteś w Niebie? – wyszeptałam po chwili.
− Tak – uśmiechnął się Adaś, wyraźnie zadowolony.

W tym dniu nie odwiedziłam już nikogo. Dzieci zaglądające do sali, widząc, że Adaś musi mieć kolejną kroplówkę, zaczęły bawić się same. Ktoś przyniósł małe krzesełko, bym mogła usiąść. Zostałam przy chłopcu, aż usnął. Widziałam, jak uśmiecha się przez sen. Może znowu widział swoje Niebo, z Panem Bogiem, Matką Bożą, Aniołami… i ze mną?...

Tekst s. Bożena Leszczyńska

Całe opowiadanie przeczytasz w papierowym wydaniu "Głosu Ojca Pio" [106/4/2017]


BOŻENA LESZCZYŃSKA – pracuje w duszpasterstwie Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Należy do ordo consecrationis virginum (stanu konsekracji dziewic). Za pracę wśród chorych dzieci i ich rodzin otrzymała wyróżnienia w plebiscytach „Miłosierny Samarytanin Roku 2013” oraz „Najlepsza Siostra Zakonna 2015 Roku Małopolski”.

 

Ostatnio zmieniany czwartek, 06 lipiec 2017 16:49